Dłonie mojego dziadka były tak ogromne, że mogły mi zakryć całą twarz. Zabawne, że to akurat pamiętam. Pachniały smarem. Był mechanikiem. Jego paznokcie miały tłuste obwódki, zbyt dobrze widoczne na tle wyszorowanych pumeksem palców.
Był też zapach cygar. W niedzielę pachniał cygarami, które babcia pozwalała palić tylko tego dnia. W piątkowe wieczory dziadek przynosił z sobą zapach Wild Turkey. Z jego ust wydostawały się rytmiczne powiewy słodko-mdłej whiskey. Ciepłe i miękkie na moim policzku, jak pędzel malarza z cieniutkiego, wielbłądziego włosia.