Ziemowit Szczerek - Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian [fragmenty, część 2]
Mięcho 1
Wyłaził z autobusów kolorowy tłum Polaków. W sandałach, w krótkich spodniach z kieszeniami z boku, z aparatami. Od razu poodchodziły ukraińskie dzieci. „Dyj pan, dyj pan, złoty, złoty, polski złoty”. A ci z autokarów się paśli tym „dyj pan”. Czuli się jak paniska. Większość pewnie po raz pierwszy w życiu. Raz dawali, raz nie – kaprys pański pokazywali. Puchli tym pańskim kaprysem, jeden mówił: dam, niech se bidaki zjedzą loda, pewnie nie wiedzą, co to loda, a drugi mówił: nie dam, jeszcze mi podziękują, żem nie dał i nie przyuczał do żebractwa. Bo żebraniem do niczego nie dojdziesz, bo wędka, nie ryba, wędka, nie ryba.
Ale szybko któryś z chłopaczków wystrzelił ze starym numerem: „dyj pan, dyj pani, ja Polak, Polak, tata, mama Polaki, Ukraińcy łochy” – a polskie wycieczki jakby półpasiec ściął.
– To polskie dziecko, to polskie dziecko! – powiedziała huczącym, ale stłumionym ze wzruszenia głosem jakaś kobieta o piersi do przodu, o cycu i nosie wielkim i o ewidentnej tendencji do dominacji. Mówiła to w ten sposób, w jaki na hollywoodzkich filmach bohaterowie w opałach ogłaszają: „I’m an American citizen!”.
– To polskie dziecko! Powiedz, dziecko, gdzie twoja mama? – już wyjmowała z torby portmonetkę.
– Nie żyje, pobili, Ukraińcy, zabili – wyło „polskie dziecko”, orlę lwowskie, i już po chwili wszyscy młodzi żebracy zawodzili: „my Polaaaaci, my Polaaaci, Ukrajina nedobre, Polska dobre, Matka Boska, Matka Boska”, a cała wycieczka hojnie, łykając łzy wzruszenia i szlochając „to polskie dzieci, polskie dzieci”, okupowała to wzruszenie banknotami – a to dziesięcio-, a to czasem nawet dwudziestozłotowymi, bo pięćdziesiątkami to już nie.
– Spierdalaj – powiedział Hawran do dziecka, które, wycierając brudny nos, podeszło do niego ze swoim „dyj pan, ja Polak”.
– Ty sam sperdalaj, Polak w rot jobanyj – powiedziało dziecko i przezornie umknęło, zerkając tylko, czy Hawranowi nie przychodzi do głowy kopnąć je w dupę.
Mięcho 2
– Bo czym tak naprawdę są Słowianie? – kontynuował Taras. – Słowian już nie ma. To znaczy – są, ale jedyne, co po nich zostało, to wieczny burdel i prostacka mentalność. I język. Czyli łączy nas ze Słowianami tyle samo, co współczesnych Węgrów ze stepowymi nomadami. Albo Meksykanów z Aztekami. Słowianie to kopalne resztki. To skansen. Kultura, która zdechła i już nie rodzi. Bo nie ma po co. Bo przepierdoliła w konkurencji. Słowiańskość jest czymś takim samym, jak azteckość. Albo, kurwa, totenhockość.
– I to dlatego – mówił omijając co większe dziurska w szosie, z mniejszymi dając sobie jednak spokój – Czesi czy Słoweńcy są tak z siebie dumni. A dumni są z tego prostego powodu, że na tle innych słowiańskich krajów są o wiele lepiej rozwinięci. Na zachodni sposób. Nie słowiański. I z tego są w gruncie rzeczy dumni, a nie ze swojej słowiańskości. Bo prawda jest taka, że jedyne, co im z tej słowiańskości pozostało, to język. Cała reszta to wariant niemieckiej kultury.
Mięcho 3
Po Rynku dreptali starsi Polacy: lokalni i przyjezdni. Można było od razu rozróżnić, którzy są którzy. Ci przyjezdni łazili powoli, z namaszczeniem, nieco natchnionym krokiem i półgłosem narzekali. Głośno jednak się chyba bali. Mieli pretensje, że rozjebane, że zniszczone, że UPA, że Bandera. Jęczeli, że Jałta i Stalin. Mendzili, że Szczepcio i Tońcio.
Ci lokalni Polacy natomiast kręcili się żwawo, oczkami łyskali w jedną i w drugą, jak to ludzie węszący za interesem. Bezbłędnie wyłuskiwali z tłumu turystów z Polski, podchodzili i pytali, czy nie trzeba mieszkania na wynajem albo mapki z polskimi nazwami ulic. Dorzucali na zanętę parę słów o złych Ukraińcach i wielkości dawnej Rzeczpospolitej.
I ci Polacy z Polski łapali się na tę bajerę Polaków z Ukrainy jak młode rybki. Wystarczyło, że podszedł taki lwowski Polak, poopowiadał o przedwojennym Lwowie, zanucił W dzień deszczowy i ponury, powiedział „czujci si jak u siebi w domu, bo to i wasze miasto, ta joj”, a już Polacy z Polski cali byli we łzach, już byli rozklejeni cali, rozjechani jakby ich samochód potrącił, już chlipiali, już im z nosa leciało, już się za portfele łapali, mapki kupowali, przewodniki, mieszkania wynajmowali.
• • •
Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian – pozostałe fragmenty
• • •
Ziemowit Szczerek – dziennikarz portalu Interia.pl, współpracuje z „Nową Europą Wschodnią”, autor opowiadań publikowanych m.in. w „Lampie”, „Studium”, „Opowiadaniach” i E-splocie oraz współautor wydanej w 2010 r. książki pt. Paczka radomskich. Pisze doktorat z politologii, zajmuje się wschodem Europy i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Jeździ po dziwnych miejscach i o tym pisze. Ostatnio najbardziej inspiruje go gonzo i literatura / dziennikarstwo podróżnicze.
• • •
Więcej o książce Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian Ziemowita Szczerka w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian w naszej księgarni internetowej