Jan Gondowicz - ROZDZIAŁ LXVI Piwnica, 0 [lipogram, fragment książki "Perec instrukcja obsługi"]

Piwnica narożna, podłużna i mroczna. Szara jaskiniowa poświata to zasługa dwu niskich, zabrudzonych szyb u stropu. Ściany osłania konstrukcja z surowych tarcic. Lokator, władający tą ciupą, od lat ją porzucił. Lastryko podłogi pokrywa gruby dywan kurzu. Ani śladu na nim stóp. W półmroku majaczy, tarasując drzwi, osobliwy kształt.

Jakby fronton budynku z boniowanych płyt piaskowca: spora, łukowata brama (cyfra nad nią głosi: 10); okna zapraszają wzrok do środka. Na którymś z nich stoi lustro. Na innym – trzy hiacynty i uschły kwiat szalotki. Prawa strona domu to zaokrąglona baszta, w jakich urządzana bywała bawialnia. Ponad tym budowlanym kuriozum, wskazującym, co oczywista, na gust około roku 1900, zwisa balkon. Wszystko pospołu bardzo fachowo i zwodniczo wymalowano na grubym i szorstkim podłożu z tkaniny, usztywnionym solidną dyktą. Okna i otwór bramy wykrojono na wylot. Stąd pozwalają wypatrzyć dalszy w takimż rodzaju landszaft: drugi człon malowidła wyobrażać bodaj musi wyższy poziom iluzorycznych murów.

Bliższy plan gromadzi przykłady wygód komunalnych: ławka, dwa krzaki lauru w kubłach, maszcik flagowy, blaszany słup z mnogością afiszy i zdrój uliczny z rączką do pompowania, otoczony wokół niską burtą. Obok – ruchomości: coś w rodzaju tronu na kółkach, o który oparto szczudła, naturalnych rozmiarów gipsowa figura damy w wytwornym stroju, druciany koszyk na flaszki; z przodu zdobny paskudnymi fintifluszkami garnitur stołowy, robiony na mahoń. Blat stołu okrywa, wśród quasi-wigandów nóżkami do góry, siwy od pyłu obrus. Pośrodku tkwi cynowy samowar, podpórka Wyspy umarłych. Stołu dotyka piorunująco tutaj obcy intruz: na wpół rozłożony, zjawiskowo harmonijny japoński parawan z laki. Kruczoczarną gładź połyskliwych filongów zdobi skąpy wzór: łzy z akwamarynu.

Pod ścianami wnikliwy wzrok rozróżni stosy czasopism w kapryśnych formatach, pod opaską; gdyby zdmuchnąć kurz, każda jak nic ujawniłaby zblakły nadruk ZWROT. Są to paczki pradawnych almanachów pomnących czasy Caillarda, Dullina, Goasmata i Mottiata, Barthou i Bluma. Ta, dajmy na to, okładka zachowała obraz kolarza w zapomnianym skurczu wysiłku pod St Giron, tamta – spożytą w praczasach, śliską zawartość skorup ostryg wśród roziskrzonych okruchów lodu, owa – łby z dawna zgasłych arabów o rozwianych grzywach (tło – tor wyścigów w Longchamp); inny rocznik, złożony wzdłuż, nadal utrwala zażywną postać o gofrowanych włosach, zatrzymaną w zamaszystym ruchu i ciasno obskładaną 72-punktowym bodonim tytułu:

Mistrz
PI
MONT
prowadzi
Symf
konc
Charl
Schimanoff

Mimowolny twórca aranżacji graciarni to dawny użytkownik, stary dziwak, pan Colomb. Jako wydawca rozlicznych kronik z życia Paryża jął ongi produkować, z pomocą licznych podupadłych krytyków, którym skądinąd licho płacił, doroczny Almanach Muz, mający zdawać sprawy z wypadków artystycznych stolicy. Sam z rzadka zaszczycał wizytą popisy szczwanych twórców, którymi zdrowo gardził. Aliści raz (był to 25 luty 1933) omyłkowo trafił na „cyrk” (jak uznał) w wykonaniu młodych sił aktorskich pod marką Kurtyna – dziwny dramat Sonata widm. Barbarzyńska zajadłość autora-Skandynawa coś widać poruszyła mu w duszy, bo gdy trupa wpadła w kłopoty, ofiarował pomoc. Chodziło o to, by ukryć cały ów awangardowy majdan, zanim – po pół tygodniu grania sztuki – wystawi nakaz komornik. Gdyż ansambl miał długi, czas prób sfinansowawszy pożyczką u lichwiarza. Twórca widowiska rwał włosy z głowy. Colomb natomiast kazał ich skarby spakować, wywiózł i ani pisnął o usytuowaniu schowka – krótko mówiąc, wystawił młodych do wiatru. – Na diabła mu to? – pytali w rozpaczy aktorzy, wciąż licząc, iż użyczy im lokum jakaś inna kompania.

Stary mizantrop postąpił na wzór kapitalisty Hummla z dramatu, bo rozpoznał w nim sobowtóra. I on chciał znać aż do dna sprawki bliźnich, a zwłaszcza sąsiadów. Stąd wciąż ciułał fakt do faktu i sporo już wywąchał. Tu zaś odkrył, iż sztuka, która usuwa, niczym głaz, front budynku i podgląda żywot ludzi-robactwa, zdradza ukochany dlań zamysł. Wszak to on planował napisać o tym gruby tom, słownik plugastwa, cudo wnikliwości, czytadło! Postanowił zrabować utwór obłąkańca z Sztokholmu. Trupa aktorska została spławiona, klucz do lochu wyrzucony, zapadła cisza. Miną lata, nim ktoś w Paryżu wspomni losy Sonaty widm.

Szkoda tylko, iż rok po opisanych machinacjach Colomba trafił nocą szlag na ulicy Raynouard, u samych wrót domu Balzaka.

Martwy półmrok piwnicy kroi złoty błysk – samotny mól.

• • •

Więcej o książce Perec instrukcja obsługi na stronach Korporacji Ha!art

Perec instrukcja obsługi w naszej księgarni internetowej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information