To nie było w porządku. Jon zachęcał mnie do sztuki i mówił, że wiele nie potrzebujemy na życie, a kiedy już osiągnie pewien poziom, będzie zarabiał na tyle dużo, byśmy żyli długo i szczęśliwie.
Więc malowałam. Wystawiałam w Nowym Jorku i Bostonie, i tutaj w Atlancie. Udało mi się też sprzedać parę obrazów ludziom spoza kręgu przyjaciół.
"Powinniśmy kupić dom", powidział kiedyś.
"Podoba mi się w mieście".
"Teraz jest najlepszy czas, by kupować. Może powinnaś znaleźć jakąś pracę."
"I niby co będę robić?"
"Skończyłaś przecież mareketing i projektowanie..."
"A teraz maluję", powiedziałam.