– Ciekawe to wszystko – zapytał raczej niż stwierdził,
wskazując w kierunku gablot z książkami – zmienia się świat, my też, tak więc i literatura …
– ...przestaje być zrozumiała – wtrąciła.
– ...złośliwość nie odbiera tobie uroku, chcę tylko zauważyć, że przecież nie można opisywać tymi samymi środkami
nowego człowieka. A właściwie jego zapowiedzi....
– ...tak, oczywiście, wiem mój marzycielu, co chcesz teraz powiedzieć, zresztą zdaje mi się, że już to słyszałam. Nie patrzyła już na Konrada, szukając czegoś w torebce. Stał teraz obok niej z pustym kieliszkiem, nie bardzo wiedząc, co z sobą ma zrobić. Wcześniej, zanim tu przyszedł, wiele obiecywał sobie po spotkaniach na wernisażu. Tyle spraw wymagających natychmiastowych działań. Wydawnictwo, wydawnictwo...tłukło mu się w głowie. Oczywiste było dla niego, że powinien zostać i zająć się tymi sprawami, dopaść redaktora... bo przecież to zwykły skandal, że od tak długiego czasu nie może dopro....
– Już zobaczyłam, co chciałam widzieć – powiedziała wciąż nie patrząc na niego. Myślę, że już pójdę stąd.
Ocknął się z zamyślenia. - To znaczy mnie, tak? - Nie potrafił się na nią denerwować. - Najpierw nic nie mówisz, że tu będziesz, więc wybacz, ja mam własne plany, zresztą myślałem, że w końcu tutaj coś załatwię, a teraz, kiedy po tygodniach, nie mogę z Tobą dojść do żadnego porozumienia i kiedy wreszcie, mniejsza o to, czy w sposób przypadkowy czy nie, spotykamy się w sprzyjających warunkach, Ty oczywiście wszystko chcesz znowu zburzyć, żeby nie było za ładnie, tak?
– Bo to nie książka a życie – syknęła w tym samym momencie, kiedy on podniósł rękę machając w stronę kogoś właśnie rozpoznanego na drugim końcu sali.
– Zgadza się, ale to nie powód, by w wywoływaniu bezustannego chaosu dopatrywać się źródła siły. Co za pomysł - westchnął.
– Wychodzę – stwierdziła krótko i ruszyła do wyjścia.
– Dlaczego to robię –
pomyślał przeciskając się wśród gości wernisażu w stronę schodów prowadzących do wyjścia, za którym ona już pewnie znikła – i czy ja postępuję wbrew sobie?