strona domowa l i n i a    n i e b i e s k a

xxxi
Szumiąc jak górski potok, niebieski tramwaj przemknął po szynach. Coraz więcej spacerowiczów pojawiało się na wąskich parkowych dróżkach. Na rozwidleniu ścieżki biegnącej wzdłuż stawu i jednej z tych, które prowadzą w głąb parku, niepodal boiska, pojawiła się i przystanęła na biało ubrana kobieta. Z tej odległości nie była za dobrze widoczna, właściwie można było być pewnym jedynie jej słomkowego kapelusza i przeciwsłonecznych okularów. Rozglądała się, jakby niepewna, w którą stronę pójść, po czym, rezygnując ze spaceru wzdłuż brzegu, skierowała się w drugą alejkę.