Joanna Dziwak - Gry losowe. Odcinek 35.
Wtedy widziałem ją ostatni raz. Wstała rano, chwilę popatrzyła na okładki książek, rozpoznając te, które miała też u siebie. Przyszła pora na konwencjonalną rozmowę, wymiana grzeczności, miło było cię zobaczyć, ale teraz spieszę się na pociąg, ładny masz widok z okna, spotkamy się nigdy albo za pięćdziesiąt lat. Oczywiście kłamała, mogła jechać dowolnym pociągiem.
Może przypomniało jej się, że na szafce nocnej, na której teraz leżał jej zegarek, kilka miesięcy wcześniej znalazła biały, plastikowy kolczyk i pierwsze, co wtedy powiedziała to: Nigdy nie założyłabym plastikowych kolczyków. Zdawała sobie sprawę, że właścicielka musiała być albo sporo młodsza albo mieć kiepski gust, a najpewniej łączyła w sobie obie te cechy.
Próbowałem wtedy zmienić temat, otworzyłem więc leżącą pod ręką książkę w przypadkowym miejscu i przeczytałem na głos fragment, zaczęła się śmiać: Nie zmieniaj tematu.
Literatura odniosła jednak zwycięstwo nad plastikiem.
– Chodźmy do niedawno otwartego Muzeum Wojny – powiedziałem i poszliśmy do niedawno otwartego Muzeum Wojny. Wojna ledwo zdążyła się skończyć.
– Zawsze chciałam się kochać w muzeum – powiedziałam, reprezentując poziom romansu dla gospodyń domowych, które od lat nie były w żadnym muzeum, bo w chwilach wolnych od bycia gospodyniami domowymi mimo wszystko piekły szarlotki.
Jeśli chciał ocalić tę scenę, powinien był milczeć, okazało się jednak, że gra w czymś jeszcze gorszym gatunkowo.
– Nie widzę przeszkód.
– Wycieczki szkolne – odpowiedziałam. – Poza tym nie mogłabym się kochać w Muzeum Wojny. Wiesz, co myślę o wojnie.
Nie wiedział, co myślę o wojnie, ale taktownie przemilczał tę kwestię, przeprosił na chwilę i pod pretekstem pilnego umycia rąk poszedł wykonać telefon do właścicielki białego, plastikowego kolczyka.
Nie miałem pojęcia, co robiła w czasie wojny, ale kiedy poszliśmy do kina na film o wojnie, płakała od reklam do napisów końcowych, niespecjalnie dyskretnie popijając przy tym wódkę.
Nie miałem pojęcia o niczym, co się z nią działo, zanim spotkaliśmy się dwa tygodnie wcześniej, jak to często bywa: w ramach splotu okoliczności prosto z kiepskiego romansu. Z tym że to nie był nawet żaden romans.
– Nie mam ochoty na żadne romanse – zadeklarowałem na wstępie. – Nie zakocham się w tobie, ustalmy to od razu.
– Nie ma sprawy – odpowiedziała i było widać, że ma inne problemy niż to, że jakiś przypadkowo spotkany człowiek nie zakocha się w niej.
Po pierwszej wspólnej nocy przyszła pora na tekst, który zawsze działał i dawał plus milion do wizerunku w oczach porzucanych pospiesznie dziewczyn:
– Wiesz, może nawet mógłbym się w tobie zakochać...
– Nie pierdol, spieszę się na pociąg – przerwała, bo naprawdę spieszyła się na pociąg i nie było powodów, żeby jej nie wierzyć.
Były powody, żeby mi nie wierzyć, kiedy twierdziłam, że spieszę się na pociąg, jakiś czas później. Impreza chyliła się ku nieuchronnemu upadkowi, studentki chujwieczego prowadziły beznadziejnie nudne rozmowy o egzaminach, które, ach, zmuszały je do połykania tabletek wszystko będzie dobrze, ktoś robił zdjęcie swoich butów, ktoś inny puszczał aktualnie najmodniejsze nudziarstwa bez polotu. Piliśmy tak słaby alkohol, że oczy zamykały się, jakby to była dobrze znana, nielubiana kołysanka z dzieciństwa. Myślałam o wszystkich innych miejscach, w których mogłabym teraz być (Ameryko!); może wciągnęłam coś do nosa, popiłam szklanką wódki, mówiłam różne rzeczy, których nikt nie słuchał, ktoś mówił coś do mnie, ale też nie słyszałam. Nie wiedziałam, jak się wydostać z tego miejsca, z tych ludzi. Opowiadał coś na balkonie jakiejś dziewczynie, wszystko słyszałam. Wydało mi się to tak nudne & wtórne. Czekałam, aż zaśnie pierwszy, czekałam, aż się pierwsza obudzę.
Pisała te swoje piosenki, same banały, ale dobrze brzmiały. Ktoś chciał tego słuchać, dla mnie ciągle była tą aspirującą dziewczynką, którą poznałem jakieś osiem lat wcześniej. Zaprzeczała. Nie mogliśmy spotkać się osiem lat wcześniej, nie było mnie jeszcze na tym świecie. Może miała rację – była wówczas w zupełnie innym, ale miałem, mimo wszystko, pewność, że skądś, z jakiejś odległej imprezy, ją znam: wstała rano, chwilę popatrzyła na okładki książek, rozpoznając te, które miała też u siebie. Wtedy widziałem ją pierwszy raz.
• • •
Gry losowe – spis odcinków
• • •
Joanna Dziwak – urodzona w 1986 roku w Puławach. Autorka książki ze smutnymi wierszami o dorastaniu „sturm&drang”. Mieszka w Krakowie i w Dęblinie.