Z dziejów ludowej herezji – Polski Narodowy Kościół Katolicki

Antoni Grześczyk

Gdy czytelniczka z drugiej dekady XXI wieku zetknie się po raz pierwszy z nazwą „Polski Narodowy Kościół Katolicki”, prawdopodobnie będzie podejrzewać, że instytucja ta jest karykaturalnym, sarmacko-kontrreformacyjnym wybrykiem rodzimej konserwy, który (jak niestety wiele wybryków tejże) przybrał formę instytucjonalną.

Potencjalnie czytelniczka będzie domyślać się, że PNKK to hierarchiczna struktura, która czyni z Jezusa kwiatek do kożuszka własnego neoplemiennego samozadowolenia pomieszanego z lękiem przed nowoczesnym światem. Nic bardziej mylnego.

Geneza Kościoła ma charakter ludowy i demokratyczny. Ta rodzima polska herezja nie narodziła się wśród postszlacheckiej inteligencji (i też nigdy nie była dla niej atrakcyjna), zachowała stricte ludowy, chłopsko-robotniczy i antyklerykalny charakter. Była w ostrym konflikcie z arcykonserwatywnymi postanowieniami Soboru Watykańskiego I. Przyczyny popularności Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego to przede wszystkim odrębność kleru, trzymającego z ziemiaństwem i warstwami posiadającymi, oraz rodzenie się obywatelskiej świadomości chłopstwa. To zapomniane, świadome (wbrew wszelkiej maści ludo- i oikofobicznym Lederom i Bielik-Robsonom) wejście polskiego chłopa i robotnicy w nowoczesność. Historia PNKK to także dowód na to, że wbrew fantazjom przesiadujących na placu Zbawiciela poklepywaczy ludu po plecach spod znaku „Frondy LUX”, lud ów nie jest samoistnie i esencjonalnie „konserwatywny” ani tym bardziej „wierny Rzymowi”. Z drugiej strony – etyczny radykalizm i brak skłonności do przeceniania roli rytuału w tej ludowej schizmie to zadra dla liberalnych inteligentów narzekających na „pogańską” czy „zredukowaną do obrzędu” religijność „ciemnego ludu”. Było to jedyne w swoim rodzaju połączenie wzorowanego na gminach protestanckich prezbiteriańskiego, demokratycznego ustroju kościelnego z tradycyjnie katolicką i polską pobożnością.

 

Amerykańskie źródła

 

Za początek istnienia PNKK uznaje się rok 1897. Wtedy to powstała pierwsza parafia w Scranton (Pensylwania), wybudowana siłami społecznymi w błyskawicznym okresie dwóch lat. Jej założycielem był ksiądz (późniejszy biskup) Franciszek Hodur. Pochodzący z okolic Jaworzna Hodur wyższe seminarium duchowne kończył w Krakowie, gdzie ze względu na osadzenie w proletariackim środowisku oraz socjalistyczne sympatie odmówiono mu, ku jego ogromnemu rozczarowaniu, wyższych święceń kapłańskich. Po emigracji Hodur (posiadający niższe święcenia) stał się cenionym duszpasterzem Polaków w Pensylwanii. Problemem pozostawała dominacja niemieckiego i irlandzkiego kleru w strukturach tamtejszego Kościoła rzymskokatolickiego i jej nieprzystawalność do społecznych potrzeb amerykańskiej Polonii, a także całkowity brak zrozumienia Watykanu dla potrzeb poszczególnych grup ludności w USA. Słabo znający angielski Polacy często po prostu nie rozumieli kazań czy pieśni, tym bardziej nie byli w stanie porozumieć się z irlandzkim kapłanem podczas spowiedzi. Hodur długo wierzył, że uda mu się przeprowadzić odpowiednie reformy pozostając w strukturach Kościoła Rzymu. Nie różnił się w tym zresztą od zdecydowanej większości innych schizmatyków (z Lutrem na czele), którzy niemal zawsze zaczynali od próby reformistycznej przemiany kościoła.

W roku 1898 wyrusza do Rzymu z postulatami polskich katolików z Pensylwanii. Znajdowały się wśród nich nominacja polskiego biskupa w Ameryce, zachowanie tytułu własności parafii przez polskie komitety parafialne oraz wprowadzenie samorządu w katolickich parafiach w USA. Petycja miała charakter łagodnej prośby, podkreślano w niej, że nie godzi ona w żaden sposób w dogmaty „św. Rzymskokatolickiego Kościoła”, a polscy wierni poddają się „z całym zaufaniem kierownictwu św. Matki Kościoła”. Rzym wystosował jednak odpowiedź w zupełnie innym tonie: „Stolica Święta nie będzie ustanawiała osobnych praw ani osobnych biskupów dla garści katolików polskiego pochodzenia, skazanej na niezawodne wynarodowienie pośród kulturalnego i bogatego otoczenia”. Sam Hodur został zaraz potem ekskomunikowany. Mimo późniejszych nieśmiałych prób porozumienia z Rzymem Hodur i związani z nim polscy katolicy w końcu rezygnują z szukania ugody. W roku 1900 następuje ostateczne zerwanie z papiestwem. Jak mówił Hodur na zgromadzeniu scrantońskiej rady parafialnej: „Spróbowałem wszystkich instancji, pukaliśmy wszędzie, żeby nie powiedziano, że w zapamiętaniu ciągniemy lud polski do rewolucji […], ale nam wszędzie powiedziano: Polacy muszą się stosować do praw istniejących”. Zaczyna wtedy także starania o uzyskanie święceń kapłańskich z rąk kościołów starokatolickich Unii Utrechckiej1.

W pierwszych latach XX wieku następuje radykalizacja społeczna PNKK, a ugodowi dotychczas hodurowcy zmieniają znacznie język stosowany wobec Rzymu: „Infuła jest dla nas symbolem tyranii, przewrotności, a pastorał przypomina bat ekonoma i nahajkę kozacką. Więc precz z infułami, precz z pastorałami” – piszą w jednym z pierwszych kościelnych dokumentów. Od początku podkreślana jest ludowość wspólnoty, a już w roku 1904 przyjęto demokratyczne zasady wyboru księży oraz „ludowe” posiadanie dóbr parafialnych. W roku 1902 Kościół liczył 80 tysięcy wyznawców i posiadał 25 budynków sakralnych i tyleż szkół.

Hodur w swojej doktrynie odwoływał się do demokratycznego charakteru pierwszych zborów chrześcijańskich i wykazywał brak historycznego i teologicznego uzasadnienia dla absolutnej władzy papieża. Krytyka Rzymu Hodura i jego zwolenników najbliższa była ludowemu nurtowi szesnastowiecznej reformacji. Papiestwo widziano jako źródło zepsucia, arystokratycznej dekadencji i typowo ziemskich ambicji, „dziedzictwa epoki konstantyńskiej” w postaci chęci (niekoniecznie duchowego) panowania nad światem. Według Bożeny Domagały możemy zwrócić uwagę na dwie główne inspiracje w poglądach Hodura: pierwsza to reformacja (szczególnie w wersji luterańskiej), kładąca nacisk na bezpośrednią relację człowieka z Bogiem bez wykorzystania ziemskich pośredników, druga zaś to dziewiętnastowieczny modernizm katolicki, otwarcie się postępowych myślicieli na światopogląd naukowy i postrzeganie religii jako indywidualnego wyboru człowieka, a nie części wszechogarniającej (metafizycznie czy instytucjonalnie) struktury. W tym sensie, wbrew współczesnym prawicowym fantazjom, „odwieczna religijność polskiego ludu” wcale nie musi stać po stronie naturalistycznej metafizyki Aten czy legalistyczno-hierarchicznej obsesji Rzymu, a śmiało może opowiedzieć się po stronie fideistycznej Jerozolimy i jej eschatologii. Mistyczne doświadczenie religijne jest w nauczaniu Kościoła niemal nieobecne, zamiast tego ogromny nacisk kładziony jest na ziemską etykę i „cnoty naturalne”. Nie oznacza to rzecz jasna niewiary w osobowego Boga, a jedynie eksponowanie pomijanych w dominującej wersji katolicyzmu wątków chrześcijaństwa. Według autora kanonicznej publikacji Kultura religijna wiejskiego ludu polskiego Czarnowskiego wątki społeczno-bytowe zawsze były dla katolicyzmu wiejskiego ważniejsze niż kwestie teologiczne czy forma sprawowania liturgii. Typową cechą wiejskiej religijności polskiej jest też teistyczny antyklerykalizmwzięcie katolicyzmu za „swój”, ale z odrzuceniem hierarchicznej roli kapłanów, których postrzegano jako trzymających z – w warunkach krajowych – ziemiaństwem i dworem, czy – w warunkach amerykańskich – lepiej uposażonymi ekonomicznie i kulturowo grupami katolików niemieckich i irlandzkich.

W roku 1904 odbył się pierwszy kongres PNKK. Zjednoczono wówczas (nieformalnie współpracujące już przedtem) główne ośrodki polskich katolików – Chicago, Buffalo i Scranton w jeden organizm kościelny. Warto zatrzymać się nad kilkoma punktami radykalnie odróżniającymi PNKK od Kościoła Rzymu. Ustalono na przykład społeczną kontrolę pensji księży – bazowo miała się ona równać „pensji średniego robotnika”, a w sytuacjach zapaści finansowej parafii miała być odpowiednio modyfikowana. Uznano wspólną – niczym wśród gmin opisywanych w Dziejach Apostolskich – własność „obiektów sakralnych, hal, sierocińców, szkół itp.”. Wprowadzono, na wzór protestancki, całkowitą wybieralność urzędów kościelnych. Zapisano także obowiązek darmowego udzielania wszelkich sakramentów przez kapłanów. Dokumenty pierwszego synodu uznawały także dorobek współczesnej nauki (w tym teorii ewolucji) za prawdziwy, a wiarę za rodzaj „wewnętrznej potrzeby i sentymentu”, niż coś, czego można dowieść racjonalnie. Przypomnijmy, że stało się to w czasie, kiedy uniwersytecki modernizm katolicki powoli się rodził, a Sobór Watykański drugi miał nadejść dopiero za sześćdziesiąt lat. W dokumentach synodu znalazło się stwierdzenie o „równych prawach świeckich i duchownych członków kościoła”.

Podkreślona została waga wprowadzenia języka narodowego w obrzędowości:

 

Rzymski kościół imperialistyczny narzuca martwy język starych Latynów, praojców założycieli rzymskiego Kościoła, całemu światu i chce, aby się wszyscy chrześcijanie jednoczyli z Bogiem za pomocą tego pogrobowego języka. Dzieje się to wbrew intencjom Boga, Jezusa Chrystusa i zdrowego rozsądku.

 

Ostrego języka nie szczędzono także wobec najbardziej chyba kontrowersyjnego katolickiego dogmatu:

 

Narodowy kościół nie uznaje wieczystego piekła ani materialnego czyśćca, kontrolowanego rzekomo przez papieża i jego księży. Uważa naukę papieską o tych dwu religijnych przedmiotach za największe bluźnierstwo przeciw Bogu, przyczynę świętokradztwa oraz ogłupiania ludzi.

 

Nie trzeba chyba tu nadmieniać, że było to niemalże powtórzenie liczących wtedy już cztery wieki słów Lutra.

Poza tym pierwszy synod przywrócił „spowiedź powszechną […] by podnieść godność świeckiego człowieka wobec Boga”.Najbardziej jednak radykalnym stwierdzeniem synodalnych dokumentów wydaje się zawarte w nich sformułowanie „Głoszenie i słuchanie słowa bożego jest sakramentem”.

W Stanach Zjednoczonych PNKK działa nieprzerwanie do dziś. Brał udział w ruchu ekumenicznym – w 1948 nawiązał interkomunię z kościołami prezbiteriańskim2 i anglikańskim.

 

Misje w Polsce i rozwój PNKK w kraju

 

Choć geneza PNKK dokonała się po drugiej stronie Atlantyku, od początków swojego istnienia wspólnota prowadziła akcję ewangelizacyjną w Polsce (w tym celu dwukrotnie przyjeżdżał do Polski przed rokiem 1918 jeszcze sam Hodur). Sytuacja społeczna w świeżo niepodległej Polsce stanowiła idealny grunt pod rozwój ludowej herezji, takiej jak PNKK, a właściwy początek ewangelizacji w kraju to pierwsza połowa lat dwudziestych.

Druga Rzeczpospolita to przede wszystkim drastyczne nierówności społeczne oraz regionalne. Odrodzona Polska to także powierzchowna industrializacja i połowiczne wejście w nowoczesność (dokonane w czasie zaborów) i jednoczesna fatalna sytuacja mas chłopskich, stanowiąca jeszcze spadek po barbarzyńskiej formacji sarmackiej. To powierzchowne reformy społeczne, analfabetyzm, reforma rolna zatrzymana w połowie drogi.

Także Kościół katolicki przeżywał szczególnie zły okres – przywrócone przez kongres wiedeński Państwo Kościelne pozostawało wierne reakcji przez półtora wieku, aż do Soboru Watykańskiego II. Sobór Watykański I (1869–1870) – prawdopodobnie najbardziej niedorzeczny w dziejach Kościoła rzymskiego – to ostateczne usankcjonowanie całkowitej nieomylności papieża. Motywowane strachem przed przemieniającą świat nowoczesnością papiestwo brnie w odmęty zupełnego odłączenia się od palących sporów epoki, potępiając wszelkie „-izmy” bez nawiązywania z nimi polemiki. To okres, w którym rzymski Kościół hierarchiczny nie jest w stanie nawiązać jakiegokolwiek kontaktu ze zmieniającą się rzeczywistością, próbując starymi zaklęciami powstrzymać nieuchronny koniec swojej politycznej hegemonii.

Przewodniczącym misji PNKK był wysłany z Ameryki ksiądz Bronisław Krupski. Działalność Krupskiego szybko zainteresowała organy bezpieczeństwa – nie mógł on wygłaszać publicznych odczytów ani prowadzić niczego, co uznane by było za działalność agitacyjną. Krupski rozdawał zatem pomoc humanitarną najbiedniejszym mieszkańcom Krakowa, informując jedynie, że finansowana jest ona ze składek amerykańskich parafii PNKK. Krupskiego mimo to prewencyjnie przesłuchuje policja odrodzonej Rzeczpospolitej. W przeciwieństwie do większości ówczesnych (i niestety także współczesnych) kapłanów rzymskokatolickich hierarchowie PNKK zdawali sobie sprawę, że bogacze nie zaczną „z dobrej woli” pomagać głodnemu i zmarzniętemu ludowi. W Kościele istniało jasne przekonanie, że bogaczy trzeba do pomocy biednym „zmusić prawnie”.

Do końca owej sanacyjno-burżuazyjnej „wolnej Polski” na skutek nacisków kleru rzymskokatolickiego nie udało się usankcjonować statusu prawnego PNKK. O jego legalizację wnosili wielokrotnie w interpelacjach poselskich posłowie PPS oraz lewego skrzydła PSL-u. Równolegle regularnie dochodziły do organów państwowych donosy zatroskanego rzymskiego kleru o – nie będzie to prawdopodobnie dla czytelniczki żadne zaskoczenie – „szerzenie wrogiej ideologii komunistycznej”. Owa socjalistyczno-chrześcijańska herezja nie znalazła poklasku wśród inteligencji, ale przetrwała do czasów powojennych wśród chłopek i ubogich mieszkanek miast. Legalizację otrzymała dopiero w Polsce niewolnej, w roku 1946.

 

Ksiądz Andrzej Huszno

 

Szczególnie oryginalnym przypadkiem działacza polskokatolickiego był urodzony w roku 1892 w Goleniowach (Zagłębie Dąbrowskie) ksiądz Andrzej Huszno. Huszno, początkowo duchowny rzymskokatolicki, od momentu święceń kapłańskich był szykanowany i represjonowany za PPS-owskie sympatie i kontakty. Już przed zapoznaniem się z doktryną hodurowców podzielał bardzo podobne intuicje. Ambitny i energiczny, będąc kapłanem w wiejskich parafiach Małopolski, jeździ na wykłady z filozofii i historii literatury na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego rozbrat z Rzymem staje się kwestią przesądzoną, kiedy – nie mając jeszcze trzydziestu lat – bez zgody hierarchów wydaje dwie broszury: Syna człowieczego oraz bardziej radykalną O kościele demokratycznym. W drugiej z nich, choć podkreśla „monarchiczny ustrój kościoła, którego głową jest Chrystus”, proponuje, by jednak w ziemskiej praktyce funkcjonowała w nim w zasadzie pełna demokracja, uwzględniająca również osoby świeckie. Pisze:

 

Wobec nowego ukształtowania się stosunków politycznych w Europie, opartych na zasadach szeroko pojętego demokratyzmu, uważamy zmianę ustroju Kościoła katolickiego, dotychczas monarchicznego, na demokratyczny, za rzecz konieczną. Ponieważ tylko wola narodu jest wolą Boga i Kościołem jest naród, przeto nie uznajemy tych biskupów i proboszczów za księży, którzy zajmują swe stanowiska z nominacji z góry. Uznajemy tylko nowy, przyszły Kościół na czele z Papieżem, biskupami i kapłanami z woli ludu wybranymi i powołanymi z terminem ograniczonym: Papież na 3 lata, biskupi na 4, proboszczowie na 5 lat.

 

Huszno nawiązuje kontakty z PNKK, a w roku 1922 tworzy jedną z ich pierwszych komórek po wschodniej stronie Atlantyku – w Zagłębiu Dąbrowskim. Parafia nie była jednak typową „hodurowską” wspólnotą, a zjawiskiem pod różnymi względami wyjątkowym. Biografia księdza Andrzeja staje się od pewnego momentu ściśle związana z osiedlem Dziewiąty (od szybu węglowego o tym numerze) w Dąbrowie Górniczej. Stojąc poza obrębem Kościoła rzymskiego, odprawia nabożeństwa w tamtejszej szopie. Cieszy się respektem ludności także dzięki swoim umiejętnościom ziołoleczniczym i szybko staje się ważną postacią lokalnego życia religijnego i społecznego. Język jego broszur jest barwny i poetycki („Nie stajemy w szeregu poprawiaczy religii i Boga. […] Pragniemy odgrzebać z popiołu wieków on cudowny chleb podpopielny Eliasza proroka, wydobyć ze skały oną arkę przymierza Mojżesza, odzyskać ono utracone rajskie drzewo żywota”). Na msze Huszny przychodzą coraz większe rzesze wiernych – formalnych konwersji było około ośmiu tysięcy, natomiast możemy podejrzewać, że liczba ta nie oddaje faktycznej liczby zwolenników jego poglądów.

Z czasem nawiązuje także do wątków słowiańskiego rodzimowierstwa, a wydawane przez jego parafię pismo nosi tytuł „Głos Ziemowida”. Poglądy jego nie tracą jednak charakteru chrześcijańskiego i wątki pogańskie nie przeważają nad odniesieniami do Biblii i tradycji chrześcijańskiej – „poganizm” funkcjonuje jednak jako stała obelga pod jego adresem na łamach wrogiej mu rzymskokatolickiej prasy. Fascynuje się kulturami pozachrześcijańskimi, oprócz religii Słowian nawiązuje także do mitologii Indii czy starożytnej Mezopotamii. W efekcie jedynej córce z małżeństwa ze Stefanią nadaje imię Indra. Pisze, że „wieczna i jedyna prawda” obecna jest we wszystkich kulturach, najbardziej jednak w tradycji katolickiej.

Huszno z czasem zaczyna też głosić dość radykalny typ polskiego mesjanizmu. Jest to, należy stanowczo zaznaczyć, mesjanizm podkreślający metafizyczne, inkluzywne traktowanie narodu, jak najdalsze od etnocentryzmu czy szowinizmu. Jego baza polityczna (co zauważał w jednym z artykułów „Głosu Ziemowida” sam Huszno) składała się w ogromnej większości z nastawionych lewicowo robotników, których myślenie odległe było od endeckiego partykularyzmu. Jak pisał:

 

Bo naród polski jest tym narodem wybranym, tą wdową ze Sarepty, do której zstępuje Eljasz, aby wskrzesić jej syna i przez niego obudzić cały świat z letargu duchowego. Nie darmo nasi wieszcze narodowi przed blisko stu laty w duchu wieszczym prorokowali, że Polska da kapłanów całemu światu, że będzie ona Rzeczpospolitą wszystkich narodów, Kościołem-państwem ludzkości! […] My podzielamy wiarę mesjanistów polskich, wierząc w to, że wdową tą będzie Polska i syn Polskiej ziemi i polskiego narodu będzie użyty za narzędzie Boga samego. Za pośrednictwem jego tez Polska, zmartwychwstanie, zmartwychwstaniem prawdziwem i odrodzi się duchowo, a przez Polskę tę duchową, nie polityczną odrodzi się świat cały.

 

W innym miejscu zaś czytamy:

 

Polsko-Katolicki Kościół Narodowy nie jest kościołem Polski politycznej ani nacjonalnej, ale Polski duchowej, idealnej; do niego przeto mogą należeć obywatele innych państw, jak i wyznawcy innych narodowości, o ile przyjmują wyznanie wiary P.K.K.N. Polska w sensie duchowym czyli idealnym i jej Kościół będzie tą Ziemią Obiecaną, ziemią kapłańską, narodem królewsko-kapłańskim, nowem Jeruzalem duchowem, Maryą-Panną,to jest córką i służebnicą Boga, piastuną Boga-Prawdy, Ojczyzną-Matką Chrystusa, Króla-Ducha, kolebką Królestwa Bożego na ziemi, domem chleba duchowego, nowem Betleemem, Prorokinią Królestwa Ducha, które przepowiadali prorocy i wieszcze narodu polskiego.

 

Z jego pism widać doskonale, że nieobca mu była filozofia współczesna. Z lubością snuł wielkie, historiozoficzne narracje, z różną (choć nieraz znaczną) konsekwencją łącząc judeochrześcijańską eschatologię z heglomarksistowskimi intuicjami. Jak pisał: „Kapitalista drży przed wyzyskiwanem robotnikiem, robotnik zaciska pięści na swego chlebodawcę, i razem ludzkość cała tworzy jedno wielkie piekło, z rojem szatanów i potępieńców”.

Ks. Huszno zdążył zostawić po sobie legendę ludowego trybuna, zielarza i oryginalnego duszpasterza. To on jest pierwowzorem literackiej postaci ks. Kani z Czarnych skrzydeł Kadena-Bandrowskiego. Niezależny i poszukujący, odłącza się od hodurowców i przez pewien czas działa jako prawosławny kapłan, odprawiając nabożeństwa rytu łacińskiego. Tuż przed śmiercią przyjmuje rzymskokatolickie sakramenty – decyzja ta według niektórych miała przynieść ogromną ulgę jego matce, z drugiej strony bywała kwestionowana już w dorosłym życiu przez jego dziesięcioletnią w momencie śmierci córkę. Jego pogrzeb – nie w szopie, a w katolickim kościele – gromadzi ponad dziesięć tysięcy osób.

 

*

Pamiętajmy – nie cały polski katolicyzm to historia feudalnej i konserwatywnej opresji. Historia tej religii nad Wisłą nie zaczyna się na rozmodlonym sarmacie bijącym chłopa dla przyjemności i nie kończy na różnej maści Dziwiszach i Stryczkach. Ale co najważniejsze – pamiętajmy, że rosnąca dziś w siłę lewica katolicka wcale nie musi ograniczać się do warstw inteligenckich i że historia pokazuje, że warstwy robotnicze mogą być, i często są, jej naturalną częścią. I niekoniecznie musi to mieć miejsce w ramach kolejnej schizmy.

 

1 Grupa kościołów katolickich, które nie zgodziły się z postanowieniem Soboru Watykańskiego I (1870) o nieomylności papieża.

2 Jest to, w niewielkim uproszczeniu, określenie kościołów tradycji reformowanej (kalwińskiej) typowe dla anglosaskiego kręgu kulturowego.

• • •

Antoni Grześczyk – student Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, varsavianista, prawnuk parafian ks. Huszny.

• • •

Tekst ukazał się w 53. numerze magazynu „Ha!art” (Numer specjalny postsekularny)

Ha!art nr 53 - Numer specjalny postsekularny w naszej księgarni internetowej

• • •

• • •

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information