Teza #1 – Przeciwieństwem polityki zaciskania pasa nie jest bycie przeciwko kryzysowi, ale działanie takie, jak w Tunezji.
Teza #2 – Przeciwieństwem kapitalistycznej globalizacji nie jest suwerenność państwa narodowego, ale globalizacja walk.
Teza #3 – Przeciwieństwem systemu długu nie jest poświęcenie, ale prawo do bankructwa dla studentów i prekariatu.
Protesty pod sztandarem Occupy Wall Street znajdują oddźwięk wśród tak wielu ludzi nie tylko dlatego, że wyrażają rozpowszechnione poczucie ekonomicznej niesprawiedliwości, ale także, co być może nawet bardziej istotne, ponieważ dają wyraz politycznemu rozżaleniu i niespełnionym aspiracjom. Jako, że protesty rozprzestrzeniły się z Manhattanu na miasta i miasteczka w całym kraju, ukazały dobitnie, że oburzenie na korporacyjną chciwość i ekonomiczną nierówność jest prawdziwe i dogłębne. Ale równie istotny jest też protest przeciw brakowi, lub niepowodzeniu, politycznej reprezentacji. Nie chodzi o kwestię, czy ten lub ów polityk albo ta czy inna partia jest nieefektywna albo skorumpowana (choć i to oczywiście jest prawdziwe) ale o to, że przedstawicielski system polityczny jako taki jest nieadekwatny. Ten ruch protestu ma szansę, a być może nawet musi, przekształcić się w prawdziwy demokratyczny proces konstutyuujący.
Trudno o bardziej namacalny i widoczny dowód na zwiększającą się niesprawiedliwość kapitalistycznego porządku i – co za tym idzie – jego coraz większą delegitymizację niż rosnąca w zastraszającym tempie maszyneria opresji i kontroli, która musi go chronić. Mylą się te, które uważają, że władza dyscyplinarna zanika i zastępują ją kapilarne procedury mikro-władzy. Takie mogło być złudzenie kilku „chwalebnych dekad” po drugiej wojnie światowej, kiedy społeczeństwa globalnej Północy zdawały się nieodwracalnie zmierzać w kierunku zaniku twardych form represji i terroru.
Poniższe teksty pochodzą z „The Occupied Wall Street Journal”, nr 2, 8 października 2011. Zdjęcia poniżej: Jan Sowa.
W trakcie dyskusji na temat wiedzy i neoliberalizmu w ramach listy mailingowej Edu-factory okazało się, że mamy do czynienia z różnorodnymi uniwersalizmami.
Stało się to już truizmem w dyskusjach na temat pracy w kontekście ekonomiczny, rozwiniętym w sektorach produkcji wiedzy, że społecznie niezbędny czas pracy nie jest już dłużej odpowiednim kryterium pomiaru wartości. Jest to również centralne założenie na gruncie rozpoczętych przez kolektyw Edu-factory badań nad walkami i konfliktami otaczającymi transformacje szkolnictwa wyższego.
Edu-factory wkraczy w piąty rok swojej działalności. Był to znakomity okres zarówno dla kolektywu Edu-factory jak i w kontekście bardziej ogólnych zmian. Przede wszystkim mamy do czynienia z globalnym kryzysem, to jest, kryzysem globalnego kapitału. Czytając codzienne katastroficzne raporty oraz rozpaczliwe alarmy rządów, think tanków czy mediów głównego nurtu na całym świecie, kto dziś pamięta, że jeszcze dwadzieścia lat temu powszechną retoryką było celebrowanie końca historii? Tak więc, bez żadnego idealistycznego zamiaru, jedynie przy użyciu materialistycznej analizy, możemy powiedzieć, że przedsięwzięcie i perspektywa rewolucji nie są już dłuzej czczym marzeniem czy fantazją. Taka możliwość może zostać sformułowana przy użyciu klasycznej definicji sytuacji rewolucyjnej: rządzący globalnym kapitałem nie mogą dłużej żyć jak do tej pory; pracownice, prekariat, studentki oraz produktywna wielość nie chcą już żyć jak do tej pory.
Spotkanie KLF w Barcelonie - 16-18 wrzesień 2011
W bogatych krajach powszechne jest przekonanie o tym, że skoro przedstawicielki biznesu i przywódcy polityczni zgodni są co do tego, że żyjemy w „gospodarce wiedzy”, to tym samym wspierają oni produkcję wiedzy i system szkolnictwa wyższego, w ramach którego prowadzi się większość podstawowych badań. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Decydenci robią wszystko, aby zmniejszyć wydatki publiczne na szkolnictwo wyższe oraz zmniejszyć jednostkowe koszty wykształcenia studentki. Ograniczają oni wydatki na badania i systemy szkolnictwa i hamują ich rozwój pomimo deklaracji, że od powodzenia właśnie tych sektorów zależy nasza przyszłość. Dlaczego więc bogate społeczeństwa tną środki przeznaczone na rozwój wysoko-technologicznej wiedzy, skoro panuje przekonanie, że rozwój gospodarczy ich krajów zależy od przemysłu opartego na zaawansowanych technologiach i generującego znaczną wartość dodaną? Jaki ma sens cięcie wydatków, jeśli jest to wbrew zakładanym celom gospodarki wiedzy, to jest tworzeniu masowej klasy średniej, czyli społeczeństwa, w którym większość to absolwenci szkół wyższych oraz pracownicy wiedzy?