Daniel Kot - Kierunkowy 0-22. Odcinek 12. Ptaki nad miastem

Nie pamiętam, kiedy z takim utęsknieniem czekaliśmy wiosny, podniecając się najmniejszymi skokami temperatury, chwilowym przebłyskiem ukochanego słońca czy trawiastą dziurą w tkaninie brudnobiałego śniegu. Czuliśmy nadchodzące zmiany organicznie, w naszych ciałach też coś topniało, krew zaczynała szybciej płynąć rozmrożonym krwiobiegiem, uwolniona, paliliśmy mniej papierosów, a kawy odechciewało się już po drugim kubku.

Uśmiechy stawały się prawdziwsze, prostsze, powodowane najmniej wyszukanymi żartami. Wszyscyśmy już mieli po dziurki w nosie zimy, rytualnego „znowu, kurwa”, patrząc po przebudzeniu w okno o tej godzinie, kiedy nie wiesz, czy to poranek, czy noc jeszcze; dość tych zimnych mieszkań, chłodu ciągnącego z okien, drzwi i podłóg. Miasto powoli wypełniało się ptakami, pierwszy raz od miesięcy mogliśmy w końcu usłyszeć ich śpiew i choć może robiły to cały czas, dopiero teraz dźwięki docierały do nas i sprawiały prawdziwą przyjemność. Słowa „wiosna idzie” przekazywane były z ust do ust, jak sztafeta albo jak pomoc żywnościowa podczas powodzi, w łańcuchu ludzkich rąk zamieniały się w delikatny szmer, jak wiatr, tuż nad poziomem chodników, ogarniały całą Warszawę, sennie strząsającą z siebie szron i rozmokłe płatki śniegu. „Wiosna idzie” jako lekarstwo i pocieszenie na drobne nieporozumienia, smutki i tęsknoty. Czas jest kiepski, każdy okres przejścia przerabia ze sobą, w sobie, na swój sposób przyjmując coraz cieplejsze dni w swoim mieszkaniu.

Zaczynają się pierwsze wiosenne deszcze, dreszcze przebiegają wzdłuż kręgosłupa, a mi się trochę płakać chce z niby-szczęścia, kiedy patrzę z dwunastego piętra na Chmielną i uciekających, schowanych pod parasolkami ludzi. O. pyta mnie, czy chcę kawy, mruczę, że tak, a on pisząc SMS-a jedną ręką, drugą nalewa mi do kubka. Siadam przy stole, rozcieram dłonie i zapalam papierosa. Potem gadamy siedząc naprzeciwko siebie, co jakiś czas popijając z białych kubków ciemny napar. Śmiejemy się ze znajomych, rozkminiamy nowe air maxy i jordany, potem zwijamy slim gibona, O. podłącza ajpoda do głośników. Pośmigałbym na deseczce, mówię po chwili milczenia, no, bez kitu, odpowiada O., pogoda coraz bliższa, trzeba się tylko rozejrzeć za jakimś sprzętem, tylko deck, mówię, tylko deck, bo mam w szafie jakieś stare tracki i łożyska, zajebiście, musimy się ustawić, proste, podaj popielniczkę. Marzy mi się Barcelona, Boże, co za spoty, no to się ogarnijmy na wakacje, dlaczego nie, mówię, a on, że w sumie, tylko kurwa, zebrać ekipę i pocisnąć, idealnie, śmiejemy się. Ze stojącego na środku stołu dzbanka dolewam resztkę kawy, zimną, wypijam jednym łykiem i zbieram się do miasta. Co będziesz robił, pyta O., nie wiem jeszcze, może pójdę do kina, fajnie, spoko opcja. Potem już tylko przy drzwiach zbijamy pionę, poklepując się po plecach i żegnamy się. Zbiegam z dwunastego do dziewiątego i akurat czeka na mnie podstawiona szafa, wciskam zero i sunę z przyjemnym szumem. Na zewnątrz opatulam się ciaśniej kapturem, pakuję dłonie w kiermany i ruszam w stronę metra.

Ale nie pojadę metrem. Pójdę do kina, na cokolwiek. Kupuję bilet na coś w stylu filmu akcji, nawet nie pamiętam tytułu, kasują mnie przed salą, potem wbijam do ósmego rzędu, miejsce dwunaste. Siedząc w kurtce i kapturze rozglądam się po napływających powoli ludziach. Sala wypełnia się do połowy mniej więcej, kiedy gasną światła i zaczynają się reklamy. Patrzę beznamiętnie, w końcu zaczyna się film: jest o zabójstwie i pewnej miłości, która nie jest wcale taka pewna. Gapię się w ekran i kilkukrotnie zapadam w jakąś niby-drzemkę, tyle że z otwartymi oczami; po ocknięciu nie wiem, jak długo trwał stan zawieszenia ani co działo się na ekranie. Nie przejmuję się specjalnie, ogarnia mnie spokój.

Po wyjściu z kina idę do Barn Burgera na Złotej, gdzie po zajęciu miejsca, zamawiam bułę z podwójnym bekonem i serem. Czekając na jedzenie, wyciągam z wewnętrznej kieszeni kurtki Houellebecqa Cząstki elementarne. Nie wiem, po chuj ja to czytam, ale żal mi było bukinisty na Jerozolimskich i wziąłem pierwsze lepsze z brzegu gówno. Znacznie bardziej podoba mi się Lovecraft, o którym wspominam, bo z okładki dowiedziałem się, że ten francuz coś o nim napisał. Ale jak zacząłem, to skończę, chociaż w temacie książek chcę mieć czyste sumienie. Po chwili wjeżdża burger, przyjemność jedzenia na gastro jest nie do porównania z niczym. Kończę, nawet nie wiedząc kiedy, ale po paru łykach coli mózg komunikuje się z żołądkiem i daje znać, że gra gitara i czas na szluga. Wychodzę, światło tańczy, bo inaczej tego nazwać nie można, na szybach samochodów i witrynach sklepowych. Dzwoni telefon, nawet nie patrzę, tylko czekam, aż przestanie. Nie mam nic do powiedzenia, ruszam przed siebie. Przez głowę przepływają mi chmury, normalnie te same co na niebie, jakby przez filtr w mojej głowie, jednym uchem – pyk, filtrowanie, drugim uchem – cyk, i płyną, ja na rewirach, z nabitą szyją, chcę luz podtrzymać żyjąc na co dzień w nerwach, każda minuta wolna jest jak w oceanie perła, ludzie wokół wypowiadają taką masę słów. Nie rozumiem tego zwyczaju, myślę tak sobie, kiedy między dwójką nowo poznanych ludzi liczy się to, co potrafią powiedzieć, a nie to, czy potrafią ze sobą milczeć. Co to za durne kryterium, mówię, jestem obyty, milczę, więc nie mam nic do powiedzenia. Dlaczego stres i zażenowanie wywołuje cisza, dlaczego nerwowe dialogi wyrwane ze wszelkich kontekstów mają o nas jakkolwiek świadczyć? Nie wiem, na razie idę Widok do Chmielnej, potem Bracką, Kruczą i dochodzę do Wilczej. Mijam antykwariat Kwadryga i staję na skrzyżowaniu. Jestem lekki, spokojny i wolny.

Chyba jednak gówno.

Spędzasz dzień dwudziestych trzecich urodzin zupełnie sam. Co pół godziny telefon brzęczy, bo ktoś postanowił życzyć ci chujowych stu lat na ziemi przez fejsbunia albo SMS-a. Ale nie masz nic do powiedzenia i ogarnia cię z tego tytułu panika. Oprócz jakiejś mglistej wizji tego, gdzie chciałbyś być i co chciałbyś robić – czyli daleko stąd i kompletnie nic – nie jesteś w życiu pewien niczego. Matka cię kocha, to wiesz. I ojciec. Ale poza tym? Nie najebiesz się dziś, bo rzygać ci się chce na samą myśl o tych wszystkich zmęczonych melanżem mordach, obłapiających cię i drących ryja w desperackim „stoooooohlaaat!”; prymitywnych prezentach kupowanych przez ludzi, sprawiających wrażenie, jakby poznali cię wczoraj; na samą myśl bycia w a ż n ym, centralnym elementem wieczoru. Może myśl, że mógłbyś przytulić się dziś do kogoś ciepłego i miękkiego na moment jeszcze każe ci zastanowić się, czy jednak nie udać się na klasyczną najebkę, ale po chwili stwierdzasz, że będziesz się czuł tylko gorzej. Ten dzień stawał się coraz bardziej doskonale żaden.

Wróciłem do centrum i zadzwoniłem do Magdy. Robiło się coraz cieplej. I tylko niebo, od tygodnia mające niepokojącą barwę świeżo nabitego siniaka, przypomina nam, że jesteśmy znowu starsi i że jest już o wiele za późno, żeby ten proces choćby spróbować spowolnić.

• • •

Kierunkowy 0-22 – spis odcinków

• • •

Daniel Kot – urodzony, pomieszkujący. Warszawuje, pochodził trochę na studia, przez prawie trzy lata wydawał e-zina „KOFEINA”, swoje przepracował za kasami i barami, teraz kreatywnie, reklama. Kilka publikacji w „KZO” i wiersze w „Akcencie”, trochę w Liternecie. Aspirujący, żywo zainteresowany, inspirator Mikrofestynu. Tęskni za deskorolką i przeszłością, której nie może pamiętać. Nienachalny, lubi koty. Tagi: '91. Norwegian Wood, Joy Division, Pijani Powietrzem, Ghost Dog.

Ludwik Lis – znany jako STYLWARSZAWSKI. Fotograf, dokumentalista. Życie Warszawy oprócz fotografii, uwieczniał za pomocą kamery w autorskim programie w TVN Warszawa „Styl Warszawski”.Wcześniej jego specjalnością były krótkometrażowe filmy kręcone telefonem komórkowym, za które był wielokrotnie nagradzany na festiwalach w kraju i za granicą. Współpracował m. in. z magazynem „ELLE”, „In Style”, wytwórnią PROSTO. Obecnie tworzy reportaże do programu „Dzień Dobry TVN” oraz markę odzieżową STREET IT.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information