Capitalsim (5): A ten mąż pije w ciąży trochę wina, trochę wódki

Maja Staśko

Po mieście przechadza się przeotyły mężczyzna z ostro wymalowanymi oczami, ale bez szminki. W samej bieliźnie – w serduszka. Za rękę trzyma swojego męża. Spokojnie rozmawiają. Co jakiś przysiadają na ławce i się całują. Mijający ich przechodnie nie zwracają na nich uwagi. Nikt się nie ogląda, nikt nie rzuca złośliwych uwag, nikt im nie pluje pod nogi. Czasem ktoś się uśmiechnie, ktoś skinie głową, gdy zna małżonków. Niedzielny spacer znów minął normalnie.

Co to za świat? Utopia?

Nie, to The Sims™ 4.

 

 

A ten mąż pije w ciąży trochę wina, trochę wódki

 

Stwórzmy się od podstaw. Najlepiej w trybie tworzenia rodziny.

5) Cechy charakteru

 

Do wyboru trzydzieści pięć cech pogrupowanych w cztery kategorie:

1. emocjonalne – cechy, które wzbudzają konkretne emocje dominujące u Sima: aktywny (emocja: pobudzony), geniusz (skupiony), gorąca głowa (rozgniewany), głupek (rozbawiony), kreatywny (zainspirowany), ponury (smutny), romantyk (flirtowanie), wesoły (szczęśliwy), zadufany (pewny siebie);

2. hobby – cechy, które są związane z konkretnymi sposobami spędzania wolnego czasu: miłośnik muzyki, mól książkowy, perfekcjonista, smakosz, zapaleniec, znawca sztuki;

3. styl życia – cechy, które są związane z konkretnym podejściem do życia i systemem wartości: ambitny, infantylny, leniwy, materialista, niechlujny, niezdarny, schludny, snob, szalony, uwielbia naturę, żarłok;

4. towarzyskie – cechy, które są związane z relacjami z innymi Simami: dobry, kumpel, nie cierpi dzieci, nieangażujący się, rodzinny, samotnik, towarzyski, wredny, zły.

Niezmienne. Wpływają na zachowania Sima i jego zachcianki. Każdy Sim ma cztery cechy – trzy wybrane i jedną powiązaną z życiową aspiracją, która kieruje jego działaniami (c.d.n.). Cechy przeciwne wykluczają się – nie można być jednocześnie dobrym i złym, nie można naraz być rodzinnym i nie cierpieć dzieci. Wykluczanie się cech związane jest z ich niezmiennością – simowy rdzeń tożsamości jest niezmienny. Nie można być złym i przedzierzgnąć się w dobrego. Nie można być leniwym i zmusić się do bycia aktywnym. Jakakolwiek zmiana jest tu niemożliwa. Stąd działanie na rzecz jakiekolwiek zmiany jest tu niemożliwe. Z własnym rdzeniem osobowościowym trzeba się pogodzić – i tak nic z tym nie można zrobić.

To zaś w oczywisty sposób nakłania do bierności – skoro nic nie można zmienić, to każde działanie na rzecz zmiany jest bezproduktywne. Myślenie pasywne, oparte na esencjalnych podstawach „ja” i rzeczywistości, kieruje tym światem. Zasady są tu jedne i niezmienne – płcie są dwie, cechy osobowości cztery, a w mieście nie ma ratusza czy władz miejskich, które Simowie mogliby wybierać i na które mieliby jakikolwiek wpływ. Wszystko zasadza się tu na istotowym trzonie, który jest i jest dobry, bo jest: bo żadnego innego nie ma i nie będzie.

Słyszałeś kiedyś bajkę o kapitalizmie? Brzmi jakoś podobnie.

 

 

Na przykład tak jak w bajce Nieporadna mała ciuchcia Batty Typer, którą Simowie czytają swoim pociechom na dobranoc: „»Myślę, że nie dam rady« – to motto tej powieści dla dzieci, która przygotuje Twoje dziecko na życie pełne przeszkód, rozczarowań i nieuniknionych porażek. Gorzkie przypomnienie faktu, że zwycięzcy nie mogą istnieć bez przegranych”. „Myślę, że nie dam rady” – oto motto tej gry. Tak jesteśmy przez nią nakierowywani. Społeczeństwo obywatelskie czy demokracja bezpośrednia w takim układzie nie mają żadnych szans. Nie dadzą rady.

Bawiłeś się w dzieciństwie w grę w życie? Byłeś żoną, mężem, mamą, tatą lub dzieckiem, prowadziłeś wyimaginowany dom (raczej prowadziłaś), prowadziłeś wyimaginowany samochód, jeździłeś do wyimaginowanej pracy, by zarabiać na wyimaginowaną rodzinę? No jasne. A czy w grze w życie chodziłeś na wyimaginowane wybory albo angażowałeś się w życie wyimaginowanej lokalnej społeczności, wyimaginowanego miasta bądź nawet wyimaginowanego państwa? Czy były tam wyimaginowane partie polityczne, wyimaginowane sądy bądź wyimaginowany urząd miasta? Czy jako prezydent miałeś konkretne poglądy? Czy jako prezydent wiedziałeś, co robić – poza tym, że cała władza była po twojej stronie i byłeś najważniejszy wśród wszystkich dzieci?

Zresztą, ciekawszy od prezydenta jest zawsze król. Prezydent to trochę nudy, bo władza jednak nie jest absolutna, a inne organy przeszkadzają i trudno się w nich połapać. Ot, niepotrzebna komplikacja.

A czy jako ksiądz wiedziałeś, co robić? Znałeś te wszystkie obrzędy, które bez przerwy obserwujesz w kościele, w telewizji, w serialach, w filmach, w opowieściach?

Wszystko zaczyna się w tym momencie. To tu zaczyna się gra w życie, The Sims™. To twoi niewyimaginowani rodzice, twoja niewyimaginowana rodzina, twój niewyimaginowany Kościół i twoje niewyimaginowane państwo. Takie dziedziczysz cechy. Ksiądz to twój drugi ojciec, jak Bóg względem Chrystusa zestawiony z Józefem. Twoja matka zrobiła niepokalane poczęcie, bo seks (rodziców) jest generalnie fu.

 

 

Wiesz, co zdarzyło się 25 grudnia? Jasne: Bóg się rodzi, moc truchleje, Jezus malusieński, cicha noc, święta noc, wśród nocnej ciszy, lulajże, Jezuniu, mędrcy świata, oj, maluśki, maluśki, pójdźmy wszyscy do stajenki, w żłobie leży, gdy śliczna panna, dzisiaj w Betlejem, do szopy, hej, pasterze, gdy się Chrystus rodzi. A wiesz, co zdarzyło się 28 grudnia? Ot, nic takiego: pierwsze polskie wygrane powstanie (tak, było takie, tylko że umarło za mało osób, by mieć powód do dumy). Wielkopolskie, ale nieszczególnie wielkokościelne (ten wielkopolski pragmatyzm!).

Państwo = patriotyzm = Kościół. Równa się wartość prywatna (nie przesłyszałeś się: państwo = wartość prywatna). Takie dziedziczysz cechy.

Cechy już od dawna nie kojarzą się ze wspólnotą pracowników jednego rzemiosła, która rozpostarła dawne mieszczaństwo. Cechy to teraz wyznacznik osobowości samodzielnej i samowystarczalnej jednostki – wyznacznik charakteru. Prekariat to ledwie jedna z ich konsekwencji.

I tylko #Razem możemy to zmienić.

Cechy umożliwiają wykonywanie interakcji i czynności, których poza nimi wykonywać nie można. Tym sposobem tylko Żarłok może jeść resztki ze śmietnika, a prawdziwie głodny Sim musi umrzeć z głodu, bo opcja grzebania w śmietniku w celach spożywczych jest dla niego niedostępna. Cechy ograniczają fizyczne możliwości Sima, a esencjalny fundamentalizm przenoszą z wirtualnych kategorii (lenistwo, skupienie itd.) na materialne (czynności). Kto jest aktywny, nie może być leniwy, kto nie jest żarłokiem, nie może podejść do śmietnika i zacząć w nim grzebać. Prawa rzeczywistości, w której funkcjonują Simowie, zrównują prawa symboliczne (a zatem – choć bez urzędów i władz – polityczne) oraz fizyczne. Nie ma między nimi różnicy – część zachowań jest fizycznie niedostępna, a zatem zakazana. To z tego, co realnie możemy zrobić w grze, wnioskujemy prawo, które nią rządzi. Nic poza prawem tu nie ma – żadne lewo nie wchodzi w grę. Nie można fizycznie zgwałcić dziecka, a zatem pedofilia jest zabroniona. Nie ma takiej opcji wśród interakcji. Nie można zabić drugiego człowieka, a zatem morderstwo jest zabronione. Nie ma takiej opcji wśród interakcji. Nie można zapłacić podatków, a zatem państwo jest sprywatyzowane i kapitalistyczne. Nie ma innej opcji wśród interakcji. Nie można się upić ani naćpać, więc nie ma uzależnień. Nie ma takiej opcji wśród interakcji: wszyscy są niezależni i autonomiczni.

Nie można umalować mężczyźnie ust szminką, a zatem umalowanie mężczyźnie ust szminką jest zabronione. Nie ma takiej opcji wśród interakcji.

Nic poza prawem tu nie ma – żadne lewo nie wchodzi w grę. To liberalizm, który unieruchamia jednostkę w neoliberalnej rzeczywistości i nie pozwala na jej przekroczenie. Fizycznie nie pozwala na jej przekroczenie. Urzędy, władze, więzienia – to wszystko jest tu niepotrzebne. Wolno wszystko to, co wolno. Co wolno znaleźć w interakcjach. Nie wolno tego, czego nie wolno. Czego nie wolno znaleźć w interakcjach.

There is no alternative. I płynie:

 

Pani Zo, Zo, Zo. Pani Sia, Sia, Sia. Pani Zo, pani Sia, pani Zosia męża ma.
A ten mąż, mąż, mąż, pije wciąż, wciąż, wciąż. Trochę wina, trochę wódki i od tego jest malutki.
Przepił do, do, dom, przepił wó wó wóz, przepił dom, przepił wóz, żonę na patelni wiózł.
A ta żo, żo, na, a ta na, na, na, a ta żo, a ta na, a ta żona dziecko ma.
A to dzie, dzie, dzie, a to cko, cko, cko, a to dzie, a to cko, a to dziecko smoczek ma.
A ten smo, smo, smo, a ten czek, czek, czek, a ten smo, a ten czek, a ten smoczek dziurę ma.
A ta dziu, dziu, dziu, a ta ra, ra, ra, a ta dziu, a ta ra, a ta dziura plaster ma.
A ten pla, pla, pla, a ten ster, ster, ster, a ten pla, a ten ster, a ten plaster watę ma.
A ta wa, wa, wa, a ta ta, ta, ta, a ta wa, a ta, a ta wata nic nie ma!1

 

Nie ma władz, bo jest jedna władza: liczba mnoga w ogóle się w to nie bawi. Prawo jest jedno i norma jest jedna – nic poza nią nie ma. Nie czujesz własnej władzy (ekonomicznej, klasowej, prestiżowej), bo zakładasz, że tak po prostu jest: każdy ma dostęp do własnego domu, dowolnej pracy, wszystkich ubrań i makijaży, pokarmu, nieszczególnie opresyjnego modelu relacji (w każdej relacji wszyscy jej uczestnicy są na wejściu równi), darmowej edukacji, darmowego żłobka, Simowej Opieki Społecznej (to od niej młoda matka dostaje darmową kołyskę do świeżo upieczonego człowieczka), przestrzeni publicznych, urlopu w pracy czy odszkodowania. To jest ci dane od razu, od momentu urodzenia w dobrze (u)sytuowanej rodzinie (innej tu nie ma). I to jest dane wszystkim innym (toż-samym) w tym mieście – tylko wata nic nie ma (głupia wata!). Alkoholu i innych używek też tu nie doznasz, więc wszystko jest pod kontrolą. Jesteś w pełni władz, bo masz władzę.

Dlaczego gdziekolwiek indziej miałoby być inaczej? Inaczej: unde malum?

Gra jest zapisem czystego dyskursu – wszystko, co wychodzi poza prawo tegoż, nie wchodzi w tę grę. Żadne Derridiańskie wydarzenie, które wyrzuca z nagłej władzy dyskursu, nie ma tu racji bytu. Wydarzeniem byłoby dojrzenie możliwości fizycznego wykroczenia poza prawo (morderstwo, gwałt, umalowanie ust przez mężczyznę szminką), które wcześniej – pod wpływem prze-mocy dyskursu – zdawało się niemożliwe. Wydarzenie to dostrzeżenie granicy, która wcześniej nie istniała, bo nic poza istniejącym światem w ogóle nie istniało. To zrozumienie, że fizyczne morderstwo, gwałt czy umalowanie ust przez mężczyznę szminką to wydarzenie transgresywne. To początek etyki.

Etyka musiałaby doprowadzić do zmiany całego systemu i upodmiotowić tych, którzy znajdują się poza naszą rodziną i którzy mogą być bezpośrednimi (sąsiad) lub pośrednimi (mieszkaniec drugiej części globu, zwierzę) ofiarami konsekwencji naszych działań. Tu podmiotowości, konsekwencji i inności nie ma. Gdyby były, kupno kolejnego dodatku do gry mogłoby stanąć pod znakiem zapytania – kogo wspomogą nasze pieniądze, a kogo mogłyby wspomóc zamiast?

To zbyt niebezpieczne.

 

 

Z perspektywy integralnej i niezmiennej jednostki (oraz rzeczywistości), która napędza tę grę, ważne zdają się jednak cechy emocjonalne. Czy Mickiewicz był geniuszem, bo potrafił być skupiony? Wedle romantycznej matrycy geniusz to cecha przyrodzona i ponadludzka, tymczasem na wskroś świeccy twórcy gry mówią – nie, geniusz, romantyczność, kreatywność to cechy powiązane z emocjami, a zatem z ruchami wewnętrznymi, fizycznymi, z ciała, oraz zewnętrznymi, materialnymi, z rzeczywistości. I nad jednym, i nad drugim nie mamy pełnej kontroli, ale i jedno, i drugie jest czysto materialne – wzniosły mistycyzm to wymówka dla bezproduktywnego siedzenia nad pustą kartką i marnowania czasu, na które nikt, kogo na to nie stać (a zatem kto nie ma odpowiednio dużych odziedziczonych funduszy rodziny) nie może sobie pozwolić. Geniusz to nie natchnienie, to odpowiednie warunki i odpowiednie wychowanie. Romantyczna esencja ulega dekonstrukcji. To byt określa świadomość, nie Bóg / natchnienie / niezmienna osobowość.

Ale, ale! Do Joanny Bator książki przychodzą: „Nic nie muszę wymyślać, zastanawiać się, o czym tu napisać powieść, za którą nominują mnie do Nike... One do mnie przychodzą. To chyba powinno tak działać. Sama nie wiem, u mnie tak to działa”. Piękne. Można się wzruszyć. Tylko że do Joanny Bator książki przychodzą same, bo miała pieniądze i czas, by studiować inne książki w młodości, podczas studiów i podczas kariery naukowej. Do Joanny Bator książki przychodzą same, bo ma pieniądze i czas, by siedzieć przy biurku (koniecznie przy oknie) w japońskiej todze przed pustą kartką i pracować nad własnym skupieniem, i czekać na własne natchnienie. Do Joanny Bator książki przychodzą same, bo miała pieniądze i czas, by wychować się na romantycznych lekturach, wedle których książki przychodzą same i wedle których „to chyba powinno tak działać”. Więc działa. U niej tak to działa.

Dzięki temu Joanna Bator ma odpowiedni poziom skupienia i może (nie)spokojnie czekać na przyjście swoich książek. Jak to geniusz.

Nie chodzi o to, by deprecjonować te przyjszłe książki (choć akurat w tym przypadku nie byłoby to niewskazane) – chodzi o to, by dostrzec materialne fundamenty (ciała i kasy) leżące pod wzniosłymi, natchnionymi wypowiedziami o procesie pisania, które z realnie żyjącego (i dziedziczącego – fundusze, kulturę, prestiż, status, świadomość) człowieka czynią nieśmiertelnego i autonomicznego ducha (o duchach wkrótce!). To w żaden sposób nie uwłacza ani książce, ani autorce (pewnie raczej przeciwnie) – ale wyczula jednak na kwestie, które w natchnionym dyskursie zwyczajnie umykają. Na kwestie nierówności i niesprawiedliwości społecznej, które – między innymi dzięki literaturze i jej autorom – muszą zostać dostrzeżone i zmienione. Adam Kaczanowski, performer i pisarz zaangażowany, mówi wprost: pisanie to robota jak każda inna. Siadasz przy biurku i piszesz. Jak sekretarka, jak w fabryce, codziennie i konsekwentnie – wykonujesz sieć powtarzalnych ruchów na klawiaturze. Musisz mieć do tego warunki i musisz być skupiony. Ot co.

Tylko czy w czasach multitaskingu i zbiorowej dekoncentracji (koncentracji na wciąż innych przekazach, wedle struktury hipertekstu), skupienie jest jeszcze możliwe? Czy geniusz – nawet w ramach materialności – ma jeszcze w ogóle rację bytu?

Ile godzin grałeś ostatnio w The Sims™ 4? Sześć? Dziesięć? Nie spałeś, bo grałeś w The Sims™? I miałeś problemy ze skupieniem?

Nie. Pełna immersja w grę. Bezsensowne klikando. Siedzimy przed ekranem i myślimy: „dlaczego ja tu jeszcze jestem? przecież to całkiem niedorzeczne. ale sprawdzę jeszcze, co się stanie, gdy zdobędę ósmy poziom umiejętności pisania. no i muszę wydać bestseller. potem idę spać, obiecuję (sobie)”.

Cieszą, tumanią, dyscyplinują.

Jakiekolwiek problemy ze skupieniem znikają. Oto współcześni geniusze – programiści, który przykuwają do komputerów na całe dni, miesiące i lata (to już 15 lat!). Skupiają nas przed komputerem masami. Kultura masowa to dziś. Ale do tego trzeba znać język, który rządzi całą grą, całą przestrzenią wirtualną – język programowania (zerojedynkowy, HTML, kodowania). A to potrafią tylko nieliczni. Kapłani XXI wieku. Musimy się na nich zdać, nie mamy wyjścia – jesteśmy analfabetami. Możemy tylko połykać ich wykwity i ładnie dziękować.

Lub nauczyć się języka, który nami rządzi.

Czy umiesz przeczytać opis książki Programowanie, tom 3: Naucz się mówić jak robot napisanej przez 1001010110010: „0000000100000010001011010010010011101001101100010010000010101000000001101010101010000010101000010111010011011”?

To tu rozgrywa się cała tajemnica gry w życie.

 

1 Za: S. Bortnowski, Jak uczyć poezji? Konteksty dzieła literackiego, Warszawa 1991, s. 124.

• • •

Capitalsim – spis odcinków

• • •

Maja Staśko – gra.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information