strona domowa l i n i a    ż ó ł t a

xiv
W tej samej chwili, na asfaltowane, położone bliżej ulicy boisko, otoczone wysoko rozpiętą, i pomalowaną na stalowo siatką, wkroczyła gromada chłopaków. Odgłos odbijanej piłki zmieszał się z gwarem rozmów, przez który przebijały się pojedyncze okrzyki i głośniej wypowiadane słowa. Harmider, jaki wywołali swoim przyjściem, nie był jednak uciążliwy, a to głównie za sprawą odległości, w której usytuowany był plac gry w stosunku do ścieżek parkowych. Przy boisku znajdowały się dwie ławki. Jedną z nich od dłuższego już czasu zajmował rozebrany do pasa mężczyzna, zwrócony twarzą do słońca, które osiągnęło swój zenit. Spał bądź po prostu się opalał. Odgłosy zabawy być może go przebudziły, gdyż wstał na chwilę, wyrzucając w górę ręce, tak jakby chciał się przeciągnąć. Rozejrzał się wokoło, przyjrzał swemu spalonemu na brązowo ciału, po czym wolno opadł na ławkę, tym razem wystawiając plecy w stronę słońca. Za nim, na boisku, zaczął się już mecz.