Piotr Czerniawski - Przed południem
"Chłopiec doszedł do końca ulicy i zawrócił, zwalniając krok. W bramie pojawili się robotnicy, dźwigający mocno podniszczony regał. Kobieta dopiła wodę i bez słowa wyszła z banku. Pracownik obejrzał jej tyłek i obrócił się w stronę ekranu. Dołączyła do młodszej, tulącej powierzoną jej torbę. Tymczasem robotnicy postawili regał na chodniku i weszli z powrotem w głąb korytarza."
• • •
Opowiadanie Piotra Czerniawskiego zamieszczone w antologii "Wolałbym nie".
Przed południem
Niska trzydziestolatka w jednoczęściowym spodnium stała przed maską peugeota, ściskając w rękach czarną, prostokątną torbę. Za dużo tam ważnych bzdur – myślała – za dużo pracy, ciężka jak nieszczęście. Zerknęła w wylot pokrytej brukiem i popękanym asfaltem ulicy i poczuła niepokój. Zdecydowanie wolała nowe rzeczy. Po chwili jej młodsza towarzyszka wysiadła po prawej i dołączyła do niej. Były umówione mniej więcej na dziesiątą.
Człowiek, który zawiadomił je o tej okazji, zapewniał, że będą miały bardzo dużo czasu. Kobieta z torbą usiadła na masce, druga w tym czasie, z głową nienaturalnie zadartą do góry, kontemplowała gipsowe stiuki. Cel ich krótkiej podróży znajdował się nieopodal. Tabliczka z adresem była co prawda zupełnie nieczytelna, ale miały rozpoznać klatkę po zdobieniach. Człowiek, który je naprowadzał, nie był pewien, co przedstawiają, wyglądały według niego „szlachetnie”. Była to jednak dziewiętnastowieczna tandeta mająca przedstawiać Hermesa z akcesoriami, obtłuczona poważnie przez kule i usmarowana przez gołębie. Po drugiej stronie ulicy ciągnął się aż do wylotu rząd świeżo wyremontowanych i pozbawionych ozdóbek kamienic. Co kilka bram ciąg przerywały bezkształtne plomby o kanarkowej barwie. W części parterowej każdego budynku ulokowały się placówki bankowe. Jedyny sklep spożywczy miał szyby zamalowane na biało.
– Niedobrze – powiedziała trzydziestolatka. – Przyjechałyśmy za wcześnie. Nie wzięłam wody, a coraz bardziej chce mi się tu pić. I nie ma gdzie kupić. I chce się palić.
Jej towarzyszka odgarnęła z czoła krótką, asymetryczną grzywkę i podeszła do niej z pytającym wzrokiem.
– W banku – podpowiedziała z namysłem – w banku będziesz mogła się napić z dystrybutora. Idź, kochanie, ten naprzeciwko jest chyba otwarty od dziewiątej.
Tymczasem z bramy wyszedł wysoki chłopiec w fioletowej kurtce narzuconej na koszulkę z filmowym motywem i szarych spodniach z materiału, po czym skręcił nerwowo za róg. Poszedł w stronę wylotu z rękami w kieszeniach, zgarbiony. Starsza z kobiet przekazała torbę z laptopem przyjaciółce i weszła na jezdnię. Przeszklona przestrzeń banku wydawała się przyjazna i przypominała skromną siedzibę fundacji, w której obie pracowały od zeszłego lata. Przekroczyła próg, jednak pracujący w kącie młody mężczyzna w stalowym garniturze nie oderwał wzroku od ekranu. Podeszła do stojącego w kącie automatu, zasobnik na plastikowe kubki był pusty. Pracownik poderwał się nagle z miejsca i zaczął wyuczone, acz nieco spóźnione przywitanie, machając firmowym długopisem. Kiedy mu przerwała, z satysfakcją pokazał jej samotny, czerwony kubek znanej marki, wypełniony do połowy fusami. Napełniła więc wodą dłoń, miała jednak poczucie, jakby wydarzyło się coś bardzo nieprzyzwoitego.
Chłopiec doszedł do końca ulicy i zawrócił, zwalniając krok. W bramie pojawili się robotnicy, dźwigający mocno podniszczony regał. Kobieta dopiła wodę i bez słowa wyszła z banku. Pracownik obejrzał jej tyłek i obrócił się w stronę ekranu. Dołączyła do młodszej, tulącej powierzoną jej torbę. Tymczasem robotnicy postawili regał na chodniku i weszli z powrotem w głąb korytarza. Minęli niechlujnie ubraną dziewczynkę w nieokreślonym wieku, która obeszła ich i usiadła na schodku wejściowym, starając się zająć jak najmniej miejsca. Przyjrzała się uważnie obu kobietom i uśmiechnęła do starszej.
– Mężczyzna nie zejdzie – powiedziała. – Nie chce tego oglądać.
Miała dziwne zęby, jakby spiłowane z przodu, obok niedorozwiniętych jedynek i dwójek wystawały kły, nadając jej twarzy zepsuty ponad miarę wygląd. Jej głos brzmiał jednak sympatycznie.
Za plecami trzymającej laptopa kobiety pojawił się chłopiec w fioletowej kurtce. Lekko ją popchnął. Zanim któraś z kobiet zdążyła się odezwać, poszedł w drugą stronę ulicy, tam, skąd przyjechały.
Ktoś nam zaraz ukradnie sprzęt, chce mi się pić, ten przyjazd tutaj zupełnie nie ma sensu – myślała starsza. – Te meble są zniszczone, nic nam się tu nie przyda, powinnam dzwonić do chłopaków z nyską i powiedzieć im, że się zaczęło, ale po co…
Weszła do klatki, mijając dziewczynkę, która z bliska wydawała się nieletnia. W korytarzu straszyły nędznej urody płaskorzeźby. Wzdłuż ściany ciągnęła się podłużna, zawilgocona plama. Robotnicy znosili po schodach elegancki fotel, w całkiem niezłym stanie.
– Może jednak – powiedziała na głos i wyszła za nimi.
Jej towarzyszka mrugnęła do siedzącej na schodku dziewczynki, starając się w myślach ubrać ją w coś porządnego. Kiedy fotel znalazł się na chodniku, usiadła w nim, ponownie kierując twarz ku górze. Dobrze się nam razem pracuje, dobrze mieszka – pomyślała. Miała ochotę tańczyć. Pomachała pracownikowi banku, pochylonemu nad dystrybutorem. Zignorował ją. Najwyraźniej nie czuł się swobodnie. Lubiła swoje zajęcie, widziała w nim sens. W wyrównywaniu krzywd, w zaspokajaniu potrzeb. Rzeczy wynoszone z bramy miały swoją historię i otwartą kartę. Postanowiła zaczekać z katalogowaniem do czasu pojawienia się ostatniej. Spojrzała w stronę wejścia, milczący robotnicy dźwigali sporych rozmiarów obraz. Podeszła do nich i uniosła folię. Przyzwoita reprodukcja Remedios Varo. Kompletne zaskoczenie. Dziewczynka ze schodka poruszyła się nerwowo.
– Tamta to lubiła – powiedziała. – Zanim, wiadomo.
Spodziewały się, nie wiedzieć czemu, steku przekleństw, tymczasem na tym się skończyło. Dziewczynka splunęła pod nogi i straciła zainteresowanie sytuacją. Na horyzoncie znów pojawił się chłopiec w fiolecie, tym razem kopiący kamień. Robotnicy oparli obraz o ścianę i wyciągnęli papierosy. Byli już wyraźnie zmęczeni. To się udzielało. Zbliżała się już jedenasta, pora na telefon. Czarna torba leżała na fotelu.
– Znowu to robisz – powiedziała starsza. – Znowu zostawiasz bez opieki, nie mogę na tobie polegać. Brudno tutaj… Czy ja pamiętam numer do kierowcy?
Wsadziła torbę pod ramię, usiłując przytrzymać telefon przy uchu. Kiedy kopnięty przez chłopca kamień odbił się od jej obcasa, potknęła się. Poczuła, że traci panowanie nad sobą. Spojrzał na nią bez skruchy, po czym poszedł w stronę wylotu.
– Baran – orzekli robotnicy. Zgasili papierosy o drzwi wejściowe. – My już kończymy – dorzucili.
Poszli na górę po pudła, tymczasem kierowca nie odpowiadał. Na poczcie głosowej miał nagrane sprośne propozycje. A przecież pracowali w poważnej instytucji. Może kiedyś dorobią się transportowca o nienagannych manierach, ubranego w angielski garnitur. Spojrzała na stos obok bramy i po raz kolejny poczuła zniechęcenie. Nie te rzeczy. Potrzebujemy mebli w dobrym stanie, dużego AGD, małego AGD, telewizora, wszystkiego, co może się przydać w potrzebie. Nie tych osobistych drobiazgów, tej absurdalnej Remedios.
Poszukała wzrokiem dziewczynki z wystającymi kłami. Siedziała w tym samym miejscu co poprzednio, tym razem zachmurzona i nieobecna. Jak ona ma właściwie na imię?
– Słuchaj – powiedziała z wahaniem – oni powiedzieli, że już kończą, nie ma pralki, lodówki, telewizora, o to prosiłyśmy, znoszą za to prywatne rzeczy. Czy możesz zawołać z góry? – zacięła się. Dziewczynka zaczęła się śmiać i popatrzyła na nią lubieżnie.
– On nie zejdzie. Powiedział, żeby brać, co dają. A ci goście nie mają podnośnika i nie zniosą tego gówna, bo jest ciężkie jak cholera.
– No dobrze – młodsza postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. – To dzwonimy do małego, mały będzie wiedział co robić. Na kanciapę zadzwonimy, pewnie tam siedzi i sobie wyobraża, że ma nas obie naraz.
Zachichotały. Dziewczynka zerknęła na nie z pobłażaniem. Kanciapa odpowiedziała po dwóch sygnałach. Tak, już jadą. Tak, wezmą podnośnik. Nie, nic nie trzepią. Tak, rozliczą się jak zwykle, pod koniec miesiąca. Kiedy chowała telefon, robotnik uderzył ją pudłem w plecy. Odwracając się, potrąciła go, na chodnik wysypały się kasety wideo, monety, pocztówki dźwiękowe, bure zeszyty i inne trudne do zidentyfikowania przedmioty. Na dnie pudła leżał magnetowid. Chłopiec kończył kolejny nawrót, zbliżał się właśnie ku nim. Nerwowo przycisnęła torbę z laptopem do piersi. Kiedy je mijał, wymienił spojrzenie z dziewczynką na schodku. Odszedł jednak bez słowa.
– Wybierzcie sobie coś z tego – dziewczynka zaśmiała się nerwowo. – Na mnie już czas.
Wstając, zadarła spódnicę, pod którą, jak się okazało, nie miała majtek. Kobiety odniosły wrażenie, że zadarła spódnicę celowo.
– Na mnie czas – powtórzyła i podskakując, pobiegła na koniec ulicy, za którym kolorowa wstęga placówek bankowych zawijała się w stronę przedmieścia.
Chłopiec właśnie omijał peugeota szerokim łukiem, idąc wolniej niż zazwyczaj.
Bardzo chciało im się palić. Powinny zacząć spisywać te rzeczy, zanim przyjedzie furgon. Druki zostały w samochodzie, ku któremu niebawem nawróci chłopiec.
Zazwyczaj to taka przyjemna robota – pomyślała starsza. – Po prostu zły dzień. Dziewczynka znikła. Niech już ci nasi fizyczni przyjadą. Naprawdę, powinnyśmy zostawić torbę w samochodzie i nie panikować. To nie jest zła dzielnica, zwłaszcza teraz, po tych inwestycjach. Może kiedyś tu nawet zamieszkamy, w jakimś przytulnym studio.
Zza rogu wyskoczyła nyska, omal nie potrącając chłopca. Zaparkowali obok peugeota, wzięli podnośnik i ruszyli w pośpiechu na górę. Już niedługo będzie po wszystkim. Może mężczyzna zejdzie i będą mogły mu podziękować. W korytarzu zachrobotał podnośnik, obciążony starą pralką. Kantem poszła po płaskorzeźbie, obtłukując pysk jakiegoś mitycznego stworzenia.
– Nic nie szkodzi – stwierdził mały. – Tu nie będzie remontu, nie opyla się, nie ma instalacji. Pralka na chodzie! – krzyknął do kobiet. – Lodówka do niczego, telewizor nowy, jak zawsze.
Poczuły się bardzo zmęczone. Chłopiec powoli okrążał samochody w drodze powrotnej. Zwalniał. Poczuła, że chce mu oddać laptopa i mieć to, to cokolwiek, z głowy. Patrzyła na krótkie włosy młodszej i pomyślała, że tracą kolor. Chłopiec minął robotnika, który przytrzymywał wielki telewizor chwiejący się na podnośniku, i usiadł obok pudeł. Nie był młody, mógł być nawet pełnoletni.
Niech sobie grzebie, w czym chce, i tak to przecież zostawimy –
pomyślała, poprawiając spodnium. – Nawet Remedios, choć ładnie by wyglądała w mieszkanku, nie po to tu przyjechałyśmy. Rzeczywiście pora się zbierać.
Chłopiec powoli sięgnął do pudła.
– Chodźmy już – powiedziała. – Chodźmy do samochodu, muszę odpocząć.
Wzięły się za ręce. Pomachała chłopakom, wyrobią się w pół godziny, potem wszyscy pojadą do biura. Chłopiec wyciągnął z pudła umazaną puszkę. Wstał energicznie. Zatrzasnęła drzwi peugeota i pogłaskała młodszą. Dokręciła szybę, sama nie wiedząc czemu, powietrze było nieświeże. Tymczasem chłopiec wyjął z pudła umazaną puszkę i podszedł do banku naprzeciw, zatrzymując się na wprost wielkiej szyby. Podniósł rękę. Pracownik w garniturze zerwał się zza stołu i zastygnął w oczekiwaniu, lecz chłopiec odwrócił się, przeszedł z powrotem przez jezdnię i postawił farbę na schodku. Następnie ściągnął kurtkę i powiesił na połamanym regale, po czym wrócił na jezdnię i usiadł pośrodku. Odczytała napis z koszulki, ale nic jej nie powiedział. Wątpiła zresztą, czy chłopiec ma o nim jakieś pojęcie. Attica! Attica! Po dziesięciu minutach pracownik nie wytrzymał i zaczął przesuwać palcami po miniaturowej klawiaturze telefonu. Po kolejnych dziesięciu minutach na ulicę wjechał radiowóz i zatrzymał się obok chłopca. Ten po krótkiej chwili wstał i wsiadł do środka. Kiedy odjeżdżali, ekipa z hukiem zatrzaskiwała drzwi nyski.
– Nie powinnyśmy zostawiać tego wszystkiego na chodniku – powiedziała i bezradnie potrząsnęła głową. Wiedziała, że po kwadransie chodnik będzie pusty, choć od godziny nikt nowy nie pojawił się na ulicy.
• • •
Piotr Czerniawski - (urodzony w 1976 r.) poeta, redaktor działu poetyckiego "Rity Baum", administrator portalu Nieszuflada.pl, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Wikimedia Polska, autor tomików poetyckich "30 łatwych utworów", "Poprawki do snów".
• • •
Więcej informacji o antologii Wolałbym nie w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
Wolałbym nie w naszej księgarni internetowej