Ogień w próżni. Po samospaleniu pod Pałacem Kultury

Aldona Kopkiewicz

A więc to już? Jest już tak źle? Polska jest już krajem, w którym dochodzi do samospalenia?

To pytanie kołatało mi się po głowie, gdy przeczytałam wiadomość, że ktoś podpalił się w akcie protestu przeciwko polityce PiS. Wydaje mi się, że to pytanie – pytanie o adekwatność tego gestu czy też poczucie, że nie da się go uzasadnić, choć należy traktować go z całą powagą i nad nim boleć – towarzyszy każdemu, kto przejął się tym zdarzeniem (a nie wszyscy się przejęli, wielu na forach rechocze, niektórzy przymykają oko, bo to pewnie pewnie wariat). Ale są jeszcze tacy, których zatkało i tak może właśnie miało być: gestu samospalenia dokonuje się pewnie po to, by wszystkim odebrało mowę. By zamilkli, zatrzymali się. Patrzyli zdumieni w ogień płonący na żywym człowieku. Człowieku, który nie chciał odejść po cichu, zgorzkniały i zaszczuty, lecz postanowił uczynić swoją rozpacz głośną, gorącą i jasną, być może pierwszy i ostatni raz.

Chciał on także zostawić krew na rękach władzy, obarczyć winą. Ofiarować się, by pokazać, że ta wspólnota składa codziennie niewidzialne ofiary, że zło, które się dzieje, jest warte poświęcenia własnego życia. Ogień uwzniośla, lecz chcę być jak najdalsza od przydawania temu aktowi heroizmu. Nie chcę oceniać go w kategorii właściwego lub niewłaściwego moralnie działania. Każda afirmacja, pochwała tego, czynu wydaje mi się tożsama ze stawianiem go za wzór, podczas gdy nie jest to wzór, lecz katastrofa naszego społecznego i politycznego życia.

Naprawdę zatem? Czy jest tak źle? I czy nawet jeśli jest źle, to warto poświęcać własne życie w ten sposób, warto nadawać sens takim gestom politycznym? Najpierw uznałam, że właściwie tak: jest tak źle. Albo raczej: będzie tak źle. Trzeba jeszcze wysilić wyobraźnię, by dostrzec, jak będzie wyglądać Polska, gdy projekt PiS ruszy pełną parą, i jak będzie wyglądać świat, gdy czarne scenariusze staną się rzeczywistością. Teraz mamy jeszcze swoją prywatność, lecz niedługo nie będziemy jej mieli. Żyjemy jeszcze w resztkach poprzedniej demokracji, ale gdy wejdą w życie wszystkie ideały Wielkiej Polski i marzenia o Dobrych Zmianach, będziemy żyli w państwie, w którym trzeba rodzić dzieci z ciężkimi wadami i strasznymi chorobami; w którym nie ma już lasów, a smog jedynie; i w którym nie będzie szans na wolne wybory (a nawet gdyby były, PiS u władzy zostanie, bo ma poparcie). Od szkół, które nadejdą, ten naród ogłupieje już całkiem, a tymczasem nowym partnerem do unii stanie się dla nas Rosja lub Turcja. Do tego te kłamstwa: stek kłamstw i agresywny słowotok ludzi u władzy (także dziennikarzy, także komentatorów).

Tak, ja też się czuję zaszczuta. Czuję się w tym państwie tak źle, że muszę się wyłączyć, żeby nie zwariować. Uczę się zapominać o Polsce, żeby móc żyć. Żeby żyć życiem jakkolwiek radosnym, czasem nawet spokojnym w tym na całym świecie szalonym, mrocznym czasie. A także – życiem jakkolwiek mądrym, bo walka polityczna w tym kraju sprowadza się do tak niezwykle pobudzających intelektualnie refleksji, jak „trójpodział władzy jest dobry” lub też „to, czy chcę urodzić dziecko z gwałtu, powinno być moją sprawą”. Wróciliśmy do absolutnych podstaw. Może już jest tak źle, a może zło dopiero nadchodzi – w każdym razie tak: może to już ten czas, kiedy zaczynają dziać się rzeczy najstraszniejsze, zaś dla osób, które państwową przemoc znają tylko z książek i filmów, dziwne wydaje się tylko, że upadek już się zaczął, choć prywatność wydaje się jeszcze całkiem normalna. Tę przyszłą przemoc jeszcze sobie zatem wyobrażamy. Odkładamy na później. Mamy nadzieję. Mężczyźnie pod Pałacem Kultury już jej jednak nie wystarczyło.

I należy traktować jego czyn poważnie, nawet jeśli nie popieramy takich form protestu. Sama nie popieram. Nie chcę, by ktokolwiek protestował w ten sposób w jakiejkolwiek sprawie, uważam bowiem, że takie działania nie powinny być źródłem naszych zachowań politycznych – nie powinny być początkiem przewrotu, zaczątkiem nowych idei, impulsem zmian. Jeśli chcemy innego społeczeństwa, należy przede wszystkim wyjść z rytuału ofiar i win, traum i resentymentów. Forma politycznej walki powinna być świadectwem przyszłości, o której marzymy. Zanim więc zaczniemy używać argumentu samospalenia w opozycyjnej działalności, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy akceptujemy, że debata polityczna, a nawet walka, może opierać się na samobójstwie człowieka.

Samospalenie Piotra wywołało złość, ból, ale i konfuzję nie tylko dlatego, że mogło wydawać się przedwczesne, lecz również z tego powodu, że nie chcemy używać wobec rządu tego argumentu. Wydaje się jednak zbyt mocny. Ma w sobie coś z szantażu moralnego i emocjonalnego, podczas gdy więźniowie polityczni z głodu w więzieniach nie umierają, a rząd ma ogromne wsparcie Polaków. I przede wszystkim liberałom musi być pewnie nieco wstyd, bo skoro zdarzyło się w zeszły piątek coś strasznego, to dlaczego coś strasznego nie zdarzyło się, gdy w 2013 roku z powodu sytuacji ekonomicznej próby samospalenia dokonał pod kancelarią Donalda Tuska Andrzej Filipiak. Sama zupełnie o tym nie pamiętałam, nie umiem nawet powiedzieć, czy dowiedziałam się wtedy o tym zdarzeniu.

Ani jeden, ani drugi samospaleniec nie był szaleńcem czy też osobą zaburzoną. O każdej osobie, która targa się na życie z miłości, moglibyśmy powiedzieć, że już wcześniej musiała mieć depresję lub inne zaburzenie; dlaczego zresztą należy deprecjonować depresję polityczną? Naprawdę tak trudno zrozumieć, że kondycja państwa, zarówno ekonomiczna, polityczna, jak i moralna – forma życia całej wspólnoty – oddziałuje na każdego z nas? Że sprawiamy sobie nawzajem ból, że państwo i kultura nadają kształt życiu, i to znacznie większy niż nasze osobiste, rzekomo świadome i wolne decyzje? Chora wspólnota zamienia nas w bezsilne zwierzęta, wyrzucające z siebie niemoc w postaci milczenia lub agresji. Także autoagresji. Tak, polityka realnie tworzy nasze codzienne życie i jest całkiem normalne, że osoby wykluczone lub wrażliwe nie wytrzymają, gdy stanie się ona zbyt brutalna, a sfera publiczna zbyt jałowa – albo zaczną reagować radykalnie. Strajkiem głodowym, samospaleniem.

Osoby, których nie broni ściana pieniędzy, muszą przyjmować politykę własnym ciałem i to ciało ma swoją cierpliwość, zniesie wiele, do pewnych granic. Dobrze, jeśli źródło cierpienia zostanie rozpoznane – i zamieni się w scenę politycznej walki. Najgorzej, jeśli taki człowiek zostanie zmuszony do cichego, samotnego samozniszczenia (bo jest jednak na tyle moralny, że swojego bólu i lęku nie realizuje – jak większość ludzi – w postaci agresji). To nie musi być zaraz samobójstwo, istnieje wiele form autoagresji. Oznaczają one, że człowiek stoi pod ścianą, że ktoś został postawiony w sytuacji całkowitej beznadziei.

W przypadku samospaleńca była to beznadzieja natury politycznej. Chciałabym jednak powiedzieć, że konfuzja w tej sprawie nie myli, bo rzeczywiście był to gest, który nie pasuje do sytuacji. Nie wydaje się adekwatny wobec jakości naszego codziennego życia, nawet jeśli od paru lat, także z powodu wydarzeń na całym świecie, zaczął je wypełniać najgorszy niepokój o przyszłość. Ale to nie dlatego ów czyn „nie pasuje”. Nie pasuje dlatego, że rozumiemy go jako działanie, a nie jako reakcję. Nie pasuje wtedy, jeśli przyjmujemy go jako świadomy, moralny akt człowieka; i nie pasuje wtedy, jeśli próbujemy pociągnąć kogoś do bezpośredniej odpowiedzialności za ten czyn, nawet rząd.

Inną perspektywę spojrzenia na to wydarzenie zaproponował mi Konrad Wojnowski (Konrad jest autorem książki o katastrofach i specjalistą od traum zbiorowych, ale uwagi te padły w prywatnej rozmowie). W samospaleniu warto dostrzec nie tyle zasadną lub bezzasadną decyzję, ile symptom pewnego wrzenia. Tak, jakby doszło do zwarcia i wybuchu w systemie. Nie chcę oczywiście odbierać politycznemu samobójstwu Piotra godnego, jednostkowego wymiaru. Nie tracę z oczu ludzkiej tragedii. Właśnie dzięki tej myśli wyraźniej ją widzę: przypadkowy szary człowiek nie wytrzymuje obciążenia. Rozwijając zatem tę perspektywę: jego rozpacz, jego brak nadziei nie są jedynie odpowiedzią na projekt polityczny panującego obozu, lecz na cały system panującego dyskursu władzy. A w tej władzy uczestniczy także opozycja. Oznacza to, że żadna ze stron nie wypracowała sensownej perspektywy, w której można dostrzec nadzieję na wyjście z impasu. I że cały system wymiany informacji, ramy prowadzonej przez dziennikarzy, publicystów i polityków rozmowy, uniemożliwiają stworzenie jakiegokolwiek sensu, deprecjonują bowiem wagę myślenia, wartości i działania.

Podczas gdy jedna strona wzmaga i organizuje zbiorowe lęki z wielką mocą; zarządza potrzebą bezpieczeństwa zarówno swoich wyborców, jak i opozycji po to, by uśmierzać realne niepokoje bytowe i wyimaginowane zagrożenia polityczne, a do tego dawać zabezpieczenie w postaci mocnych, polsko-katolickich wartości, opozycja gra na lęku wzbudzonym działaniami władzy po to, by pobudzić do działania histerią przed powrotem komuny i niewiele więcej. Nie daje już natomiast żadnych zabezpieczeń ani perspektyw. Zostają serie wzajemnych pobudzeń i wyładowań, przy czym strona z prawej ma się czego trzymać. Reszta z nas pozostaje bezbronna. Nawet podczas protestów czuć, że opozycji chodzi głównie o głosy kolejnych wyborców, a nie o wspólnotę protestujących, o ideały demokratyczne. Pewnie dlatego, żeby uchronić się przed cynizmem, protestujący pod sądami żądali manifestacji bezpartyjnych. Język opozycji nie mówi o wartościach liberalnych, nie tłumaczy nowoczesnego projektu dla Polski, nic nie opowiada. Wierzy w zużytą kartę, którą gra z przyzwyczajenia od lat. Nieumiejętność odczytania sytuacji, w której znaleźli się Polacy, i brak pomysłu na wyjście z niej sprawiają, że władza PiS i poparcie, jakim się on cieszy, wydają się chorą aberracją, z której jednak nie ma wyjścia.

Najlepiej ów brak sensu i pomysłu wyraża posługiwanie się w trakcie protestów formami „walki z komuną”. Ostatecznie zatem postawa opozycji dopełnia wojnę polsko-polską jako pustą grę utartych, zużytych, zupełnie nieadekwatnych sensów – „my” i „oni”, „Unia” i „Ciemnogród”, lecz nie wyjaśnia, co stoi za owym „my”, jakie daje gwarancje i jaką przyszłość. To pustka zaś przynosi największe poczucie bezsilności; to szarość i obojętność, wyłączenie z życia, które jest największą traumą. Taka trauma może prowadzić do zimnego, racjonalnego samobójstwa. Można to samobójstwo ofiarować po to, żeby obudzić innych, lecz problem polega na tym, że ów krzyk nie może stanowić wzoru walki, podwaliny na przyszłość.

Nie chcę obarczać winą opozycji, nie chcę nikogo obarczać winą. Chcę pokazać, na czym polega dziś polskie „tak źle” w całości, w którym miejscu dochodzi do przeciążenia systemu –w samym sercu agory. Budzić nie powinna nas ostateczność, ale słowa i działania żywych. Nie potrafimy się jednak słuchać, nie dajemy sobie nawzajem przestrzeni do mówienia. Zawodzi szacunek do innego, zawodzi etyka rozmowy. Dialog publiczny to tylko walka o władzę lub marne popisy, z obu stron. System jak najgłośniejszych, jak najbardziej skandalicznych i powierzchownych, przerzucanych między stronami sporu komentarzy. Przeciążenie pustosłowiem, czczą agresją, głupotą. W próżni języka może właśnie zapłonąć ogień. Będzie to zdarzenie, które każe zamilknąć, a potem zastanawiać się długo nad każdym słowem, które pada w przestrzeni publicznej, i każdym gestem, który ma siłę władzy. Bo ktoś – zwykły szary człowiek – naprawdę tego słucha i ktoś to naprawdę odczuje.

• • •

Czytaj także:

• • •

Aldona Kopkiewicz – urodzona w 1984 roku w Szczecinie. Autorka poematu sierpień (Lokator 2015), filozoficzno-fantastycznych bajek i esejów (publikowanych głównie w „Dwutygodniku”, „Ha!arcie”, „Ricie Baum”, „Twórczości”). Bywa też dramaturgiem. W 2016 sierpień został wyróżniony Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius za debiut roku.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information