strona domowa l i n i a    c z e r w o n a

xviii
– Powinieneś nosić okulary – stwierdziła, przypatrując mu się bacznie – i co teraz zamierzasz czynić, kiedy wszystko już się kończy – zawiesiła głos sprawdzając jak zareaguje na jej słowa – wieczór, twoja książka, my...
–  Nie wiem...nie wiem co masz na myśli, nie wiem jakie masz plany – odpowiedział.
–  Plany...pewnie ty lepiej wiesz czego potrzebujesz, tak wiele mi opowiedziałeś – patrzyła na niego z wyrazem smutku w oczach.
–  Chciałbym ci wszystko wyjaśnić, powiedzieć, wytłumaczyć, dlaczego tak nam to wszystko się ułożyło. Bo przecież są przyczyny, są przyczyny, tak? - poczuł, że naprawdę ma teraz wiele jej do powiedzenia i że wszystko się wyjaśni.
–  No tak, ale są też inni ludzie. Żyjemy tu gdzie żyjemy i nie można tego bagatelizować.
–   Nie można – zgodził się trochę jakby za szybko, nie próbując w tej chwili zastanawiać nad prawdziwym znaczeniem tych słów - Właściwie, to o tym chciałem napisać – pokiwał głową
–  Nie rozumiem – spojrzała na niego z zaciekawieniem. Tramwaj zatrzymał się na przystanku otwierając przed nimi drzwi.
– Tak wiele chciałbym tobie jeszcze powiedzieć –  poczuł się nagle niezręcznie – w końcu wszystko można opowiedzieć inaczej, nie wiem jak ci to wyjaśnić, są różne poziomy na których możemy się próbować odszukać – brnął dalej. Patrzyła na niego uważnie. - Przecież wszystko jest tak jak powinno być, nie rozumiem ciebie, przecież sam chciałeś by tak między nami było. Na dystans – powiedziała.
– Tak, to prawda i chcę by tak było dalej – Konrad pomyślał, ze zabrnęli w tej dyskusji w jakiś ślepy zaułek. Stali obok siebie, na opustoszałym przystanku, nie patrząc jedno na drugie ani nie odzywając się do siebie. Drzwi zamknęły się z sykiem i tramwaj odjechał.