Wieś kontra świat. Pawła Potoroczyna przepisywanie mitów

Kilka tygodni temu ogłoszone zostały tegoroczne nominacje do Nagrody Literackiej Nike. Najbardziej poważnej i dostojnej nagrody dla polskich twórców literatury, ale zarazem nagrody wywołującej spore kontrowersje, zarówno ze względu na instytucję, która za nią stoi (Agora S.A.), jak też na coroczne nominacje, o których nierzadko mówi się, że bywają żartem znudzonych obradami jurorów. Niewątpliwie jednak Nagroda Nike ma znaczący głos w zarysowywaniu pola literackiego najnowszej polskiej literatury. Zainspirowani tą deklarowaną doniosłością nagrody, chcemy porozmawiać o tegorocznych nominacjach. W dwugłosie, z nadzieją, że sprowokuje on dyskusję o tych tekstach literackich, które wybrane zostały jako najistotniejsze w najnowszej polskiej literaturze. A sądząc po rozpiętości proponowanych do uhonorowania publikacji, jest o czym dyskutować.

• • •

Michał Sowiński / Katarzyna Trzeciak – Komu sprzyja bogini zwycięstwa? Rozmowy o nominacjach do Nike 2014 – spis rozmów

• • •

Wieś kontra świat. Pawła Potoroczyna przepisywanie mitów

 

Późny prozatorski debiut Pawła Potoroczyna to dość niezwykła pozycja w polskiej literaturze i jednocześnie mocny kandydat do Nike. Ludzka rzecz to historia polskiej wsi, która dyskretnie, acz konsekwentnie przekracza stereotypowe narracje operujące mitem, i uniwersalizacja wiejskiego świata. Powieść ta pokazuje, że temat polskiej wiejskości nie tylko się nie wyczerpał, ale wręcz nieustannie domaga się przepisywania. Pytanie tylko, czy gra, którą prowadzi autor, nie jest zbyt subtelna – czy przez to jego powieść nie osunie się w odmęty egzystencjalnych paraboli.

Katarzyna Trzeciak: Podczas rozmowy z Pawłem Potoroczynem na antenie radiowej Trójki, mniej więcej rok temu, padło stwierdzenie, że Ludzka rzecz jest powieścią o emancypacji polskiej wsi, bo wybija na językową niepodległość stereotypowe doświadczenia, kojarzone z tzw. literaturą chłopską. Czy istotnie debiutancka powieść Potoroczyna to gra z konwencją polskiej wiejskości literackiej? I jeszcze coś, czy warto – jak czynili to uczestnicy Trójkowej rozmowy – zestawiać Ludzką rzecz z Panem Tadeuszem?

Michał Sowiński: To dość oczywiste odczytanie i chyba nie do końca trafione. Potoroczyn bierze na warsztat kilka konwencji prozatorskich, przede wszystkim powieść chłopską, pewnie słychać tu także jakieś echa eposu, ale to tylko pewne formy literackie, które autor wykorzystuje – bawi się nimi i przekracza je. Z pewnością nie można zamknąć Ludzkiej rzeczy wyłącznie w takim odczytaniu.

KT: Jasne, tak wątków, jak i konwencji, które wykorzystuje Potoroczyn, jest tu sporo; można przecież dostrzec także elementy powieści łotrzykowskiej, obecne poprzez konstrukcję życiorysu Jasia Smyczka, głównego bohatera, który – i to chyba dość interesujący element tej prozy – zostaje uśmiercony już na samym początku historii.

MS: Tak, niesamowita jest ta klamra narracyjna – to, jak początek powieści łączy się z jej zakończeniem. Ta powieść podobała mi się z bardzo wielu powodów, ale chyba najważniejszym z nich jest to, jak Potoroczyn genialnie przepisuje narrację o polskiej wsi.

KT: Klamra jest niesamowita, ale poza nią wszystko w tej powieści jest traktowane jako „samowite” – swojskie, zrozumiałe i tak po prostu ludzkie. Niczym refren powracają tu przecież zdania, że „grzech ludzka rzecz”, „obyczaj ludzka rzecz” i nawet „literatura ludzka rzecz”. Ta ostatnia rzecz zyskuje w powieści uzasadnienie własnej genezy. Narrator mówi w pewnym momencie, że literatura bierze swój początek z pychy, chciwości i rozwiązłości, że bez grzechu pisać się nie da. To też chyba uzasadnienie dla literatury Potoroczyna, w której swoje miejsce mają wszystkie grzechy, występki i skłonności ludzkie. I wszystkie są traktowane z dużą dozą narratorskiej sympatii.

MS: Ta powieść uwodzi swoją prostotą, która jest oczywiście świadoma i zaplanowana. Narracja jest zbudowana na bardzo prostym pomyśle – przedstawia rozmaicie splecione historie mieszkańców małej wioski, gdzieś w Polsce w latach 30. i 40. Ale ta prostota jest pozorna – bo, na przykład, kto tak naprawdę opowiada tę historię? Perspektywa nieustannie się zmienia – raz jest to wiejski głupek, raz filozof swobodnie nawiązujący do Hegla, Marksa i Heideggera. Niemniej Potoroczyn napisał kawał bardzo dobrej, krwistej prozy, która najzwyczajniej w świecie wciąga. To dość rzadkie w polskiej literaturze.

KT: Rzadkie, bo w tej krwistości (to zresztą całkiem operacyjna metafora dla Ludzkiej rzeczy) znaleźć można sporo meta uwag np. o języku, o płci, która nim rządzi, i o jego cielesności. Ta „krwistość”, o której wspominasz, jest tu bowiem również właściwością języka, z którego Potoroczyn wyciąga całą materialność, eksponuje somatyczność językowych znaków. Jak choćby wtedy, gdy pisze o tym, że z kształtu liter czyta się jak z języka ciała, a po chwili płynnie przechodzi do stereotypów płci w języku i w świecie w ogóle. Sporo tu zresztą takich miniwykładowych momentów, wplatanych w łotrzykowskie opowieści.

MS: Rzeczywiście, dużo ich, choć nie wszystkie można uznać za w pełni udane. Niemniej traktat o piórkowskich (od nazwy wsi – Piórkowo) żywiołach, z których najważniejszy i najbardziej trwały, niemalże przedwieczny, jest żywioł błota, uważam za mistrzostwo świata. Tak na marginesie, od dłuższego już czasu snuję sobie plany stworzenia kulturowej historii błota – Pototorczyn bardzo celnie zauważył, że to być może najważniejszy rodzaj materii, który występuje w Polsce. Słyszałem anegdotę, której nigdy nie chciało mi się zweryfikować (lękam się, że może być nieprawdziwa), że w języku polskim, na przestrzeni wieków, istniało kilkanaście określeń na różne rodzaje błota. Trochę jak z Eskimosami i śniegiem.

KT: Właśnie traktat o błocie, jak i zresztą inne powieściowe quasi-wykłady, wychodzi od metaforyzowania polskiej rzeczywistości, ale szybko rozciąga się na bardzo uniwersalny kontekst, egzystencjalny en bloc. Dlatego błoto jest tu takim samym skandalem jak istnienie, a zmaganie tak ze skandalem, jak i z istnieniem, skutkuje tylko jeszcze większym błotem. Właściwie błoto jest tu pierwotną substancją istnienia, trochę jak to błoto, które w Ogniem i mieczem stało się zwornikiem całej potężnej fabuły. Potoroczyn mówi zresztą sporo o samym procesie metaforyzowania, przede wszystkim o tym, który wszyscy znamy z literatury chłopskiej. Tak błoto, jak i wszystko, co związane z naturą, jest bardzo poręczne, poręczny jest także sam Piórków, bo daje niejako gotową parabolę. I tym różni się od miasta, które musi wyposażać się w kostium; miastu trzeba „dopisywać charakteryzację”, a „wieś każdy nosi przy sobie, bo zawsze może się przydać”. Czy to jednak nie trąci w pewnym sensie pochwałą autentyzmu wsi i ludzi ją zamieszkujących?

MS: Wydaje mi się, że nie. Potoroczyn bardzo zręcznie omija pułapkę, jaką byłoby pragnienie autentyczności przejawiające się w poszukiwaniu w wiejskości prawdziwych wartości. Ludzka rzecz to poniekąd polemika z sposobem myślenia, którego uosobieniem byłby Myśliwski i jego esej Kres kultury chłopskiej.

KT: Nie jestem pewna, czy to aż „polemika”. Jest tu sporo elementów pokrewnych (jak np. poziom medytacyjności prozy), choć zdecydowanie Potoroczyn zdaje się zręczniej operować mitem wiejskości, ciekawiej tę mityczność tematyzuje i wydobywa jej najbardziej smakowite, pikantne właściwości.

MS: No właśnie. Piórków daleki jest od literackich obrazów wielonarodowych wsi i miasteczek polskich, w których rozgrywają się międzykulturowe relacje. To nie jest opowieść o magicznym miejscu, które znosi/eskaluje konflikty. Piórków występuje tu raczej na prawach świadomego konstruktu.

KT: Jest jeszcze coś. Klamra narracyjna, o której już wspomnieliśmy. Cała opowieść rozgrywa się po śmierci Smyczka, w chwili, gdy proboszcz Morga usiłuje wymyślić mowę pogrzebową. W tym kontekście narracja staje się niejako tą opowieścią, jakby sprawozdaniem z całości życia, które zwykle okazuje się niemożliwe w trakcie chwilowej przemowy. Taka strategia uzasadnia też tak liczną obecność traktatów, czasem – jak sugerowała Justyna Sobolewska – pojawiających się zbyt łatwo. Te dygresje, dopowiedzenia właściwej opowieści, które czasem może faktycznie zbyt nachalnie przerywają historie o bohaterach, są być może próbą całościowego ujęcia ludzkiej egzystencji, wszystkich jej doświadczeń i właściwości. I takie ujęcie możliwe jest wyłącznie na prawach literackiej mowy pogrzebowej.

MS: Jak tak rozmawiamy, to ogarnia mnie pewna wątpliwość – czy to na pewno jest satyra. Ja bym bardzo chciał, żeby tak było, ale może trochę na siłę czytamy ją w ten sposób?

KT: Chodzi ci o tę tytułową frazę, która powraca jak refren, że „ludzka rzecz” to uniwersalny komentarz egzystencjalny?

MS: No właśnie. Ja bym bardzo chciał, żeby to była opowieść ironiczna, która rozsadza pewien model narracji o polskiej wsi czy też o Polsce w ogóle. Bo tam przecież jest cała galeria archetypicznych postaci – cycata młynarka, chytry, ale dobrotliwy proboszcz, filozofujący grabarz itp., ale żadne z nich nie mieści się w swojej roli. To trochę taka strategia „przegięcia”, rozsadzenia.

KT: Sam Potoroczyn ostrzegał przed traktowaniem tych postaci na prawach archetypu, bo one faktycznie nie mieszczą się w swoich ramach; wylewają się z nich tak, jak wszystkie dygresje z narracyjnych ram powieści. Ale rzeczywiście, postaci są tu tak skonstruowane, że zdecydowanie sprzyja to archetypizacji i wówczas Ludzka rzecz może być czytana po prostu w parabolicznym kluczu. Tylko pytanie, czy właśnie nie powinniśmy tego klucza przekraczać? Bo w końcu parabolicznych lektur mamy już dość sporo, a książka Potoroczyna jest tą, która zdecydowanie mogłaby zainicjować inną dyskusję, nie tylko o mechanizmach konstruowania polskiej historii, ale także o jej literackości czy nawet powieściowości.

• • •

Michał Sowiński (1987) – absolwent Filologii polskiej (UJ), obecnie doktorant (WPUJ). W Ha!arcie zajmuje się różnymi rzeczami. Myśli o sobie jako o literaturoznawcy (miłośnik prozy), czasem para się krytyką literacką. Dyrektor programowy Festiwalu im. Jana Błońskiego.

Katarzyna Trzeciak – doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Przygotowuje pracę doktorską o związkach literatury i rzeźby. Autorka książki Figury pożądania, figury pisania w wybranych nowelach Stefana Grabińskiego. Mieszka w Krakowie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information