W „Siódemce” Szczerek diagnozuje polską rozpierduchę – ale przede wszystkim ją wielbi. To tęsknota napędza tę prozę, nie sama diagnoza.
"Siódemka" to powieść, która reportażu już nawet nie udaje. I właśnie odchodząc od literatury faktu, Szczerek stworzył coś, co brzmi jak - przepraszam za wielką literę - Prawda o Polsce.
"Siódemka" dotyka problemów dyskutowanych już na wszelkie możliwe sposoby, a nie wnosi tak naprawdę niczego nowego. Chciałoby się, by po wypiciu jednego z tajemniczych eliksirów bohater Szczerka zobaczył wokół siebie coś ładnego, kształtnego, wartościowego i sympatycznego.
Świetnie Szczerek opisuje ten krajobraz bezkształtu i chaosu, robiąc z tego podróż po kręgach piekielnych z najdziwniejszymi przewodnikami.
Otóż typowałbym Szczerka na pisarza krajowego chowu numer jeden z tego powodu, że jest u niego wszystko to, co dziś oferuje nam literatura polska, zebrane w jednym miejscu. I to nawet w jednej książce, trzymajmy się tej Siódemki.
W książce jest też miejsce na chwilę powagi, na przerażającą wizję wojny i śmierci, oraz zniszczenia, jakie wojna niesie. A przecież u naszych sąsiadów ta wojna właśnie trwa. I nie jest żadnym wymysłem ani medialną histerią. Wręcz przeciwnie, media przestały już o Ukrainie pisać. To przerażające i poruszające. Polecam gorąco książkę Ziemowita Szczerka.
„Siódemka” rozczarowuje. Po pierwsze, jest mocno zadłużona literacko – u Gombrowicza, Konwickiego, Stasiuka, Andruchowycza. To oczywiście jeszcze nie problem, pod warunkiem że ma się przy okazji do powiedzenia coś oryginalnego.
Podróż z Krakowa do Warszawy – jak pokazuje Szczerek – może nigdy się nie kończyć, zwodzić bohatera i poddawać go różnego rodzaju próbom. Siódemka, czyli wyjątkowo ohydna droga krajowa, w optyce autora staje się metaforą polskiej doli, zarówno tej historycznej, jak i duchowo-metafizycznej.
W liczącym sobie niemal 150 stron magazynie odnajdziemy m.in kilka doskonałych artykułów poświęconych problematyce wzajemnego postrzegania się członków “Keletu”, dwustronnych, a czasem wielostronnych uprzedzeń, sympatii i stereotypów, a także temu, w jaki sposób obszar ten widziany jest z zewnątrz.
Taki właśnie jest nowy numer „Ha!artu”, jak szwedzki stół, z którego każdy może wybrać dla siebie smaczny kąsek, a czasem doznać zaskakującego przełamania smaków. Podziw może budzić też zamieszczenie w jednym tomie tekstów tak wielu głośnych nazwisk pisarzy i naukowców młodego i średniego pokolenia, którzy być może za 10-20 lat będą kształtować polskie widzenie „Wschodu”, czymkolwiek ten jest.