Reportaż z oglądania w tv i śledzenia w necie wydarzeń z 11.11 w Wa-wie

Ziemowit Szczerek

Najpierw chłopaki spotkali się pod Pałacem Kultury. Spoko miejscówa jak na nacjonalistów i polskich patriotów, nie powiem: cień daru narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Ale Pałac chłopaków nie ruszał. Pewnie dlatego, że się opatrzył. Patrzyłem w ekran komputera, na którym na livestreamie cienkim głosikiem piszczał wódz narodowych karczydeł Cośtam Winnicki, i czekałem, aż wypiszczy: „Do boju, Polacy, krwinki z krwi mojej, do boju rodaczęta, ziomki moje golone, huzia, rozbierzcie to czerwone paskudztwo, tego fiuta stalinowskiego biorącego gwałtem umęczoną, polską ziemię, prochów przodków pełną i wiadrami ich krwi nasączoną, stężałego w rygormortysie i rżnącego ją jeszcze pośmiertnie! Na Pałaaac!”.

I myślałem, że oni powiedzą: „Tajeeeees, huraaa!”, albo nie, nie „hura”, „hura” za bardzo ruskie, za bardzo kojarzy się z „ura”, więc, hmmm, co powinien wykrzykiwać prawdziwy Polak lecąc do ataku, może „kurwa” po prostu? Nie, to banalne, zastanówmy się… chyba „Jezus Maria”. Albo „rany boskie”. O, tak. „Rany boskie”. No więc Cośtam Winnicki pokazuje, se wyobrażałem, Pałac narodowcom, i kwiczy tym swoim głosikiem kujońskim – „No hejże! Wrr! Bierzcie on, bierzcie ów drąg ruski w dzioby orle wasze polskie, przegryźcież go na skroś, ruskę kurwę eję eję o”. I wyobrażałem sobie, jak oni z rykiem „rany boskieee!” runą na Pałac jak – hmmm – lawina, nawałnica, jak siklawa Mickiewicza, jak schody w Kitschu, jak… (w Polsce generalnie jest trudna sprawa z tym, żeby efektownie runąć, bo jest płasko, no ale próbujmy dalej), jak (mam) pan Wołodyjowski na Tatary, jak zwolennicy białego szaleństwa na Zakopiankę, jak… (no dobra).

W każdym razie – nic takiego się nie stało.

Na scenę wyszedł za to Włoch z Forza Nuova w butach z modnymi białymi podeszwami, Cośtam Winnicki i reszta kolesiów z trybuny ciapnęli mu ukradkiem oczętami na te buty i po minach widać było, że im się te buty widzą, i chętnie by zapytali, gdzie takie kupił i ile dał, ale nie wypadało. Co to za pedalskość, Włocha o buty pytać gdzie kupił. No kurwa ej. W każdym razie – Włoch w butach zaczął przemawiać. Mówił o Europie, o wspólnej walce, nie mówił z kim dokładnie, ale nikt nie miał wątpliwości z kim. Tyle, że nikogo to jakoś nie ruszało, bo w Polsce muślimów za bardzo nie ma, a jak są, to kebaby robią i, mimo że się mówi, że „kupując kebaba osadzasz Araba”, to jednak miło kebab wdusić po banieczce czy tam dwóch, a jak Ahmed tam jeszcze frytki do tego kebaba doda – to już w ogóle cudo-miodzik, i nic, tylko ajranem zapijać, jak w lodóweczce jest. Tak więc problem islamu jakoś nikogo specjalnie nie ruszał i nie było zbyt dużego, jak to się mówi, odzewu na hasła biednego Włocha. Poza tym wszyscy się niecierpliwili, bo przecież skłot czekał do spalenia, lewaki do oblana benzyną, policja do dania się sprowokować, drzewka do wyrwania, tęcza do zdekoloryzowania, budka przed ambasadą, jako symbol Budy Ruskiej – do spalenia. Zorientował się Włoch, że musi ratować sytuację, więc wyciągnął zawsze działającą wunderwaffe: odwołał się do słynnych polskich tradycji militarnych, Kossakiem i Matejką po płótnie dziabdzianych: podziękował Polakom za Wiedeń.

No i się zaczęło.

Nic tak bowiem nie ruszy Polaka, jak mu kto z zagranicy przewage bitewne pochwali. Mało we łzy nie tryśli rodacy-łysogoleni jako ci kapłani egipscy w domu niewoli, jako ci kodżacy i kodżakoidzi, jako ten las kolan podczas ruskiego święta golasa zanurzonego w przerębli, jako wycieczka Towarzystwa Łysych, Łysiejących i Liniejących na Jasną Górę.

Tak samo, odnotujmy, było z zespołem Sabaton, co to – pomiędzy powermetalowymi pohukiwaniami o wojnach, bitwach i potyczkach – napisał jednąż to pieśń o polskiej bitwie. Łojezusie – ledwoć na singlu wyszło, a już mu w Polsce pomnik chcieli stawiać. Na Krakowskim Przedmieściu, między Prusem a Mickiewiczem a Prymasem Tysiąclecia a Niestojącym A Powinnym Stać Pomnikiem, gdzie jest krzyż. I tu w ogóle chciałbym wtrącić apel do zagranicznych zespołów, którym jakoś nie idzie, a bardzo by chciały, żeby poszło: nagrywajcie piosenki o walczących Polakach! Nagrywajcie i wysławiajcie pod niebiosa vis bojową polską, a dane wam będzie w Polszcze uwielbienia zaznać, parówek pojeść po pachy, wódki popić polskiej i bilety darmowe na mecze polskiej reprezentacji połuczyć, a może nawet na PKP. I pojeździć se pirszą klasą od Helu do Miechowa, patrząc na melaine chloe polskich skib i pustaczenia za łoknem, popocić się w hutniczej temperaturze pekaposkiego systemu grzewczego występującego na zmianę z zupełnym niegrzaniem i odwalaniem zasp śniegu w drodze z przedziału do kibla, hej kolęda, kolęda.

Tak więc: dear unknown bands from all over the World, we in Poland are very eager to hear how cool and brave we are, a nie only te karthefty, szaroburość, te zmywoki, te kartofle, wodka i autokołpakendiebsztale. Provide us with that and we will be dancing for you with tears in our eyes, tak nam dopomóż pan Bóg w trójcy samotrzeć i święty krzyż in nomie patris amen. Przy składaniu rąk do modlitwy nie należy zapominać o złożeniu kciuków w krzyż, albowiem wbrew potocznemu mniemaniu samo klaśnięcie łapą w łapę nie wystarczy, moi mili. Nie wystarczy.

W każdym razie – na wzmiankę o Wiedniu ryknięto z radością, chociaż, patrząc na tych wszystkich Nowaków, Woźniaków i Wójcików, ich przodkowie raczej pod Wiedniem nie dokazywali, a raczej panowie szlachta-bracia dokazywali w stodołach z ich chłopskimi babkami na oczach ich chłopskich dziadków. No ale nie zohydzajmy historii młodym, nie bądźmy antypolscy, wszyscy mamy przodków symbolicznych i oni są ważniejsi od przodków niesymbolicznych – więc ryknięto, co tam.

Przypatrywał się temu z zadowoleniem Cośtam Winnicki. Ten koleś w takim miejscu to jest w ogóle fenomen. Kojarzy mi się z socjopatycznym kujonem, który odbija sobie teraz to, że mu na przerwach w podstawówce regularnie robiono w kiblu spłuczkę, że mu naciągano majtasy na głowę, charchano we włosy, że mu bliną hardą – a on poprzysiągł sobie, że któregoś dnia się zemści na swoich prześladowcach-dresach. I teraz stworzył sobie z tych dresów, kiboli, tego całego tympego, szkolnego marginesu, co to „kyrrwa” i „chuj w dupe pedałom i konfidentom” – armię. I ta armia, która mu parę lat temu ładowała łeb do muszli klozetowej – robi mu teraz gremialnego narodowego loda, a on ją pieprzy w usta, bo ta jego armia wrzeszczy, jak on zapiszczy, kwiknie Cośtam Winnicki: „Aleja eja o”, to mu odrykną: „Alea ea o”, piśnie: „Niech co wielka Polska?”, odhukną: „Niech żyje!”. I tak dalej.

No ale spoko, Włoch pogadał o Europie, o wspólnej walce, Polskie misie narodowe coś tam zakumały, że jest jakiś tam problem z islamem, z ogólnym lewactwem i pedalstwem, więc poryczały trochę, ale widać było, już by se gdzie dalej poszły. Dać się sprowokować policji nebo co. Stała między nimi babcia, i serce mi się krajało, gdy patrzyłem na tę biedną kobietę, ze łzami w oczach śpiewającą hymn państwowy, w mylnym przeświadczeniu, że stoi oto między patriotami, a nie pośrodku hordy, której z emocjonalnych kiszek można zrobić zajączka, żyrafę albo fiuta, jak to z tych takich balonów podłużnych dmuchanych robią czasem po festynach i odpustach.

No, a potem w końcu dokonało się: wódz kazał, a oni poszli wyrywać z warszawskiego bruku lewackie i spedalone do szczętu drzewka. Co to kurwa za ciotowaty zwyczaj kurwa ulice dżewem krasić kurwa ty e.

 

Epilog

Na wszystko to ze swojego statku kosmicznego patrzył komandor Jarosław w towarzystwie wicekomandora Antoniego, któremu migały wszczepione pod skórę na czole kolorowe diody.

– Gdzie lecimy, komandorze Dżej? – spytał roboidalnym głosem wicekomandor Antoni.
– Tam, gdzie zawsze w godzinach próby, panie wicekomandorze – kmdr. Jarosław odwrócił się na swoim obrotowym fotelu, na którym obracać się tak bardzo lubił i to było takie efektowne, wow, uszanowanko, pieseł prezes. – Zdupczamy na planetę Srebrnych Dzwonów.

• • •

Więcej o książce Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian Ziemowita Szczerka w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian w naszej księgarni internetowej

• • •

Czytaj także:

• • •

Ziemowit Szczerek – dziennikarz portalu Interia.pl, współpracuje z „Nową Europą Wschodnią”, autor opowiadań publikowanych m.in. w „Lampie”, „Studium”, „Opowiadaniach” i E-splocie oraz współautor wydanej w 2010 r. książki pt. „Paczka radomskich”. Pisze doktorat z politologii, zajmuje się wschodem Europy i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Jeździ po dziwnych miejscach i o tym pisze. Ostatnio najbardziej inspiruje go gonzo i literatura / dziennikarstwo podróżnicze.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information