Moim obrazom przygląda się niski mężczyzna w średnim wieku, po cichu kontempluje każdy z osobna, jakby to były stacje Drogi Krzyżowej. Trzyma kieliszek wina, połyskujący rubinową czerwienią na tle białych ścian i tępawej poświaty tlenku cynku na rozwieszonych wokół płótnach.
"Na każdym z nich wymalowałaś swoją stratę i swój ból, prawda?" - mówi.
Nie odpowiadam, tylko wpatruję się w te czarne oczy, które wgryzły się w moją duszę. Tej samej nocy chwyta mnie za rękę i bierze do domu, gdzie pożera mnie w całości.