Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 16.

Najgorsze były jego ręce. Przypominały węże świeżo wywleczone z mokrej ziemi, nawet miał żałobę za paznokciami, z pewnością nie po komisarzu Wernerze. Krótkie paluszki śmigały nad obrusem, jakby te nerwowe sploty ruchów mogły przyspieszyć nadejście przystawki. Garnitur też paskudny, błyszczący seledynową łuską, ciut przyciasny, gotów by go zrzucić.

– Często pan tu przychodzi? – zapytała Kamila.
– Tylko w towarzystwie kobiet tak pięknych jak pani. Czyli po raz pierwszy – uśmiechnął się doktor Łukasz Himler. Droga woda kolońska, którą obficie się skropił nie zdołała stłumić woni trupa. Himler miał też dziwny zwyczaj przekrzywiania głowy podczas mówienia.
– To takie dziwne – dodał – myśmy z Bronkiem zeżarli beczkę soli, a tak niewiele o pani wiedziałem.
Pili wino. Kamila wytrawne, Himler zamówił sobie karafkę półsłodkiego.
– A wiedział pan o innych? – Kamila ze zdziwieniem przypomniała sobie, że Werner miał jakieś imię.
– Mówił niewiele, ale jak już, tylko o słodkiej pani.
Siedzieli we włoskiej restauracji, zagubionej wśród uliczek Saskiej Kępy. Pasowała tutaj jak Kamila do Łukasza Himlera, wciśnięta między szkła poczty a brud bloków, rzucona na pięterko, jakieś schody, biel zdrapana ze ścian, tu mógł się mieścić szmatek, buda z pornolami. A nie – wewnątrz elegancja na miarę dzielnicy, przygaszone światła, okrągłe stoliki szczęśliwie nie stworzone do przytulania, zdjęcia, prawdziwie włoskie żarcie.
– Naprawdę byliście przyjaciółmi?
– Widzę, że nie tylko mi mało opowiadał – wężowa łapa wystrzeliła w stronę Kamili, zatrzymała się w połowie ruchu. – znaliśmy się, och, prawie dwadzieścia lat, taka praca. A bujaliśmy się trochę. Wie pani szanowna, jeździliśmy pod namioty. Wspólne wakacje w Bułgarii, morze wypitej wódki przy tylu okazjach. Znam tyle jego tajemnic, co chyba nikt. On starannie dobierał sobie przyjaciół. I jestem dumny, że… Dobry Boże, jeśli ja czuję się tak jak się czuję, nawet nie chcę myśleć jak pani musi czuć się teraz.
Himler oblizał usta.
– Do mnie to jeszcze nie dotarło. Jakby, panie doktorze, w bańkę mnie wsadzić.
– Dlatego powinniśmy trzymać się razem. W takich chwilach, to… może to straszne co powiem, ale bałem się, że do tego dojdzie. On…
– Co pan mówi?
Tym razem ręka powędrowała nad stołem niesłychanie powoli. Wilgotna, pewna swego i słusznie, Kamila wiedziała, że nie powinna jej odtrącić, szepnęła prośbę do jakiejś bezimiennej świętej, najlepiej patronki Samotnych Kochanek. I święta usłuchała. Przy stoliku wyrósł kelner, niosąc makarony. Wytrzeszczył oczy na to, co Himler wyhodował pod paznokciami.
A Himler, dojrzawszy bazylie, krewetki i inne cudności umazane w gęstym sosie natychmiast zapomniał, co chciał przed chwilą uczynić. Kamila dostała rurki z sosem serowym i szynką parmeńską.
– Dlaczego pan to powiedział? – powtórzyła.
– Znam się na ludziach i znam się na śmierci. Jak mało kto. Bronek tylko szukał okazji by pęknąć. Wie pani, to był glina co się zowie, a gdzie go dali? On był jak Bruce Willis. I poszedł w te dziwne trupy.
– Słyszałam o nich.
– A wie pani, że mamy trzy nowe? Jeśli będą tak wyłazić, niedługo zabraknie mi miejsca – kłąb makaronu nawinięty na widelec miał wielkość pięści. Himler władował go sobie w usta – Było tak, że musiałem składować ciała w takich boksach, jedno na drugim, ktoś się do mnie przypieprzył, ledwo się wybroniłem. Czy to moja wina, że tylu czasem umiera? – przełknął. – kombinuję normalnie jak Żyd za okupacji.
– Co to za ludzie?
– Bronek nie mówił?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Werner nawinął sobie makaronu ile mógł. Miał tłuste usta.
– To co za problem, wsuniemy i ja panią szanowną zapraszam na kieliszeczek do mnie, do pracy. Mamy pokoik, mamy lodóweczki – oblizał palec – wszystko pokażę.
– Może potem. Niech mi pan coś opowie.
– Dziwni ludzie. Guzy na głowach – zmierzył ją wzrokiem – starsi niż się wydaje…
– Wiem.
Na chwilę przestał ruszać ustami, jakby ktoś niespodziewanie sprzedał mu liścia w czoło.
– Więc mamy trzech kolejnych. Co mogę powiedzieć? Dziwna sprawa bo oni wszyscy biorą się stąd – stuknął paluchem w stół – z Pragi, blisko Wisły. Ani jednego na drugim brzegu. Zastanawiałem się, miła pani, czy nie uderzyć z tym do kogoś, ale teraz, wie pani, nieszczęsny Bronek…
– Oni go zabili?
– Jezu, ale to przepyszne – nóż Himlera krążył po talerzu, polował na krewetki, resztki nitek, kawałek kraba, uniósł to wszystko jak totem, popatrzył nabożnie, pożarł – skąd mam wiedzieć, że oni? Ci u mnie, na pewno nie.
– A kanalarze?
– Co kanalarze? – rozpalone oczy utkwił w prawie nietkniętym talerzu Kamili. – można spróbować?
Przytaknęła. Ręka Himlera wykonała sekwencje skomplikowanych gestów, mało po łokieć nie zanurzył jej w talerzu. Stęknął.
– Miał coś do czynienia z kanalarzami, pewnie, kochana pani, a i ja coś chciałem mu powiedzieć, nie zdążyłem. Boże, to takie smutne – wydziabał jej parę rurek z talerza. Popił winem. Przyłożył chusteczkę do ust, zaraz zrobiła się czerwona – bo mam cały czas problemy. Duże mieszkanie. Niedaleko stad – wyszczerzył się – a zdarza mi się brać pracę do domu.
Kamila złożyła sztućce na talerzu.
– W końcu wylało w pionie, na klatce, w spółdzielni to może by coś załatwiła taka śliczna młoda osóbka jak pani, ale cóż, podzwoniłem po prywaciarzach. I znalazłem taką firmę. Coś mnie tknęło. Sprawdziłem. Działają od przedwojnia, przeżyli Hitlera z Gierkiem i Jaruzelskim, różne formy, ale zawsze razem.
– Pracuje tam człowiek nazwiskiem Kosma?
Łukasz Himler nie wyglądał na zdziwionego. Jego kieliszek aż lśnił od tłuszczu.
– Kosma. To trzeci już w firmie. Zdumiewająco regularnie, z ojca na syna. Kosma, tato Kosma, dziadek. Pogrzebałem jeszcze i każdy tam tak ma. Nie dochodzą ludzie z zewnątrz, a najlepsze zostawiam na koniec. Pani pozwoli, że dam, ofiaruję, złożę na rączki cudne mój ostatni prezent dla Bronka.
Chwycił ją za dłoń, wąż zdobył swoje, zaraz się owinął.
– To mała firma. Posprawdzałem. Mam, imaginuje sobie pani, śliczna pani, dostęp do wypisów zgonów. Nie ma już ojca Kosmy, ani jego dziadka, sam Kosma ma pod pięćdziesiątkę, jego ojciec dobiegałby dziewięćdziesiątki, więc na upartego… jeszcze by pociągnął. Dziadek, w życiu – rzucił z satysfakcją – oni zniknęli, nie ma żadnych śladów, nic w papierach. Nigdzie. Nie byli w żadnych szpitalach. Nie biorą emerytur. To samo dotyczy innych, pracujących w w Wodkanco.
Kamila kiwnęła na kelnera, pobiegł po rachunek.
– Co pan próbuje mi powiedzieć?
– W Wodkanco nikt nie przechodzi na emeryturę. Nie choruje i nie umiera. Po prostu znika.
– Dziękuję – powiedziała cicho. Pozwoliła zapłacić mu rachunek. Uwolniła rękę.
Wstali, a że Kamila wyglądała na smutną, dwie dłonie o brudnych palcach wyfrunęły w jej stronę, doktor Himler przycisnął ją do siebie. Teraz zapach trupa był niemal obezwładniający. Było to prawie przyjacielskie przytulenie, nie próbował całować, ale Kamila poczuła wyraźnie, gdzieś w rejonach brzucha, że podoba się Himlerowi i to tak, że zaraz spodnie pękną mu w kroku.
Odsunęła się. Himler został jak idiota, z wysuniętymi dłońmi, po środku włoskiej knajpy. Zrobił krok do przodu. Kamila powiedziała:
– Rączki przy sobie, doktorze Mengele.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information