Joanna Dziwak - Gry losowe. Odcinek 42.
Janusz L.L., w ramach poszukiwania inspiracji, wyszedł z domu. W domu jakoś mu nie szło, genialne obrazy młodych, dobrze zapowiadających się artystów stały się z czasem kiepskimi obrazami podstarzałych gości, o których nikt już nie pamiętał, więc jakim sposobem mogły inspirować świetnego prozaika do czegokolwiek?
To najgorzej wydane tysiące euro w moim życiu, pomyślał Janusz L.L., i starał się przybrać wyraz twarzy aktora, który zagrał główną rolę w ekranizacji jego książki – w scenie, w której myśli o wszystkich utraconych mailach. Czasem marzył, że jest tym aktorem, a nie autorem bestsellerów. Kobiety lecą raczej na aktorów niż na autorów, ten zgrabny aforyzm przyszedł mu nagle do głowy i postanowił zapisać go niezwłocznie w swoim moleskinie, limitowana edycja wydana specjalnie z okazji zjazdu Najchętniej Czytanych Pisarzy Świata. Myśl, że Pablo Koleją zapisywał swoje refleksje w podobnym notesie zadziałała na niego jak pierwsze piwo na trzynastolatka. O czym myśli Pablo Koleją w tej chwili? Czy na pustyni w Nepalu szkicuje patykiem na piasku plan swojej najnowszej powieści, a księżyc dodaje jego twarzy szlachetności rysów, choć już więcej dodać nie może? Czy jedząc dwie połówki pomarańczy i trzy ziarnka grochu dziennie doznaje twórczego katharsis? Czy ma jakąś dziewczynę? Czy idąc ulicą i patrząc w niebo zahacza po drodze wzrokiem o billboardy reklamujące pasztet? Co wtedy myśli i jak bardzo nie czuje żadnego związku z otaczającym go, pełnym przyziemności światem?
Tymczasem Pablo Koleją w modnym ostatnio warszawskim klubie zamawiał oranżadę, popijał wódką i dramatycznie pragnął zmiany w swoim życiu. Wkurwiała go już ta cała duchowość, poszukiwanie szczęścia w miejscach, gdzie psy szczekają dupami; udawanie, że laski lecą na niego bardziej niż faceta, który użycza głosu w reklamie leku na zgagę. W gruncie rzeczy pochodził, no kurwa, z Brazylii, a nie z Jasnej Góry, więc pierdolenie o tych wszystkich wzniosłych bzdurach może i było mało mainstreamowe, mega alternatywne i wszystkie te rzeczy, o które modlą się studenci pierwszego roku na facebooku – ale ileż można? Nakurwiał na automatach do gier, ot tak, dla relaksu. Jego kolejna książka będzie głosem pokolenia '95, to sobie postanowił, gdy poderwał przy barze dwie nastolatki. Być może poleciały na jego conversy z limitowanej edycji z printem Bukowskiego, a być może były po prostu wrażliwymi dziewczynami, które w wolnych chwilach piszą skorupką ślimaka w kałuży poemat swojego życia? Ani się obejrzał, a wciągali razem mefedron ze spłuczki w kiblu, a on robił temu zdjęcie i wrzucał na instagram tagując: #odlotowy weekend.
Janusz L.L., idąc ulicą, zadumał się nad światem. Ktoś mu kiedyś powiedział, że jest w tym naprawdę niezły, był jeszcze bardzo młody, naiwny, więc łatwo uwierzył i posłał swoje pierwsze próby literackie do periodyku studenckiego. Były to wiersze, niestety: białe, o skomplikowanej metaforyce, a jeden z nich – pamiętał to do dziś – nosił tytuł „Nasturcja pożądania”. Wiersze te nigdy nie zostały wydrukowane, a Janusz całym swoim ambitnym sercem znienawidził poezję. W akcie buntu przeciw niesprawiedliwości świata i wypaczonym gustom redaktorów periodyku wyrzucił wszystkie tomiki, trzymane do tej pory na szafce nocnej, do śmieci. Najbardziej wahał się przy Adamie Zagajewskim i księdzu Twardowskim, ale zacisnął zęby i wyrzucił wszystko, razem z trocinami z klatki chomika; wszystko jak leci, na śmietnik zapomnienia. To był właśnie ten moment, kiedy postanowił zostać prozaikiem i dołączyć pewnego dnia do elitarnego grona Najchętniej Czytanych Pisarzy Świata.
Pijąc wino rocznik 1950 przed naszą erą, pierdyliard tysięcy ojro za butelkę, autor „Opuszczenia w necie” wspominał z rozrzewnieniem swoje początki – to, jak redakcja, która niegdyś bez mrugnięcia okiem odrzuciła „Nasturcję pożądania” i „Żetony smutku”, prosiła go później na kolanach o choćby fragment prozy, o choćby strzęp zdania, o choćby możliwość wydrukowania jego biogramu ze zdjęciem, a on milczał wyniośle i nie odpowiadał na prośby i skomlenia. Myślami był już w innej galaktyce, śnił o sukcesie komercyjnym; o tym, że najładniejsze dziewczyny w tramwaju czytają jego utwory, że udziela wywiadów i za pomocą równań chemicznych objaśnia ludziom, jak żyć. W głębi duszy czuł się bardziej obywatelem świata niż Polakiem, a przypadek jego wujka, który wyjechał do Ameryki, by tam zacząć od sprzedawania hot dogów i stać się pewnego dnia menadżerem budki z hot dogami, utwierdził go w tym, że warto jest marzyć i stawiać sobie nawet najbardziej odległe cele. Czy doświadczenia Pablo Koleją były podobne? Czy wspinając się przed laty na drzewa w Puszczy Amazońskiej miał nadzieję dotknąć własną dłonią gwiazd?
Janusz L.L. nie wiedział. Spoglądając melancholijnie w zawartość kieliszka i próbując zgłębić jej naturę, poczuł, że kolejne zdania nowej powieści spadają na niego jak deszcz na pustynię życia.
• • •
Gry losowe – spis odcinków
• • •
Joanna Dziwak – urodzona w 1986 roku w Puławach. Autorka książki ze smutnymi wierszami o dorastaniu „sturm&drang”. Mieszka w Krakowie i w Dęblinie.