Ostatnich gryzą psy

Piotr Trębacz

Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.

W tym celu otwieramy naszym portalu nowy dział z prozą nadsyłaną na Pocztę Literacką (poczta.literacka@ha.art.pl). Co tydzień (postaramy się regularnie!) będziemy zamieszczać tu nowe utwory początkujących pisarzy. Bardzo nam zależy na Waszych opiniach i komentarzach, które pomogą nie tylko nam, ale i naszym początkującym twórcom. Możecie je zamieszczać bezpośrednio na stronie, w module komentarzy facebookowych, pod tekstem. Na Wasze głosy czekamy przez tydzień od publikacji tekstu.

Wasze opinie są dla nas bardzo ważne. Od nich zależeć będą dalsze losy zamieszczanych tu utworów. Po miesiącu, czyli po zebraniu opinii o czterech tekstach, zdecydujemy, który tekst opublikować w najbliższym numerze magazynu „Ha!art”. Decyzja ta będzie uzależniona od waszych opinii – wygrywa opowiadanie najbardziej entuzjastycznie przez was przyjęte. Tak więc wasze głosy mają olbrzymie znaczenie – mogą pomóc w poszukiwaniach nowych talentów literackich!

Żeby dodatkowo was zmotywować, postanowiliśmy przy okazji ogłosić konkurs – najciekawszy komentarz do każdego tekstu zostanie nagrodzony książką (do wyboru z naszej aktualnej oferty prozatorskiej). Tak więc zabierając głos, nie tylko przyczyniacie się do rozwoju życia literackiego, ale również macie szansę wygrać coś ciekawego do poczytania. Liczymy na was!

 

Piotr Trębacz - Ostatnich gryzą psy

 

Wstyd na ulicy Głównej. Z. stara się jak może, ma dziś spotkanie. Na końcu ulicy Głównej, w firmie Nowoczesnej, ktoś chce się z nim widzieć – propozycji ma bez liku, same dobre i dostosowane do jego predyspozycji. Z. niezwłocznie wkłada garnitur, zgadza się na wszystko i w duchu dygocze, bo już widzi siebie na dogodnym stanowisku, stanowisku wręcz wyśnionym, gdzie stoi i patrzy się z góry na wstyd ulicy Głównej.

Z. wkracza na ulicę Główną, pewnie i śmiało omija ludzki nurt, dumnie stawia krok, patrzy na wstyd, ale już nie dla niego on. Cel znajduje się na końcu ulicy Głównej, firma Nowoczesna, każdy o niej mówi i gębę otwiera na jej myśl, przytakuje, że: „NO, NO TO JEST DOBRA FIRMA”. Tak, najlepsza chyba, a na pewno nowoczesna. Tam być, tam się dostać, to chyba najlepsze rozwiązanie, to jakby wygrać na loterii tyle, że tego nie przejesz za życia, choćbyś samochód raz na tydzień kupował nowy, markowy, zagraniczny.

Wszyscy tylko przechodzą koło Nowoczesnej, spoglądając z apetytem, wstydliwie, że chyba tylko w marzeniach. Firmę Nowoczesną okala wysoki mur, nic nie widać zza niego, tylko słychać szczęśliwe odgłosy, śpiewy i grupowe śmiechy, a ton rozmów jest spokojny i łagodny. Przez ten mur nie widać budynku firmy. Jedni mówią, że cały jest z kolorowego szkła o różnych kształtach, wszędzie szyby bez ram i każdy ma na każdego oko, ale że to wszystko przyjaciele w tej firmie Nowoczesnej, to nikt się tym nie przejmuje, bo każdy jest uczciwy, każdy otwarty. Inni mówią, że jest wręcz przeciwnie, że firma Nowoczesna nie ma okien, że to cztery ściany i płaski dach, ściany białe, dach biały, że firma Nowoczesna jakby była pudełkiem i że to nowoczesny dizajn-konceptualny-minimalizm, pomagający oczyścić myśli ze zbędnych barw, by lepiej skupiać się na pracy w zespole i dobrej robocie w gronie specjalistów od nowoczesnych rozwiązań.

Jedni wierzą w szyby, inni w pudełko, kłócą się o to i zasypują nawzajem argumentami. Czas im mija na ostrych dyskusjach. Podobno ktoś z obozu tych, co za pudełkiem obstają, spotkał pewnego dnia człowieka, którego zwolnili z firmy Nowoczesnej. Wszystko temu komuś opowiedział, ale przecież nikt w to zwolnienie nie uwierzył, bo firma Nowoczesna nikogo nie zwalnia, nic się o tym nie słyszy na mieście, nikt na ulicy Głównej o tym nie mówi. Wszyscy marzą wyłącznie o tym, żeby przeskoczyć ten mur i za nim zniknąć. Nic złego nie dochodzi zza muru.

Dumnie więc kroczy Z., czuje się świetnie, wygląda dobrze, inni podejrzewają, że idzie do Nowoczesnej, zazdroszczą jedni, drudzy wręcz kipią nienawiścią. Z. myśli, że to ten dzień, że w końcu, bo przecież już czeka i czeka, a teraz los się do niego uśmiecha, karma, odpłata za dobre uczynki, za uczciwość. I oto jest, nurt niesie go swobodnie, ulica Główna wydaje się wspaniała. W połowie drogi przystanął na światłach, bo ulicę Główną przecina Mniej Główna, nurty się krzyżują, trzeba na chwileczkę zwolnić tempo. Z. z chęcią poczeka, pozwoli przystanie, by zazdrosne oczy spoglądały na jego swobodny uśmiech, bo wie, że każdy już wie, że On, że Z. zmierza do firmy Nowoczesnej. Nastawia się, napina, pozuje, ale nie czuje tych spojrzeń wszystkich, słabo jakoś, nie wszystkie dotykają. Niektórzy na innego faceta łypią i babę jakąś mierzą, obydwoje elegancko ubrani. „O Boże!” – wrzasnął w myśli Z. – „Oni też do Nowoczesnej, oni też tam na spotkanie płyną”. Ich spojrzenia spotkały się, najpierw przerażone, skonsternowane, potem zadziorne, zawistne. I on, i oni planują, jak szybciej dostać się pod wielką bramę Nowoczesnej, aby pokazać swą determinację i bezkompromisowość, zawszelkącenność. Twardy głos przez telefon uprzedził przecież, mówił, że jedno miejsce i trzeba będzie udowodnić swą pożyteczność, postarać się, wykazać.

Stresopot pojawił się na czołach.

Szykują się, ustawiają na linii startu, czekają na zielone światło. Wszyscy zamarli i tylko gdzieś za plecami szczekanie psa echem dociera do ich uszu. Każdy szerzej oczy otworzył ze strachu przed zwierzem, bo przecież ostatnich gryzą psy i każdy zna tę zasadę, i na tym ta gra będzie polegać, trzeba się spiąć w sobie i wystartować z rakiety.

Czekają na zielone, pies szczeka coraz głośniej, baba wystartowała na oślep, falstart popełniając, co jest wbrew zasadom. Czerwone światło dalej błyszczy. Za babą zerwał się facet, a Z. na końcu, uświadamiając sobie, że tak to się będzie toczyć i że reguł nikt nie ustalił.

Ludzki nurt wzburzył się gwałtownie, nikt nie patrzy z zazdrością, tylko kombinuje, jak tu kłodę pod nogę rzucić, jak haka podłożyć, z bara zajechać. Z. biegnie co sił w nogach, uskakuje raz, uskakuje dwa, haka ominął, z bara się nie dał, ale belki nie zauważył i gruchnął na twarz.

Cieszy się gawiedź, ryczy wniebogłosy, a Z. z błota i krwi wyciera rozbitą twarz. Kątem oka, w oszołomieniu, dostrzega, że facet i baba już w oddali maleją, że już blisko firmy Nowoczesnej, blisko bramy, która rozsunie się tylko raz i nie wiadomo kiedy znowu. Zerwał się jeszcze z resztką nadziei, ale szybki, kotłujący się ludzki wir zdusił go, nie pozwalając już wstać. Kazał siedzieć przy krawężniku, w rynsztoku i pomyśleć o wstydzie, którego chciał się zbyt łatwo wyrzec.

Z. opuścił wzrok, pies zaszczekał blisko i wyraźnie. Gawiedź spłoszona strachem przed wściekłym ogarem oddaliła się wraz z pierwszym lepszym prądem. Z. został sam, czeka na psa. Musi zapłacić za porażkę, sam wstyd na ulicy Głównej nie wystarczy. Pies biegnie równym rytmem, szczeka, jest już coraz bliżej, wygląda jak wilk, duży, masywny. Łeb wielki, okrągły, pysk długi, widać kły, jęzor wywalony, ślina chlapie, szczeka po raz ostatni i długim skokiem rzuca się na skurczonego strachem Z.

Mokry język psa zlizuje z twarzy Z. zaschnięte, bordowe od krwi błoto. Pies merda ogonem, cieszy się, skacze dookoła leżącego. Z. nie czuje bólu, pies go nie ugryzł, białe zębiska nie przebiły skóry, szczęki nie zacisnęły się wściekle. Z. nie musi krzyczeć, nie musi błagać o pomoc, nie ma wstydu na ulicy Głównej, pies tuli się do Z., a Z. tuli psa i słyszy, jak ten szepcze mu do ucha. Oczy Z. otwierają się szeroko. Co za odkrycie! Ów pies przemówił i to z sensem! Podpowiada coś, tłumaczy i wyjaśnia.

Wstali raźniej oboje. Z. głaszcze psa, uśmiech nie znika mu z twarzy, duma wypełnia policzki, serce bije żywo. Coś pies powiedział Z., czegoś Z. dowiedział się od psa, ale nikt nie wie, co skrywał pies. Skręcili w uliczkę Boczno-Wąską i zniknęli za rogiem. Ludzki nurt rozbił się o krawężniki ulicy Głównej.

• • •

NIE ZAPOMNIJ WYRAZIĆ OPINII O TEKŚCIE NA SAMYM DOLE STRONY! CZEKAMY NA WASZE GŁOSY DO KOŃCA CZERWCA.

• • •

Poczta Literacka – spis opublikowanych tekstów

• • •

Piotr Trębacz – rocznik 87, Gliwice, obchodzi urodziny wraz z Lordem Byronem oraz Jimem Jarmuschem. Kulturoznawca po UŚ. Kończy powieść, prowadzi bloga czarnobialo.wordpress.com. Ma tendencję do mantrowego wkręcania się w jeden utwór muzyczny, odtwarzając go bez końca przez minimum tydzień. Publikował w kwartalniku „Zupełnie Inny Świat”, „Akademia widzenia”, magazynie „BE”, kwartalniku „Wyspa” (i gdzie się da). Obecnie zaplątany w ciąg biurokratycznych zawirowań, związanych z realizacją unijnych projektów.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information