Ziemia dla Ziemian

Dawid Juraszek

Klimat się zmienia – ale literatura, i szerzej kultura, nie. W głośnym artykule The Uninhabitable Earth David Wallace-Wells przywołuje Amitava Ghosha, szukającego odpowiedzi na pytanie, dlaczego wizje katastrofy klimatycznej nie trafiają na karty współczesnych powieści. W skrócie, teza Ghosha jest następująca: obowiązujący model narracyjny nie pozwala twórcom w sposób niejako naturalny opisywać katastrof tak wielkich rozmiarów, jak grożąca nam ekologiczna zagłada. Poza obszarami niszowymi, jak science-fiction, tematyka zmian klimatu pojawia się w twórczości sporadycznie, bo nietypowe i nieogarnione zjawiska klimatyczne nie przystają do schematów literackich, psują formę, przypominając rozwiązania deus ex machina, i wyłamują się z małego realizmu, który nadaje współczesnej literaturze pozór rzeczywistości, paradoksalnie pomimo tego, że zmiana klimatu jest rzeczywista jak mało co. To między innymi dlatego tak trudno jest nam wyobrazić sobie, do czego może ona ostatecznie doprowadzić (tekst Wallace-Wellsa próbuje naszej wyobraźni w tym pomóc).

Przypomniało mi się to, kiedy na stronie „Kultury Liberalnej” znalazłem recenzję książki Bang Bang! Wystrzałowy samochód pióra Iana Fleminga, wydanej niedawno przez Znak. Piotr Miller zachwala w tejże recenzji tę książkę dla dzieci, traktującą o zatruwającym powietrze i zaburzającym klimat pojeździe spalinowym. W samej książce problem zatruwania powietrza i zaburzania klimatu się nie pojawia, co nie dziwi, zważywszy, że ukazała się Anno Domini 1964, kiedy to problemu nie było (w świadomości publicznej, bo w rzeczywistości już tak). Nie pojawia się jednak także w recenzji, jak najbardziej przecież współczesnej, co dziwi, bo o problemie coraz głośniej – chociaż nadal zbyt cicho.

O tym, że samochody spalinowe trują i że Ziemia, w postaci takiej, jaką znamy, jest na skraju katastrofy, dobrze wie Elon Musk, a nawet próbuje coś z tym zrobić. Co? Otóż produkuje wystrzałowe samochody elektryczne marki Tesla. Brawo. Ale doskonalenie tego jakże pożytecznego środka transportu to dla Muska za mało. Zmiana klimatu wymaga czegoś więcej. Ot, na przykład ucieczki w kosmos. Musk oręduje za tym, by homo sapiens stał się gatunkiem multiplanetarnym, i przygotowuje plan kolonizacji Marsa.

Facepalm. Albo po staropolsku: ręce opadają.

Bill Maher w swoim monologu Make Earth Great Again wykpiwa te plany poświęcenia ogromnego wysiłku na dostosowanie obcej planety do potrzeb naszego gatunku, zamiast na ratowanie tej, na której wyewoluowaliśmy. Sięgamy do gwiazd, stojąc po kolana w gównie, zamiast to gówno posprzątać. Narobić syfu i uciec – jakież to ludzkie.

Gdzieś kiedyś czytałem, jak to w naszych czasach marnuje się brainpower. Geniuszy nie brakuje w żadnej epoce, ale podczas gdy drzewiej ich intelektualne zdolności wykorzystywano po to, by dokonywać przełomowych wyczynów na skalę wcześniej nieosiągalną, jak np. kładzenie międzykontynentalnych kabli telegraficznych po dnie oceanu, teraz wykorzystuje się je, by uatrakcyjniać smartfonowe apki albo skuteczniej manipulować odbiorcami reklam. Dychotomia to przesadzona, ale uzmysławia problem.

Gdyby brainpower, której Muskowi i jemu podobnym nie brakuje, zamiast na plany terraformowania Marsa i napędzanie maszynerii cywilizacji konsumpcyjnej wykorzystać po to, by oczyścić atmosferę, usunąć plastik z oceanów, stworzyć tanie sztuczne mięso, albo choćby sprawić, żeby sam proces produkcji akumulatora do seksownego elektrycznego autka nie wytwarzał tyle dwutlenku węgla, co jeżdżenie samochodem spalinowym przez kilka lat – postępującą katastrofę ekologiczną można by zahamować, a może nawet odwrócić.

 

Ian Fleming, ''Bang Bang! Wystrzałowy samochód'', Znak 2017

 

W osiemnastowiecznej powieści Wojciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisujący tytułowy bohater po przybyciu na Księżyc spotyka nie tylko społeczność utopijną, ale i dystopijną. Oczywiście wszystko po to, by autor, Michał Dymitr Krajewski, mógł posarkać sobie na Warszawę i Polskę, ale jest tu i głębsza prawda – ludzie przesiedleni na inne planety nie staną się aniołami. A jednak w Musku i jemu podobnym goreje chyba naiwna wiara, że jak zaczniemy wszystko od nowa na innej planecie, to uda się stworzyć lepsze społeczeństwo. Udowadnianie, że natura ludzka pozostanie ludzką bez względu na lokalizację w Układzie Słonecznym to dobry materiał na dzieło literackie czy filmowe, ale w świecie rzeczywistym to straszne marnotrawstwo. Rezultat jest do przewidzenia – koniec końców narobimy na nowej planecie tego samego dziadostwa, co na starej.

Dopiero kiedy (jeśli) posprzątamy po sobie tu, na Ziemi, udowodnimy, że posiadamy moralne prawo, by zasiedlać inne planety. Ale kolonizacja Marsa zapewne lepiej wypada w wymiarze marketingowym niż redukcja liczby plastikowych toreb zatykających wielorybie żołądki. I pewnie dlatego (a nie dlatego, że Musk „Ha!artu” nie czyta) mój tutaj apel przemknie bez echa. W ludzkiej naturze leży sięganie dalej, więc będziemy sięgać dalej, nie oglądając się na pozostawione w tyle śmieci, ofiary postępu i wymarłe gatunki.

W recenzji Wystrzałowego samochodu na łamach „Kultury Liberalnej” nie ma, jako się rzekło, o kwestiach ekologicznych ani słowa. Tytułowy samochód jest niesamowity, wręcz magiczny: obdarzony wolną wolą przyjaciel rodziny, kompan w przygodach i obrońca dobrej sprawy. Miller pisze zauroczony: „Mam nadzieję, że i w Polsce zdobędzie niekwestionowaną pozycję w kanonie ukochanych lektur dzieciństwa”. No nie, ja nadzieję mam całkiem odmienną. W świecie, gdzie paliwa kopalne zagrażają środowisku i ludzkości, w kraju, gdzie zawiesina trującego smogu zabija ludzi takich, jak autor i czytelnicy recenzji, czy naprawdę warto zaszczepiać dzieciom sympatię do samochodów? Może jeszcze czytajmy milusińskim na dobranoc opowiastki o przygodach bohaterskich plastikowych butelek i perypetiach charyzmatycznego mułu węglowego?

Nie chodzi tylko o to, że takie czy inne książki czytane w dzieciństwie mogą się przełożyć na stosunek do ochrony środowiska w wieku dorosłym. Chodzi także o coś innego. Otóż „Kultura Liberalna” o zmianie klimatu pisze co czas jakiś, i pisze odpowiedzialnie, z zaangażowaniem i troską, czyli tak, jak o zmianach klimatu donoszą poważne media i rozmawiają poważni ludzie – ale wyłącznie w kontekście zmian klimatu właśnie. I w tym sęk. Największe wyzwanie naszych czasów, i zapewne największe wyzwanie, przed jakim kiedykolwiek stała ludzka cywilizacja, ma swoje wydzielone pasmo w publicznym dyskursie, poza które nie wychodzi. Stąd w radiowych i telewizyjnych niusach jakieś tam oderwanie się lodowca czy konferencja klimatyczna przemykają upchnięte losowo między doniesieniami o kolejnym etapie zawłaszczania państwa przez PiS i o wypadku na Zakopiance, a w danym piśmie czy na stronie internetowej jeden artykuł snuje ponure rozważania nad jakością powietrza w polskich miastach, a drugi beztrosko zachwala książeczkę o (zatruwającym to powietrze) samochodzie. I niewielu widzi w tym wydzieleniu intelektualną i moralną słabość, by nie rzec porażkę.

Amitav Ghosh słusznie przestrzega, że w literaturze, w twórczości, w kulturze zbyt rzadko pojawia się widmo zmiany klimatu – ale zbyt rzadko pojawia się ono prawie wszędzie. Wspomniany artykuł Wallace-Wellsa spotkał się z oskarżeniami o straszenie czytelników, jak gdyby nie było powodów do strachu. Na jakimś poziomie świadomości niby wiemy, że jest źle, że to nie przelewki, ale na wszystkich innych poziomach o tym zapominamy. Nie łączymy faktów, nie ustalamy sensownie priorytetów, nie widzimy lasu zza wycinanych w pień drzew. Nawet, gdy puzzle same się układają. Rzeczony zawłaszczający państwo PiS jest przedstawicielem ideologicznego frontu, który o zmiany klimatyczne i środowisko naturalne nie dba, a ten czy inny wypadek na Zakopiance może mieć związek np. z nietypową dla danej pory roku aurą – ale skojarzenie z upchniętą między te dwa niusy informacją o lodowcu czy konferencji dziennikarzom umyka, jak i umyka, że to właśnie ten lodowiec i ta konferencja powinny do ludzi wracać i nie dawać im spokoju, powinny zmuszać, by coś zrobili, coś zmienili, powinny zatem być na pierwszym planie i na pierwszym miejscu.

Dlaczego? Wypadek może zniszczyć życie pojedynczego człowieka i jego najbliższych; PiS może zniszczyć państwo polskie; zmiana klimatu może zniszczyć naszą cywilizację.

Nie ma co prychać, że przesada, że nie jest tak źle, że koniec końców będzie OK. I nie ma co udawać, że zmiana klimatu to temat wydzielony. OK, wcale może nie być, szczególnie, jeśli z góry beztrosko założymy, że będzie, a zmiana klimatu łączy się ze wszystkim – nawet z recenzjami książek dla dzieci. Dzieci, które ze skutkami zmiany klimatu będą musiały się zmagać, gdy czytających im bajki rodziców już przy nich zabraknie.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dawid Juraszek (1979) – pisze opowiadania, powieści i artykuły, przekłada książki i wiersze, redaguje antologie, współpracuje z www.polska-azja.pl, wykłada na uniwersytecie, mieszka w Kantonie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information