Zapatrzył się na płomień świeczki zapominając, o czym myślał przed chwilą. Tyle chwil, tak wiele, jedna za drugą, ciąg chwil jak nieprzerwany strumień, w który zanurzył głowę i pozwalał przenikać mu przez siebie. Nie potrafił tego nazwać. Tego, co jest w nim, a co pozwala widzieć mu te wszystkie zdarzenia i odbierać je jak indywidualne przeżycia. – Dziwne – pomyślał – zresztą wszystko jest dziwne albo, patrząc na to z innej strony, wszystko takie oczywiste. Wstał z podłogi, podszedł do okna i spojrzał z wysokości trzeciego piętra kamienicy na obie nitki dwupasmowej ulicy zakorkowanej o tej porze samochodami, które wśród zapadającego zmroku wolno przesuwały się, jadąc do tyłu.
– Mamy ograniczony wpływ na to, co nam się wydarza, nawet nie potrafię zapanować nad tym, co myślę – szarpnął zasłoną by przysłonić okno. –
Żadnej pewności, co do tego, co stanie się za chwilę, nawet do tego, co stanie się w mojej głowie – poszukał wzrokiem wyświetlacza zegara, by upewnić się, ile ma jeszcze czasu do wyjścia.