Weź oddaj mi królestwo [fragment]

Mateusz Mielczarek

Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.

W tym celu otwieramy naszym portalu nowy dział z prozą nadsyłaną na Pocztę Literacką (poczta.literacka@ha.art.pl). Co tydzień (postaramy się regularnie!) będziemy zamieszczać tu nowe utwory początkujących pisarzy. Bardzo nam zależy na Waszych opiniach i komentarzach, które pomogą nie tylko nam, ale i naszym początkującym twórcom. Możecie je zamieszczać bezpośrednio na stronie, w module komentarzy facebookowych, pod tekstem. Na Wasze głosy czekamy przez tydzień od publikacji tekstu.

Wasze opinie są dla nas bardzo ważne. Od nich zależeć będą dalsze losy zamieszczanych tu utworów. Po miesiącu, czyli po zebraniu opinii o czterech tekstach, zdecydujemy, który tekst opublikować w najbliższym numerze magazynu „Ha!art”. Decyzja ta będzie uzależniona od waszych opinii – wygrywa opowiadanie najbardziej entuzjastycznie przez was przyjęte. Tak więc wasze głosy mają olbrzymie znaczenie – mogą pomóc w poszukiwaniach nowych talentów literackich!

Żeby dodatkowo was zmotywować, postanowiliśmy przy okazji ogłosić konkurs – najciekawszy komentarz do każdego tekstu zostanie nagrodzony książką (do wyboru z naszej aktualnej oferty prozatorskiej). Tak więc zabierając głos, nie tylko przyczyniacie się do rozwoju życia literackiego, ale również macie szansę wygrać coś ciekawego do poczytania. Liczymy na was!

 

Mateusz Mielczarek - Weź oddaj mi królestwo [fragment]

 

Na przystanku pojawiały się różne osoby, często tylko na moment – wypić piwo, opalić lufkę i szybciutko zniknąć z pola obserwacji uprzywilejowanego gangu dam. Ale dwie osoby spotykało się w tym miejscu zawsze. Chodzi o Fito i jego obłąkaną siostrę, Ajszę. Mieszkać za bardzo nie mieli gdzie, bo na chacie u nich ojciec zrobił z matką typową melinę, damsko-męski podziemny krąg, gdzie szemrane towarzystwo schodziło się pić i urządzać bijatyki, a to nigdy nie może być idealny klimat dla dwojga dorastających dzieci. I też Fito z Ajszą bardzo szybko musieli stać się niezależni, oczywiście chodzi o specyficznie pomyślaną niezależność, w duchu dzieciaków, które nigdy nie miały się na kim wzorować, nigdy nie dostały grosza na słodką bułkę do szkoły, a jedynym przyjemnym wspomnieniem z dzieciństwa jest obraz rodziców, którzy po powrocie do domu, zamiast wszczynać kłótnię, uwalili się na łóżku i poszli spać. Fito to był typowy zakazany ryj, koleś, któremu grzeczne dzieciaki za nic w świecie nie chciały spojrzeć w oczy, bo w jego oczach była po prostu śmierć. Ale nie ta z kosą na ramieniu, tylko pełzająca, przenikająca wszystko, będąca jakimś nawiedzonym chórem, który słyszy się od czasu do czasu w dźwiękach zgniatanej blachy samochodów albo jękach pacjentów chorych na złośliwe nowotwory. I ta niewzruszona obojętność, ale nie w stylu Pyrrona z Elidy, tylko kogoś, kto może zadać nożem kilkadziesiąt ciosów w serce, a później, tłumacząc się z tego, powiedzieć, że było się w transie, że nie było się sobą. W dodatku ta jego siostra, Ajsza, jakby dopełniająca czarę goryczy, ktoś, kto jest na tym świecie po to, żeby wypunktować jego beznadzieje albo dać dowód na to, że Lovecraft się nie mylił. Młodsza od Fito, gdyby chodzili do szkoły, ona zaczynałaby gimnazjum, a on kończył. Jednak to nie w tym życiu. Ajsza miała najwyraźniej słabszą psychikę od Fito, który pomimo swego permanentnego zaburzenia percepcji, spowodowanego zażywaniem ogromnych ilości tabletek i wąchaniem kleju, jakoś sobie radził, potrafił w odpowiednim momencie przykozaczyć, że co to nie on, albo odpuścić i olać, jak wiedział, że nie ma sensu, że nic nie ugra. Zachował zwierzęce rozumowanie potrzebne do przeżycia w dżungli, ale zupełnie zatracił empatię. Ajsza miała tylko brata, więc bardzo szybko zaczęła naśladować jego zachowanie. Jak gdyby myśląc, że ćpanie i przesiadywanie na tym przystanku to jedyna droga. A w Ajszy jeszcze była nadzieja, tylko że ta nadzieja z boku wyglądała bardzo smutno, bo Ajsza chyba łudziła się, że na końcu tej jedynej drogi czekają ją fanfary, czarodziejska przemiana cierpienia na żelki Haribo, że to się tak źle nie skończy, jak się zapowiada, i dlatego smutno się myślało o tej naiwnej nadziei. I siedziała tak z tym swoim socjopatycznym przewodnikiem podróży, ale myślami odlatywała o wiele dalej. Klej i zażywanie tabletek na kaszel, przetasowujących świadomość, zmieniło jej rozum w papkę i gdyby to były czasy archaicznych plemion, byłaby boginią z dostępem do zaświatów, do piątego wymiaru, w którym załatwia się interesy z duchami przodków. Ale siedziała na zwykłym przystanku w Burzęcinie, a to było zwyczajne sobotnie popołudnie.

– Marzena, dawaj do nas! – zawył Fito, kiedy zobaczył pedałującą dziewczynę.

Marzena niechętnie zatrzymała się i pokręciła przecząco głową.

– Chodź, chodź, nie przesadzaj, co będziesz robiła – nalegał chłopak.
– Do Tropiko jadę – wyjaśniła dziewczyna.
– Do Tropiko zdążysz jeszcze ze dwa razy pojechać, a teraz cho no, bo afera się kręci.
– Jaka afera? – Marzena była ciekawa.
– No chodź, to mi w czymś pomożesz.

Dziewczyna nie chciała przedłużać, bo znała Fito, a nawet kiedyś z nim kręciła. Był bardzo męczący i uparty, więc pomyślała, że im szybciej będzie miała gościa z głowy, tym lepiej. Podjechała na przystanek.

– Co tam? – zapytała.
– Masz naładowany telefon? – zapytał Fito.
– No mam – odpowiedziała.
– To weź wyciągnij i nagrywaj.
– Ale co?
– Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo Fito.

Marzena włączyła kamerę w telefonie i czekała na coś ciekawego, co można by było nakręcić, a Fito dreptał w miejscu, totalnie nabuzowany, widać, że czymś usmażony, bo trzeźwa osoba nie wymachuje pięściami bez sensu, jak gdyby toczyła pojedynek z przeciwnikiem uszytym z powietrza. Później Fito zaczął kopać w ścianę przystanku i powiedział do Marzeny, żeby kamerą najechała na Ajszę, która siedziała w rogu przystanku i wymiotowała, była nieobecna i pochylona głową do ziemi. Marzena posłuchała Fito, a ten podszedł do Ajszy i dał jej kopa z wyskoku prosto w twarz, tak, że fontanna rzygów połączona z krwią z nosa obryzgała zadaszenie przystanku. Ajsza tylko zajęczała i głupawo się zaśmiała, tak, jak gdyby w ogóle nie załapała, że właśnie dostała silnego kopniaka.

– Ładnie jej zajebałem, co? – Fito zwrócił się do Marzeny, która nadal wszystko kręciła, i zaniósł podłym śmiechem.
– Stary, prawie żeś jej dziurę w głowie zrobił, świr jesteś – dziewczyna nie przejęła się zbytnio sytuacją, mówiąc to, wpatrywała się w telefon, jakby chciała wszystko idealnie nakręcić.

Fito złapał Ajszę za głowę i uderzył z kolanka w nos. Krew ciekła jak z otwartych żył. Później drugi raz i Ajsza wyślizgnęła się z rąk, ale nie, że uciekała, tylko po prostu po drugim uderzeniu Fito chciał uderzyć jeszcze raz, ale tak się napalił, że nie trafił i Ajszy głowa opadła na bok. Koleś złapał ją za włosy i przeciągnął na ziemię. Ajsza była już nieprzytomna.

– Nagrałaś? – Adrenalina rozrzucała Fito po kątach.
– No nagrałam, ale nie wiem, czy wszystko będzie dobrze widać, bo ja mam słabą kamerkę w aparacie – odpowiedziała Marzena.
– To pokaż jak wyszło – powiedział Fito.

Podszedł do Marzeny, a ona puściła nagranie. Było faktycznie słabej jakości, czerwono-szare piksele gwałtownie na siebie nachodziły, ale Marzena z Fito, stykając się głowami, oglądali to w wielkim przejęciu.

– Kurcze, masz spoko nagranie – powiedziała dziewczyna.
– Dobre jest – Fito był zahipnotyzowany.

Kiedy skończyli oglądać, chłopak wyciągnął swój telefon.

– Chodziło mi o to, żebyś nagrała na swoim telefonie, bo ja mam słabą baterię i dlatego cię zawołałem – powiedział.
– Oki – odpowiedziała Marzena.

Fito podał Marzenie telefon, a ta zrzuciła mu filmik przez podczerwień. Podziękował i powiedział, że jest super, że wrzuci sobie na Sadistic, jak dorwie się do internetów. Ajszę z ziemi podniósł, ocucił, dziewczyna mruczała coś do siebie zalana krwią, z jakimś chorym, nieobecnym uśmiechem na twarzy, momentalnie przyjęła swoją typową pozycję. Przechyliła głowę do przodu i tępym spojrzeniem omiatała kilka mrówek, które szarpały się z martwą glistą.

Marzena przez chwilę popatrzyła na flagę Polski zawieszoną na przystanku. Flaga z minuty na minutę trzepotała coraz mocniej. Nad Górami Wapiennymi zbierały się gęste chmury, a dziewczyna przeklęła po cichu, bo najwyraźniej zbierało się na burzę. Wsiadła na rower i po raz pierwszy w życiu zastanowiła się nad napisem, który był na ramie. „Viva La Muerte” – myślała. „Ciekawe, o co z tym chodzi, brzmi fajowo, jak tekst piosenki z ciepłych krajów, ale czy to nie jakieś przekleństwo albo coś gorszego, może to znaczy, że jestem szmatą, a ja nawet nie wiem i z tym jeżdżę”.

• • •

O powieści:

Weź oddaj mi królestwo, powieść, z której pochodzi poniższy fragment, to psychodeliczna odyseja gimnazjalistki, która dla fejmu i hajsów wykopuje babcię z grobu, wbija się w lateksową sukienkę i bierze udział w konkursie na najlepszą tancerkę klubu Oklahoma. To uwspółcześniona wersja Kopciuszka – dobrą wróżkę zastępuje nastoletnia psychika zbombardowana przez sesję z mefedronem i acodinem. Z kolei zła macocha i ojciec to dysfunkcyjni rodzice uzależnieni od telewizji, a królewicz jest didżejem w prowincjonalnym klubie; typowej mordowni, gdzie o północy za hymn dyski robi upośledzone ruskie elektro, a chłopaki z ochrony to prawilne towarzycho w bluzach Vale tudo.

Marzena Burzum w drodze na szczyt spotyka między innymi zdeprawowanych księży w air max'ach, puszczalskie nastolatki, które dla bycia YOLO mogą podpalić świat, gości w podrasowanych beemkach, a nawet dwudziestokilkuletnich looserów na jednorożcach. Weź oddaj mi królestwo to również szalenie poryta i piękna opowieść o dominacji w związkach miłosnych, uzależnieniu od sławy i o tym, że jeśli w porę nie ucieknie się z małej mieściny, typowego Ruchajewa gdzieś na końcu świata, to w najlepszym wypadku kręcisz się w kółko, a w najgorszym możesz wpisać sobie w CV: wisielec.

• • •

NIE ZAPOMNIJ WYRAZIĆ OPINII O TEKŚCIE NA SAMYM DOLE STRONY! CZEKAMY NA WASZE GŁOSY DO KOŃCA CZERWCA.

• • •

Poczta Literacka – spis opublikowanych tekstów

• • •

Mateusz Mielczarek – rocznik 1990, studiował filozofię i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośnik seriali młodzieżowych z lat dziewięćdziesiątych, opuszczonych parków rozrywki i wszystkiego, co wywołuje konsternację. Interesuje się kontrkulturą i okultyzmem. Lubi rap, norweski black metal i Harmony'egp Korine'a. Ceni twórczość Jana Drzeżdżona. W swoim pisaniu dąży do syntezy czarnego humoru laleczki Chucky z psychodelą Doliny Muminków. Chce być najlepszy.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information