Gdy pożegnałem się z Paris, musiałem stawić czoło upałom i uświadomieniu sobie tego, że mam kaca, a za kilka godzin będę miał zjazd. Dlatego też postanowiłem jak najszybciej pomyśleć o powrocie na rodzinne włości. Kac w Krakowie był chyba bardziej uciążliwy. Szedłem przez Planty, gorąco. Usiadłem na ławce. Zacząłem poszukiwać transportu na BlaBlaCar.
Kolej – owszem, samochody – jak cię mogę, ale awiacja-wariacja czy samolot? Nic z tych rzeczy. Dlatego z narastającym niepokojem Polak obserwował żywiołowe i brawurowe poczynania lokalnych władz, zmierzające do uruchomienia w jego rodzinnym mieście cywilnego portu lotniczego. Pompowano w tę inicjatywę gigantyczne, jak na miejski budżet, pieniądze, pompowano też – pozostając w lotniczej nomenklaturze – olbrzymi balon propagandy.
Błonia strasznie się ciągną. Nie mam siły klikać, ale mijam motywacyjny kamień z informacją, że jestem skałą, i od razu nabieram wigoru. Z przodu melex, z tyłu tekturowóz. Miejsce na twoją tekturę, miejsce na twoje papierowe ogłoszenie wyborcze. Miasto Kraków ma swoje legendy. Najbardziej znaną jest średniowieczna legenda o tym, jak powstali meleksiarze.
Rzadko, o dziwo, na wargach Piotra gościły słowa Ojczyzna i Polska. W całkowitym przeciwieństwie do polskich polityków i celebrytów, którzy żonglowali tymi terminami jak cyrkowi akrobaci piłeczkami. Melchior Ostrówski, totumfacki Polaka i w pewnym sensie ciemna strona jego ego, też nie nadużywał tych słów. Ani w swojej nieskromnej twórczości, ani w rozmowach z przyjacielem.
Tajemnicza postać przedziera się do małego miasteczka. O przybyszu trudno powiedzieć cokolwiek pewnego – kolejne informacje, które ujawnia, wzajemnie się podważają. Nie wiadomo też, jak się właściwie nazywa – posługuje się wymiennie dwoma imionami. Mieszkańcom miasteczka opowiada swój życiorys, obejmujący ostatnią wojnę i walkę w podziemiu.
Pięciu nas było, choć co do dwóch nie jestem dziś pewien. Byli z nami wcześniej, ale czy później? Nie mam pojęcia. Bo co wcześniej robiliśmy? Ano w polu byliśmy, bo się Jurek, kuzyn mojego ojca, zakopał traktorem w błocie, gdy bronował po deszczu. No i wzięliśmy łopaty, deski i linkę stalową.

"Jak być kochaną". Obraz krystaliczny powojennej świadomości [fragment książki "Przygoda w pociągu"]
Bo w nas jest pustych równin okrucieństwo zimne, gdzie się kona z pragnienia u fałszywych źródeł – Słowa zamykające film Jak być kochaną Wojciecha Hasa recytuje w myślach jego bezimienna bohaterka – aktorka, która opowiada o sobie za pośrednictwem swoich ról, nie identyfikując się w pełni z żadną z nich.
Piotr Polak, wstyd przyznać, nie miał konta na Facebooku. Programowo odżegnywał się od jego założenia, mimo licznych namów i sugestii, by włączył się wreszcie w tę wielomilionową internetową rodzinę i przestał zawracać samotną gitarę. Żeby – czas już najwyższy – zasilił szeregi fejsbukowiczowych wesołków puszczających śmieszne filmiki, wrzucających na swój profil pieprzne dowcipy, anegdotki z imprez i własne fotografie.
Jakoś o szóstej nad ranem zamykali Betel i już przestawałem wszystkich obrażać. Bo co, mi nie wolno? Pierdoleni, zniewieściali hipsterzy – kim są wobec mnie, Tatara z Podkarpacia, którego pradziadek dowodził obroną Lubaczowa? Wyjebać szmacie jednej i drugiej, niech im te iPhony popękają, kurwa.