Fazy i zwały X muzy (4): Tam wędrują bizony & Las Vegas Parano

Julia Girulska

00:28:35: Oskarżony, proszę wstać. 00:28:39: Każdy, kto przewozi tutaj i sprzedaje lub rozdaje marihuanę, 00:28:46: zostanie ukarany...|– Co on robi? 00:28:48: Czyta pieprzony wyrok.|– ...od 5 lat do dożywocia... 00:28:52: Powinniście posłuchać. Wysoki sąd czyta wyrok. 00:28:57: Odpierdol się.

00:28:59: To twój klient.|– ...co najmniej 3 lat. 00:29:03: Czy rozumie pan wyrok, panie Kramer? 00:29:06: Nie. 00:29:10: Od 5 lat do dożywocia. 00:29:16: Pięć lat?|– Spokojnie, Lazlo. 00:29:18: Powiedziałeś „pięć lat”? 00:29:20: To śmieszne. Protestuję!|– Uchylam. 00:29:23: Pięć, kurwa, lat? 00:29:27: To parodia sprawiedliwości. Nie będę stał obojętnie. 00:29:31: Nie podam wam żadnych nazwisk. 00:29:34: Uśmiech proszę. 00:29:42: Co to oznacza, Lazlo? 00:29:44: Napisz o tym! Powiedz światu! Powiedz im prawdę!

To nie „ten” Kramer, ale swoją sprawę ma. Fabuła filmu osadza ją na początku dziwnych lat 70. ubiegłego wieku, kiedy wojna w końcu została przyniesiona do domu („bring the war home”). „Niepowodzenie było znakiem czasu pokolenia nixonowskiego” – pokolenia, które jak pisze Hunter S. Thompson „dorastało przypadkiem, do zmierzenia się z rzeczywistą porażką nie dorósłszy”. Sromotna końcówka wojny w Wietnamie, kryzys władzy wywołany przez niekonstytucyjne zagrania Tricky Dicka, w którego ewoluował dawny pilny student prawa, przezywany Gloomy Gusem. Kiedyś zakuwający w ciemnościach niedogrzanej biblioteki, na kwakrowskim stypendium, dziś zakuwający w kajdanki całe pokolenie na podstawie absurdalnych wyroków. Dekada ta, brzemienna bękartami przekroczonych przez państwo uprawnień, wymusiła rozciąganie się klasycznych pojęć republikanizmu niczym skóry na brzuchu. Tymczasem rozstępy terroryzmu, które pojawiły się jako naturalna konsekwencja tego rozpasania, nie były już wcale tak łatwe do usunięcia. A Wy, wolelibyście „ponurego Gusa” czy „cwanego Dicka” na prezydenta? Odpuścilibyście sobie ten wariacki kurs czy jechali do końca?

 

 

Komedia Tam wędrują bizony Arta Linsona z 1980 r., daje daleki przedsmak starszego o prawie 20 lat, rozbuchanego Las Vegas Parano (reż. Terry Gilliam), ustępując mu jeśli chodzi o środki artystycznego wyrazu i bombastyczną scenografię. A jednak L.V.P. zdaje się nie dorównywać poprzednikowi intelektualnie. Where the Buffallo Roam to film konfrontujący widza z różnymi mitami końca lat 60. i w następstwie tego formułujący słodko-gorzkie wnioski. Smutek rozkładu zostaje rozproszony humanistyczną refleksją o nieposkromionej sile wyobraźni twórczej. Hunter S. Thompson wybiera eskapizm najlepszego rodzaju – nim zostaje pustelnikiem strzelającym do nadgorliwego faksu i pijącym whisky z własnym dobermanem, niczym Słowianin tańczy i ucztuje na grobie dogorywającej epoki. Bezwstydne kreowanie sytuacji absurdalnych, starania „by było jeszcze dziwniej”, higieniczny nawyk codziennej walki z mechanizmami wykrytej u siebie socjalizacji, to, niech mnie dunder świśnie, najpiękniejsza lekcja tego filmu.

– Czy według pana prochy i alkohol uczynią mnie lepszą pisarką
– Dobre pytanie. Pomyślmy. Nie lubię namawiać do narkotyków, alkoholu, przemocy i szaleństwa, ale w moim przypadku to działa.

Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, czy narkotyki, które zażywają dwaj główni bohaterowie, wpływają na odrzucanie przez nich pewnych norm społecznych (innymi słowy: czy bohaterowie „rozumieją” dzięki nim więcej), czy raczej sam fakt ich zażywania jest już wyrazem sprzeciwu wobec konwenansów i aktem wymawiania posłuszeństwa „normalności” (bo „wiedzieli” już wcześniej). Co jest przyczyną, a co skutkiem? Percepcja zmieniona post factum, pod wpływem narkotyków, czy uprzednia świadomość transgresji możliwej do osiągnięcia po ich zażyciu? Powyższy cytat zaczerpnięty z filmu zdaje się wspierać drugą interpretację. I w tym drugim sensie, narkotyki pomagają Hunterowi wyzbyć się krępujących twórczość ideałów, nawyków, wyrzutów sumienia – pozostając środkiem do celu. To zasadniczo różni Bizony od L.V.P.: w interpretacji Terrego Gilliama to narkotyki umożliwiają i warunkują szaleństwa bohaterów, bo już poza fazą czai się groza trzeźwej rzeczywistości. Być może to jest właśnie ten krok dalej, te 18 lat później i tak musi być, w każdym razie w Las Vegas… nie jest już tak wesoło, a pogoń za beztroską banią przeradza się w koszmar ciągłego przedawkowywania jako cel sam w sobie.

 

 

Choć łatwo dostrzec pewne powracające lejtmotywy (np. podwózka i nastraszenie autostopowicza), rozgrywające się w obu filmach przygody stanowią całkiem inne opowieści, bo na kształt scenariusza Bizonów miało wpływ kilka tekstów Thompsona, z których Lęk i odraza w Las Vegas wcale nie był najważniejszy. Tymczasem rozpoznajemy znajome postaci – porte-parole Thompsona, jak również jego Chicano-adwokata, Lazlo – obie znane ze swych późniejszych, gilliamowskich wcieleń. U Linsona bohaterowie są mniej karykaturalni i nie tak świadomi filmowej konwencji, przez co pozostają bardziej beztroscy i niewinni. Wygląda na to, że nie zaczęła ich jeszcze trawić osławiona odraza, sartrowskie mdłości po eterze wciąż nie nadeszły, a kac po całej dekadzie na kwasie dopadnie ich z czasem. Huntera gra Bill Murray, który dopiero co wyszedł z aktorskiego okresu prenatalnego i właśnie opuszcza dziurę (dosłownie), w której próbował wytępić pewnego złośliwego susła (mowa o Golfiarzach z tego samego roku). Zmierzenie się z pierwszoplanową rolą na tym etapie, musiało być dla Murraya sporym wyzwaniem, tym bardziej że faza głupich min przeszła mu na dobre dopiero przy Dniu świstaka. Jakaś klątwa, czy co? Bill Murray to nie Johny Depp, ale z drugiej strony Johny Depp to nie Bill Murray – i niech ta rozsądna konstatacja zakończy nie prowadzące do niczego porównywanie wcieleń obu aktorów w rolę Huntera. Hunter i tak nie byłby zadowolony, ale on jest przecież tylko pretekstem do opowiedzenia historii, a historia ta jest wszystkim, co mamy.

 

 

Moja mama twierdzi, że Dr Hunter S. Thompson i Carl Lazlo to w tym filmie jedna i ta sama osoba, rozdarta między dwoma sposobami postępowania, z których jeden wciąż kontruje drugi; jakby żadna z prezentowanych postaw życiowych nie usprawiedliwiała się sama, tylko wciąż dopytywała się o rację dla swego istnienia. Z jednej strony jest mizantropiczny literat, egocentrycznie skupiony na ciągłych poszukiwaniach pożywki dla swojego talentu, który aby pisać, musi siebie wyabstrahować poza bieżące wydarzenia otaczającego świata. Tymczasem jego dziennikarska natura stawia go w niewygodnej sytuacji – naprzeciw dylematu etycznego tamtych czasów: działać czy przyglądać się nieuchronnemu? Hamletyzowanie Thompsona materializuje się w postaci Carla Lazlo – prawnika, aktywisty, szlachetnego człowieka kierującego się porywami serca, który jednak w wyniku zawirowań społecznych i dokonanych przez siebie wyborów, wdeptuje w terroryzm i zasadniczo zatapia się we własnych idée fixe. Filantropijne działania adwokata Lazlo co rusz wpędzają bohaterów w tarapaty. Można by tę prawidłowość uznać za mechanizm obronny mózgu Thompsona, który każdy przejaw własnej słabości by uczestniczyć w rewolucji dnia codziennego, by wyjść z roli biernego obserwatora, karze sytuacją kryzysową, z której wychodzi się tylko przez okno.

 

 

Gdy u nas polityka narkotykowa ulega zaostrzeniu, dwa amerykańskie stany legalizują marihuanę. Od dłuższego czasu obserwujemy w Polsce kryzys władzy, objawiający się tym, co zawsze władzy niepewnej swojego mandatu przychodziło najłatwiej – ograniczeniami różnorakich wolności. Dylematy niektórych Amerykanów z początku lat 70. stają się aktualne dla naszego pokolenia dopiero teraz, choć wydawało się że „Nixona zżarli biali kanibale z wyspy nieopodal Tijuany”. W sytuacji, w której w oparach skandalu ujawnione zostały – już 12 lat temu – ukryte do tamtej pory przed opinią publiczną fragmenty Raportu Światowej Organizacji Zdrowia wykazujące niższą szkodliwość marihuany na zdrowie człowieka niż wpływ alkoholu i papierosów, nasz dylemat etyczny zostaje sprowadzony do alternatywy: działać czy przyglądać się nieuchronnemu?

Sprawa nie jest łatwa do rozstrzygnięcia, ale wystarczyło kiedyś (kiedy?) podpisać internetową petycję, by teraz grzać się w ciepełku maila od Amerykanów. Tak, lecz o ileż łatwiej było podpisać petycję dotyczącą sprawy w tak odległym kraju jak Ameryka, która przecież nie istnieje.

Dear Julia,

Congratulations: you helped make history not once, but twice this year by legalizing marijuana in Colorado and Washington!

Did I?

• • •

Fazy i zwały X muzy – spis odcinków

• • •

Julia Girulska (ur. 1986) – zawód wyuczony: filozofka, zawód wykonywany: operatorka kamery. Jeździ po świecie; patrzy, jak ludzie łowią ryby; nawraca myśliwych; kocha zwierzęta. Kino od zawsze było jej bliskie, kino narkotykowe – dopiero, odkąd dorosła.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information