strona domowa l i n i a    c z e r w o n a

xxiii
Znikła wśród przechodniów na ulicy. W małych kałużach, które utworzyły się w zagłębieniach asfaltu odbijały się przyćmione światła kilku latarni. Żółte punkciki, drgające na czarnych taflach, przypominały słońca na nocnym niebie.

Stał tu więc razem z innymi ludźmi na chodniku, który nie był już dla niego tak samo znajomy, jak jeszcze parę chwil temu, i poczuł, że nie rozumie dlaczego się tu znalazł. Prawdopodobnie, odpowiedź na podobne pytanie nie była dla nikogo z zebranych na tyle ważna, by zrezygnować z czekania, niewyjaśnionego w swej naturze trwania, które poprzez swoją zupełność zastępowało możliwe wątpliwości i pragnienia przy tym odczuwane.

Przecież każdy z nich, chociaż przez chwilę, mógł chcieć odejść stąd i wrócić do swych zwykłych zajęć. Być może mieli zobowiązania wobec innych, a na pewno własne życie, które było bardziej prawdziwe od tego, jakie wiedli tutaj, i bardziej oczywiste dla nich samych.