Daniel Kot - Kierunkowy 0-22. Odcinek 3. Gangsterskie opowieści

To gangsterskie opowieści, prawda czy kompleksy
b
ez pretensji, świat i tak tonie w agresji
g
angsterskie opowieści, sam w nich uczestniczysz
Widzisz je co dnia, na każdej ulicy (...)

„Gangsterskie opowieści”, O.S.T.R.

Za swoją pasję był podziwiany i szanowany. Był źródłem wiedzy w materii, która należała do wąskiego kręgu zainteresowań prawdziwych fascynatów. Maniakalnie kolekcjonował mikstejpy. Mikstejp to płyta wydana przez didżeja, rap producenta, na której znajdują się remiksy już istniejących utworów, pełne cytatów i odwołań do najprzeróżniejszych stylów i epok w dziejach hip hopu. Miał tych mikstejpów tysiące, podobno ponad dwadzieścia tysięcy. Jeździł po Europie w poszukiwaniu tych najrzadszych, z każdej podróży z przyjaciółmi czy dziewczyną przywoził po kilka krążków. Znane są jego słynne „wyprawy po mikstejpy”, kiedy z kilkoma tego samego typu postrzeleńscami pakował się do fury i z torbami jointów ruszał do Amsterdamu, Berlina, Paryża czy Barcelony, przywożąc prawdziwe skarby. Wszyscy mu tego zazdrościli. Ci, którzy go nie znali, chcieli go poznać. Ci, którzy znali, spędzali u niego całe dnie, siedząc przy skrętach, przesłuchując rapowe perły, o których istnieniu nawet nie mieli pojęcia. Ten człowiek nie słuchał rapu, on był rapem. Miał na koncie autografy Jam Master Jay'a, Grandmasterflasha czy J Dilla, a także kilka melanży na bekstejdżach z DJ Premierem czy DJ Clue. W spełnianiu swoich marzeń był absolutnym geniuszem.

Kończył dwudziesty drugi rok życia. Znajomi mówili, że zupełnie mu na punkcie tych płyt odbiło. Żył z handlu nimi, pisywał artykuły do polskiej i światowej prasy skupionej na kulturze hip hop, prowadził rap imprezy, organizował rap targi. Jednego miesiąca kończyło się to kilkusetzłotowym długiem u znajomych, a innego – wakacjami nad Morzem Śródziemnym. Nie było tajemnicą dla nikogo z tego światka, że konkretne dochody, raz na jakiś czas, osiągał też ze swojej niewielkiej hodowli konopi, będąc wkręconym w biznes. Jasne, każdy, kto regularnie jara jointy, jest tak czy inaczej w biznes wkręcony, tyle że od ilości jego plonów zależało, czy przeżyje dany miesiąc. Nie był jakimś wielkim dilerem, miał kilka krzaków automatów, które kosił co dwa / dwa i pół miesiąca – mocne odmiany o charakterystycznym, ziemistym posmaku. Lubił, kiedy klient był zadowolony.

Ale podobno kiedyś siedział w tym głębiej. Latał z paleniem i prochem dla ludzi z Mokotowa i Żoliborza, uczestniczył w kilku przypałowych akcjach, kilkukrotnie uchodząc z wolnością albo zdrowiem. Znajoma jego byłej kumplowała się z moją koleżanką ze studiów i opowiadała, że przez parę miesięcy sypiał z glockiem pod poduszką. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, ale fakt jest na pewno taki, że adrenalina rzadko kiedy spływała z jego żył.

I tak jak co do historii o spaniu z pistoletem pod poduszką nie mam pewności, to co do akcji, że kiedyś pistolet znalazł na ulicy jestem pewien. Zresztą, wszyscy są, bo to fakt powszechnie znany. Któregoś razu psiarnia podstawiła frajera, który się z nim ustawił żeby kupić trochę materiału i w momencie przekazywania wyskoczyło dwóch typów drąc się, że są z policji. Nie był głupi, tylko naćpany. Wyszedł po prostu na chwilę z imprezy na której w fecie chodziło się po kolana. Psowi, który wyskoczył na niego pierwszy, wyjebał z buta w nadgarstek tak, że mu ta klamka po prostu wypadła i korzystając z tego, że tamten się zwinął z bólu, podskoczył po pistolet i wycelował do tego drugiego. Jestem pewien, że nikogo by wtedy nie zastrzelił, bo choć funkcjonował w brudnym półświatku, gangsterem nie był. Ale pod wpływem furania i adrenaliny przemieszanej ze strachem darł na nich mordę na tyle przekonywająco, że po prostu spierdolili. Wrócił na górę, ostrzegł typa, u którego impreza się działa, więc wszystkich wyjebali, spakowali proch i gdzieś wyjechali tej samej nocy.

 

Ludwik Lis - http://www.ludwiklis.com

 

Plotki są takie, że podobno przed opuszczeniem Warszawy gdzieś ten pistolet zakopał, podobno z pięcioma nabojami w środku, podobno gdzieś na obrzeżach Pragi, w okolicach Targówka albo Brudna i podobno są tacy, którzy wiedzą, gdzie go zakopał dokładnie. Znam kogoś, kto zna takiego „dobrze poinformowanego”. Ale czy to prawda, już raczej się nie dowiemy, no chyba, że ktoś wreszcie się ruszy i tę spluwę wykopie. Tak czy siak, od samego głównego zainteresowanego niewiele da się usłyszeć przez sześć stóp ziemi; odjebali go blisko granicy z Niemcami i tego jego koleżkę też. Podobno dostali cynk, że ten drugi wiezie proch, ktoś czaił się na niego już od dłuższego czasu; nie wiedzieli, że z kimś jest. Śledzili ich od samej Warszawy, aż kawałek za granicą, kiedy tamci zatrzymali się na szczanie, po prostu ich zastrzelili. Zgarnęli dobre dwa kilo fety (niektórzy mówią nawet o pięciu) i wrócili do Warszawy. Inna sprawa, że potem okazało się, że to nie feta, tylko mefedron. Mniej więcej po trzecim „tajemniczym zgonie”.

Kiedy wieści o jego śmierci dotarły do miasta, nie potrzeba było wiele, żeby połowa z jego kolekcji zniknęła, zwyczajnie rozpłynęła się między handlarzami, słuchaczami, znajomymi. Resztę płyt siostra kazała przewieźć do swojego mieszkania, gdzie bez pardonu wpierdoliła je do piwnicy. Niszczały w wilgoci ładnych parę lat, aż pojawił się u niej któregoś dnia pewien didżej. Udało mu się wynegocjować dobrą cenę za to, co zostało z kolekcji, spakował ją i wywiózł do Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkał na stałe. Zostawił jedynie krążki zniszczone albo na takie wyglądające, nieopisane albo nieszczególnie istotne. Kiedy kilka miesięcy później siostra chciała je raz na zawsze uporządkować, ale skończyło się na tym, że wpakowała je do wora i wyrzuciła. Kiedy jakiś czas potem ktoś znowu do niej przyjechał prosić o odsprzedanie tego, co zostało, zrobiło jej się trochę głupio. Straciła brata, jego kolekcję i kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset tysięcy baniek; ostatnie krążki okazały się najcenniejszymi z całej kolekcji, a didżej, który przyjechał do niej z Anglii zabrał najmniej wartościowe śmieci.

Tak mówią na mieście, się słyszy, ale czy to prawda, to już każdy sam wie.

 

Historia oparta na faktach, inspirowana prawdziwymi zdarzeniami

• • •

Kierunkowy 0-22 – spis odcinków

• • •

Daniel Kot – urodzony, pomieszkujący. Warszawuje, pochodził trochę na studia, przez prawie trzy lata wydawał e-zina „KOFEINA”, swoje przepracował za kasami i barami, teraz kreatywnie, reklama. Kilka publikacji w „KZO” i wiersze w „Akcencie”, trochę w Liternecie. Aspirujący, żywo zainteresowany, inspirator Mikrofestynu. Tęskni za deskorolką i przeszłością, której nie może pamiętać. Nienachalny, lubi koty. Tagi: '91. Norwegian Wood, Joy Division, Pijani Powietrzem, Ghost Dog.

Ludwik Lis – znany jako STYLWARSZAWSKI. Fotograf, dokumentalista. Życie Warszawy oprócz fotografii, uwieczniał za pomocą kamery w autorskim programie w TVN Warszawa „Styl Warszawski”.Wcześniej jego specjalnością były krótkometrażowe filmy kręcone telefonem komórkowym, za które był wielokrotnie nagradzany na festiwalach w kraju i za granicą. Współpracował m. in. z magazynem „ELLE”, „In Style”, wytwórnią PROSTO. Obecnie tworzy reportaże do programu „Dzień Dobry TVN” oraz markę odzieżową STREET IT.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information