Jakiś mężczyzna staje tuż za mną. Odwracam się jak róża wiatrów pod nagłym podmuchem i patrzę mu prosto w twarz.
"Jak miło, że się pojawiłeś", mówię do Jona. Nie mogę się powstrzymać, by nie patrzeć mu ponad ramię w poszukiwaniu jakiejś kobiety, która zataczałaby się protekcjonalnie u jego boku.
"Przyszedłem sam", mówi. "Ciekawe rzeczy tu pokazujesz. Czy ceny zieleni i żółci poszybowały w górę? A może biel była na przecenie?"
Śmieję się, bo on zdaje sobie sprawę, co tu zrobiłam. Śmieję się, bo spogląda na zarys mojego sutka pod bluzką. Śmieję się, bo nie potrafię płakać.