Joanna Dziwak - Gry losowe. Odcinek 44.
Pisał felietony o pogodzeniu się z życiem, o akceptacji losu; o tym, że to nie wartości materialne, ale duchowe są najważniejsze. Wierzył w to, a jednak czekał niecierpliwie na kolejny przelewik, by potem powiedzieć samemu sobie, że pieniądze nie mają znaczenia i oddałby je wszystkie, byle mieć dopiero przed sobą napisanie „Opuszczenia w necie”.
Niby zawsze miał skłonność do melancholii i nostalgii: w podstawówce w recytowaniu kultowego „Smutno mi, Boże” nie miał sobie równych, a nadmierna refleksyjność utrudniała mu dobre wyniki na lekcjach wychowania fizycznego, co wiązało się z brakiem szacunku kolegów i koniecznością podrywania lasek na wiersze, bo piątki z fizyki i chemii jakoś nie robiły na żadnej wrażenia. Do dziś pozostała mu słabość do wplatania w zwyczajną rozmowę o cenie mąki i pogodzie jakiegoś cytatu z Homera czy księdza Twardowskiego. Niby drobiazg: rozmawiasz z przypadkowo napotkaną na bankiecie kobietą o niekorzystnej polityce partii rządzącej i nagle, zupełnie z dupy, jedziesz fragmentami z Leśmiana – i jest już twoja. Nonszalancko wręczasz jej więc swoją wizytówkę i na odchodnym mówisz: proszę dzwonić tylko po 22:00.
W gruncie rzeczy był to sprytny zabieg marketingowy: co wieczór po 22:00 Janusz wyłączał telefon, by w spokoju oddać się najpierw medytacji, a następnie masturbacji. Kobieta czuła się na początku trochę zasmucona i urażona, ale fascynacja tym pełnym poezji i metafizycznej głębi człowiekiem brała jednak górę i – nie mogąc z nim być w sensie ścisłym – zostawała wielbicielką jego prozy. Utożsamiała się z bohaterkami tych książek i żywiła cichą nadzieję, że kiedyś opisze on również ich krótkie, ale intensywne spotkanie. Opowiadała o tym koleżankom, a one, skrywając zazdrość, pocieszały, że kiedyś w końcu się odezwie, by później stwierdzić między sobą, że, co jak co, ale jest dla niego za stara i za gruba, i na pewno zagadał do niej tylko z litości i dobrego serca. Bo to dobry człowiek jest, ten Janusz. W końcu same czytały jego felietony. Dobry, przystojny pisarz, jak z reklamy.
Nie ma co ukrywać – jego rówieśniczki działały mu już tylko na nerwy. Co innego dwadzieścia lat wcześniej, wtedy były jak najbardziej OK, ale potem tak wyszło, że one się starzały, a on dziwnym trafem nie. No, może trochę. Jakieś tam drobne niedomagania, o których szkoda gadać. Ogólnie rzecz biorąc, czas był jednak dla niego łaskawy i stanął w miejscu. Miał wprawdzie jakieś dzieci – one rosły, on pozostawał dalej w tym samym wieku, a o tym, że coś się zmienia, przypominały mu tylko rosnące na koncie bankowym cyferki. Pogodzenie się z życiem i akceptacja losu przychodziły w tych warunkach z zaskakującą łatwością.
Stał się sławny dzięki pełnym napięcia i dramatyzmu historiom, ale na tym etapie, szczerze powiedziawszy, najchętniej jebnąłby sobie jakiś tomik haiku. Trzy, cztery wyrazy – każdy w osobnym wersie – o tym, że jest drzewo, które ma liście, że wiatr unosi piórko, świat jest piękny, a to wszystko z dedykacją dla Pablo Koleją – po części z sympatii, po części dla lepszej sprzedaży. Można by też tam wcisnąć wiersze, których nikt nie potrafił docenić przed laty – być może świat jest wreszcie na nie gotowy. „Nasturcje pożądania” – idealny tytuł dla książki. Sam bym taką kupił, stwierdził nieskromnie Janusz i pomyślał, że trzeba jednak wrócić do pisania książki, za którą zgarnął już zaliczkę. Marzenia są jak bańka mydlana, pomyślał i zachwycił się prawdą płynącą z tych kilku prostych słów.
Z odrazą spojrzał na ekran makbooka, przeczytał kilkanaście napisanych dzień wcześniej zdań i dopadło go wrażenie, że gdzieś już to jakby kiedyś czytał, i to nie raz. Być może nawet w jednej z własnych powieści. Ale, na dobrą sprawę, ileż może być wariacji na temat czegoś tak w gruncie rzeczy mało skomplikowanego jak romans? Kto, jeśli nie on, napisał już w tej kwestii wszystko, co było do napisania? Nie opisał jeszcze tylko romansu gejowskiego, ale przecież są jakieś granice. Owszem, były takie propozycje; wydawca podpowiadał, że czasy są takie, że mogłoby się to sprzedać, a w wywiadach powiesz, że nie masz z takimi historiami nic wspólnego, kolega ci tylko opowiedział, wzruszyłeś się i jako wrażliwy człowiek postanowiłeś przelać to na papier. Ale Janusz stanowczo odmówił – pomyślał o swoich całe życie uczciwie pracujących rodzicach, o przyzwoitych sąsiadach, o byłych żonach, byłych i obecnych kochankach – nie mógł im tego zrobić. Napisał kilka kolejnych zdań, przeczytał i nagle przestraszył się, że już to kiedyś, na rany Pablo Koleją, napisał.
• • •
Gry losowe – spis odcinków
• • •
Joanna Dziwak – urodzona w 1986 roku w Puławach. Autorka książki ze smutnymi wierszami o dorastaniu „sturm&drang”. Mieszka w Krakowie i w Dęblinie.