Trzynastozgłoskowy komunista

Mateusz Trzeciak

Burżuj, tytan pracy, niedoszły pianista. Tłumacz Szekspira, Shelleya, Majakowskiego i kryminałów Wallace’a, uzależniony od łaciny naśladownik Horacego. Znajomy Gałczyńskiego, Tuwima, Broniewskiego, Ważyka, Putramenta i Iwaszkiewicza, współpracownik Wandy Wasilewskiej, dramaturg, rysownik, recytator Homera i Owidiusza. Członek KPP i KZMP, organizator, kronikarz i pieśniarz Pierwszej Dywizji. Spragniony uznania i odznaczony orderem Czerwonej Gwiazdy i Krzyżem Walecznych za udział w bitwie pod Lenino.

Życiorysem całkiem zapomnianego dziś Lucjana Szenwalda można by obdzielić kilkanaście osób. Z wikipedyczno-ipeenowskich notek biograficznych nie dowiemy się wiele poza faktem, że: „Publikował propagandowe stalinowskie artykuły na łamach polskojęzycznego sowieckiego organu Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy »Czerwony Sztandar«, uczestniczył w działalności agitacyjnej na rzecz propagowania wśród Polaków stalinowskiego modelu totalitaryzmu (pracował m.in. w Lwowskim Obwodowym Radiokomitecie). Działania te realizował, mając świadomość dokonywanych przez władze sowieckie zabójstw i masowych deportacji setek tysięcy Polaków z ziem wschodnich w głąb ZSRR – do łagrów w stepy Kazachstanu”. Tymczasem Szenwald, choć może nie był czołowym poetą i pisarzem polskiego dwudziestolecia, jest niesamowicie ciekawą postacią.

Zdecydowanie nie wywodził się z proletariatu. Ojciec, właściciel sklepu z galanterią żelazną, żył w Warszawie przy Wspólnej 24 z matką Lucjana, swoją byłą żoną Eugenią z Maliczników oraz drugą żoną. Pochodząca z bogatej rodziny Eugenia nauczyła najstarszego syna gry na fortepianie. To prawdopodobnie ona miała największy wpływ na kształtowanie się zainteresowań Lucjana. „Szenwald senior to nie był mąż i ojciec – to był właściciel tych kobiet, tych dziewcząt, tych chłopców […] ten prymitywny burżuazyjny despota był przez swoje dzieci darzony ślepą miłością i ślepym posłuszeństwem”.

W I Gimnazjum Męskiego Związku Zawodowego Nauczycielstwa Polskich Szkół Średnich przy ulicy Żurawiej Szenwald blisko zaprzyjaźnił się z Romanem Kołonieckim. W szkole rozwinęły się lingwistyczne zainteresowania poety, które później bardzo wyraźnie wpłyną na jego pisarstwo. Młody Szenwald w nauce łaciny znacznie wykraczał poza program szkolny – czytał Cycerona, Horacego, Cezara i Tacyta. Jak pisze Jacek Tarczałowicz, autor książki Lucjan Szenwald. Życie i twórczość: „w znajomości łaciny Szenwald szybko osiągnął poziom nieosiągalny dla pozostałych uczniów. Jako jedyny zdołał w ciągu roku przyswoić sobie cały przewidziany dla gimnazjum typu klasycznego kurs greki, która w szkole na Żurawiej była przedmiotem nadobowiązkowym”. Wybitnie uzdolniony językowo Lucjan szybko i gruntownie uczy się niemieckiego i angielskiego, czyta klasyków w oryginale. Wspólnie z Kołonieckim szykują nowy przekład Walkirii Wagnera. Według wspomnień Kołonieckiego, Szenwald jest maksymalistą, nie uznaje cząstkowych rozwiązań – latem 1924 roku decyduje się nauczyć na pamięć całej dwutomowej gramatyki łacińskiej Samolewicza i słownika Koncewicza. Wyznaje „kult solidnego rzemiosła i uświęconej hierarchii cechowej terminator–czeladnik–mistrz”.

Szenwald nie jest też sztampowym buntownikiem, jeśli chodzi o postawę życiową i stosunek do polskiej tradycji literackiej – jego pierwsze próby poetyckie to ćwiczenia służące opanowaniu zasad rytmiki i strofiki. Widać to też w młodzieńczych wierszach – opublikowany w 1925 roku w szkolnym piśmie Pochodnia (jednym z wielu, które współtworzył) wiersz Radość jest stuprocentowo skamandrycki, mamy tu „bujne, pyszne bukiety radości”, „wariacki niby wicher śmiech”, zieloną gałązkę i winne grona, Tuwim z Wierzyńskim pijani turlają się z górki porośniętej bujną trawą. W pisanej trzynastozgłoskowcem Grze widać inspirację Lechoniem, debiutancki Przybierający księżyc opublikowany w „Skamandrze” w 1925 to znów nawiązanie do katastroficznego nurtu skamandrytów. W tym tonie Szenwald utrzymuje się do mniej więcej 1927 roku, pisząc Infekcję, Warszawę, Garnek,Pieśń o powodzi czy Bunt. Czyli flegma, wymioty, żółć, krew, niszczycielskie siły natury i bezsilna ludzkość oczekująca na zagładę.

W całej tej sztampie pojawiają się elementy oryginalne – przekonanie o słabości człowieka przejawia się w deformowaniu ciał i szafowaniu terminami anatomicznymi. Kołoniecki we wspomnieniach o Szenwaldzie pisze, że jego szkice „cechowało rozmyślne odrealnianie, manifestujące się w kształtach jakby »z mgły i galarety«, w kształtach niby to ludzkich, ale z przedziwnym okrucieństwem odczłowieczonych, gąbczastych, plazmoidalnych […] operował kreską pełną zgrubień i uskoków, które mogły przywodzić na myśl jakieś gruczoły, pęcherze czy brodawki; plamy światła i cienia rozkładał tak, że wyglądały jak wielkie liszaje albo płaty jakiejś szkaradnej egzemy […] nie były to ciała bogów, ale raczej ich ofiar – ciała galerników i wyobcowanych, trędowatych i wykolejeńców”. Rysunki te niestety nie zachowały się. Obok motywu słabości ludzkiej pojawiają się też akcenty antycywilizacyjne: w jednym ze swoich gimnazjalnych artykułów Szenwald pisze: „w każdym człowieku śpi bestia, zgłuszona i przypieczętowana ciężkim i brutalnym (bo gniotącym to, co w człowieku najpiękniejsze – szczerość względem siebie) młotem cywilizacji. […] Im dalej, im wyżej postąpi kultura, tym więcej obłudy okaże człowiek w stanie zgody z nią, tym wstrętniejszy będzie jego bestializm w chwilach, gdy zerwie tamy cywilizacji”. Towarzyszy im spojrzenie na tłum jako zbiorowość przejawiającą podświadomą niechęć do kultury i cywilizacji. Możliwe, że właśnie w tym przeświadczeniu oraz ciężkich życiowych doświadczeniach Szenwalda po opuszczeniu domu rodzinnego należy upatrywać powodów jego zaangażowania w działalność komunistyczną.

Jeszcze w 1926 młodego poetę bardziej interesują zagadnienia z teorii poezji niż codzienne życie polityczne kraju – jest kompletnie obojętny wobec przewrotu majowego. Jak napisał później Roman Kołoniecki: „Nie wiedzieliśmy wtedy, że historię robią ręce ludzkie. Wierzyliśmy święcie, że nie rusza się ona z miejsca. […] Spacerowaliśmy z Luckiem po pustawej, apatycznej Warszawie, nie zważając na niebezpieczeństwa […] gadaliśmy […] o poezji, o jej historii i prehistorii […]. To wprost nie do wiary, jak obojętni byliśmy na toczący się krwawy dialog polityczny”. Lata 1927–1930 przynoszą przełom w postawie oraz twórczości Szenwalda. Wchodzi w skład Kwadrygi, po śmierci matki opuszcza dom rodzinny, pomieszkuje kątem u znajomych, wielokrotnie zmienia adresy. Jesienią 1929 roku spędza jakiś czas w mieszkaniu matki Dobrowolskiego wraz ze Zbigniewem Uniłowskim – to mieszkanie zostało przez Uniłowskiego opisane w powieści Wspólny pokój, a Szenwald jest pierwowzorem postaci Kazia Wermela. Przez chwilę mieszka przy ulicy Dzikiej, w sąsiedztwie przytułku dla bezdomnych. Żyje na skraju nędzy, utrzymując się z niewielkich zaliczek na tłumaczenia i pieniędzy pożyczanych od znajomych.

Wszystkie te doświadczenia, jak i wpływ towarzyszy z Kwadrygi powodują odejście od dotychczasowego pięknoduchostwa i skamandryckiego parnasizmu. Lucjan uczestniczy w dyskusjach politycznych w Małej Ziemiańskiej, jego zainteresowania zdecydowanie przesuwają się w kierunku spraw społecznych. Tematem wierszy z tego okresu wciąż pozostaje zbiorowość, ale zwrot ku socjalizmowi nie przeszkadza mu w czerpaniu inspiracji z antyku i kontynuowaniu studiów na filologii klasycznej (Ku czci filologa). Jak pisał w jednym ze swoich artykułów programowych: „wszelkie zbiorowe porywy mają za podstawę potrzebę jednolitej wymiany myśli, podkreślenie towarzyskości, zaakcentowanie spółczłowieczeństwa, a sztandary idei są tylko jakimś tradycyjnym akcesorium, czymś, co usprawiedliwia nas w naszych oczach, kiedy (pozornie nie wiedząc, dlaczego i po co) razem idziemy pstrym pochodem, grozimy – razem, wołamy – razem, tchórzymy – razem, zabijamy – razem… A czynimy to tylko w tym celu, by razem z tysiącami ust ssać jeden ogień z jednej olbrzymiej piersi, aby gardząc własną każdego z nas słabością, pysznić się tą uświadomioną siłą, że przed nami miliony, za nami miliony, wszędzie nieprzeliczone, nieprzewidziane miliony podobnych nam kłębków ciała”.

W tym przełomowym okresie powstają wiersze Rewolucjonistka (w której zaznacza się już przyszły lewicowy radykalizm), Dancing czy Kuchnia mojej matki. Szenwald wciąż pracuje nad formą i urozmaiceniem swojej poezji. Podobnie jak w młodzieńczych wierszach widać tu głęboki wpływ europejskiej awangardy – elementy egzotyki, dalekie krainy, erotyka, cyrkowość, fajerwerk. W latach Kwadrygi Szenwald nawiązuje, między innymi we „wspólnym pokoju” kontakty z członkami KPP Władysławem Górskim i Mieczysławem Wągrowskim. Po rozpadzie Kwadrygi w roku 1931, na który wpływ miało między innymi ścieranie się w niej lewicowców z piłsudczykami, Szenwald przeżywa okres załamania spowodowany chorobą, wycieńczeniem i długim brakiem mieszkania. Opiekuje się nim Róża Zaks, pielęgniarka, członkini KPP o pseudonimie „Chinka”. Jej obecność pozwala Lucjanowi ustabilizować sytuację życiową i skłania go do poważniejszego potraktowania walki politycznej.

W 1932 roku Szenwald został członkiem Komitetu Dzielnicowego KPP na Powiślu i jako członek partii wziął udział w strajku w fabryce puszek i konserw, zajmował się również rozlepianiem agitacyjnych plakatów. Wtedy też zaczął wykorzystywać swój talent do celów stricte agitacyjnych: wchodzi w skład nielegalnego zespołu estradowego Czerwona Latarnia, który wyłonił się w 1931 roku z sekcji dramatycznej Akademickiego Klubu Literacko-Artystycznego, legalnej placówki Organizacji Młodzieży Socjalistycznej „Życie”. Młodzi studenci i robotnicy występowali w Warszawie i okolicach, śpiewając satyryczne piosenki. Właśnie dla Czerwonej Latarni Szenwald napisał piosenkę Niech żyje wojna, którą później wykonywali między innymi Stanisław Grzesiuk, Szwagierkolaska i Maciej Maleńczuk. Dla Czerwonej Latarni Szenwald pisał teksty na tematy aktualne (Korporancik, Pacy-Wojna). Te właśnie utwory zyskały największy oddźwięk i popularność wśród warszawskiego proletariatu. Niestety jest to również jeden z najsłabiej zbadanych okresów w twórczości Szenwalda – wiele z pieśni Czerwonej Latarni było publikowanych anonimowo. Równocześnie publikował na przykład w Na przełaj wiersze rewolucyjne, często pod pseudonimami Adam Greczan, Max i Marian Wohl. W wierszach takich jak Głos ma robotnicza Łódź, Górnicy z Escarpelle czy Płać, chłopie! widać wyraźne odejście od cyzelowania formy, rozmywa się strofika i wersyfikacja. W rymach Szenwald często idzie na łatwiznę, stylizuje wiersze na formułowane prostym językiem wypowiedzi robotników. Na pierwszy plan wysuwa się walka polityczna i funkcja agitacyjna, nie ma już miejsca na wyrafinowanie. Pojawiają się utarte przenośnie, jak „mrok reakcji”, „prąd walki”, kilogramami wykorzystywane są wyrażenia w rodzaju „fabrykantów zgraja”, „obszarnicza banda” i „imperialistyczna rzeź”. Poeta próbuje (z różnym skutkiem) sięgać do wzorców znanych z poezji ludowej – w czwartej części Głos ma robotnicza Łódź wykorzystuje na poły ludowy schemat rytmiczny, nie udaje mu się jednak wtłoczyć partyjnej treści w chłopski rytm. W Płać, chłopie!, dialogu chłopa z egzekutorem podatkowym, wykorzystuje tradycyjny ludowy motyw paralelizmu przyroda–ludzie.

W 1935 Szenwald wyleczył się już pewnym stopniu z dziecięcej lewicowości, która spowodowała, że wiara w komunizm i rewolucję zastąpiła wiarę w słowo poetyckie. W Lewarze i Horyzontach publikuje utwory, w których udaje mu się łączyć ideowość z artyzmem. Do uświadomionej robotnicy, Oda pierwszomajowa czy Rozmowa przy fabryce to wiersze, w których odchodzi od jaskrawej agitacyjności i rezygnuje z dużej części partyjnej frazeologii. W artykule polemicznym W odpowiedzi Czesławowi Miłoszowi, opublikowanym w Lewarze w 1936 roku, pisze: „Prawdziwy artysta proletariacki, artysta kochający swoją sztukę, bardziej od niej kocha sprawę wyzwolenia ludu. Jeśli istnieje dla niego coś wyższego niż ta sprawa, musi ta niekonsekwencja odbić się na jakości jego sztuki, musi zmącić jej krystaliczną czystość, jej moralne podłoże. […] Humanizm? Przecież o to właśnie nam chodzi. Właśnie Mickiewicz, Dante, Puszkin i Szekspir, a nie awangardowe kuglarstwo”. Tę zmianę w podejściu do twórczości widać chociażby w Balladzie o trzech rzezimieszkach, opartej kompozycyjnie na Trzech budrysach. W tym okresie Szenwald programowo nawiązuje do tradycji romantycznej, sięga po romantyczne obrazy poetyckie i rekwizyty. W 1936 roku (po jedenastu latach od debiutu w Skamandrze) ukazuje się najobszerniejszy utwór poety, epicki poemat Scena przy strumieniu. Nie ustaje jednak w pracy na rzecz wyzwolenia proletariatu – razem z Wandą Wasilewską jest w grupie redagującej dwutygodnik Oblicze dnia, dążący do skupienia wokół siebie szerokiej lewicowej inteligencji polskiej. Po wydaniu dziewięciu numerów, z których cztery zostały skonfiskowane przez władze, pismo z powodu wyraźnych nacisków obozu rządzącego przestaje się ukazywać w czerwcu 1936 roku. Starania o stworzenie jednolitego lewicowego frontu ludowego widać też w poezji – w tym samym roku pisze słowa i muzykę do Hymnu frontu Ludowego. Od jesieni ’36 wraz z Sewerynem Pollakiem redaguje dział literacki w Dzienniku Popularnym, który również zostaje zamknięty przez władze w marcu 1937. Szenwald zostaje wówczas aresztowany i spędzi w więzieniu kilka miesięcy.

Lata 1937–1939 to najbardziej płodny czas w życiu poety, niestety większość utworów z tego okresu nie zachowała się. Szenwald pisał wówczas dramaty poetyckie – Krzysztof Kolumb na morzu Sargassowym, Ptaki i gady, Gęsi kapitolińskie oraz nieznany z tytułu dramat o Owidiuszu. Krzysztof Kolumb… został wyemitowany dwukrotnie jako słuchowisko na falach radiowych Warszawy I i Warszawy II. W latach 1938–1939 Szenwalda trzykrotnie aresztowano za działalność komunistyczną. Po wybuchu wojny chce się zgłosić do wojska, z niewiadomych powodów rezygnuje z tych planów i ucieka z Warszawy do Kowla. Stamtąd w grudniu 1939 przenosi się do Lwowa, gdzie pracuje w polskiej redakcji radia. Tam zawiera znajomość z Putramentem i Ważykiem, kontynuuje współpracę z Wasilewską. We Lwowie pisze zaginiony dramat o Jarosławie Dąbrowskim i wspólnie z Ważykiem tłumaczy Majakowskiego. Wkrótce potem, według słów jego żony, Aliny Szenwaldowej, złożył podanie z prośbą o przyjęcie go do WKP(b).

Dalsze losy Szenwalda to temat na powieść przygodową – w czerwcu 1941 opuszcza Lwów i zgłasza się na ochotnika do Armii Czerwonej, bierze udział w obronie Charkowa. Później znika na około dwa lata na Syberii: nieznana jest data ani powód skierowania poety za Ural, zachowała się tylko jedna relacja o tym pobycie, według której Szenwald utrzymywał się z pisania i wykonywania podkładów do niemych filmów wyświetlanych w syberyjskich wsiach. Dopiero w 1943 wraca do tworzenia, pisząc Oktawy o piątej kolumnie i Józef Nadzieja pisze z Azji Środkowej. W lipcu 1943 bierze udział w organizowaniu Dywizji im. T. Kościuszki, zostaje również jej kronikarzem (napisze później popularną Balladzie o pierwszym batalionie). Na własną prośbę bierze udział w bitwie pod Lenino, przed którą w ziemiance dowództwa odbył się jego wieczór autorski. Na początku 1944 roku awansuje do stopnia kapitana i podejmuje pracę w Szkole Oficerów Polityczno-Wychowawczych. 20 sierpnia z Pragi ogląda płonącą Warszawę, rodzinne miasto, które stało się klamrą jego twórczości – pierwszy i ostatni wiersz Szenwalda nosi tytuł Warszawa. Ginie w wypadku samochodowym 22 sierpnia 1944 na szosie pod Kurowem.

• • •

Mateusz Trzeciak – przewodniczący emerytowany punk, niedoszły bohemista, lewak z historycznym zacięciem. Gra w zespołach On Yer Bike i Zło Konieczne.

• • •

Tekst ukazał się w 44. numerze magazynu „Ha!art” (Wydanie ludowe)

Ha!art nr 44 - Wydanie ludowe w naszej księgarni internetowej

• • •

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information