Joanna Dziwak - Gry losowe. Odcinek 61.
Koniec świata miał być, ale w końcu nie było, bo za mało użytkowników potwierdziło, że weźmie udział w tym wydarzeniu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak zauważyła kiedyś ciotka Arkadiusza Pszczoły po tym, jak wyniki badań lekarskich nie potwierdziły jej przeczuć co do śmiertelnej choroby, która w konsekwencji miałaby doprowadzić ją do męczeńskiej śmierci, a ta z kolei prosto do domu Pana.
Pan już na mnie czekał, mówiła ciotka, ale będzie musiał jeszcze niestety chwilę poczekać. Ciotka do ostatniej chwili wierzyła, że uda jej się zasilić elitarne grono męczenników, robiła, co mogła, ale mogła niewiele, nie kryjąc rozczarowania zmarła w końcu w wieku 94 lat.
Arkadiusz Pszczoła w obawie przed końcem świata wykupił karnet na siłownię. Arkadiusz Pszczoła przeczytał gdzieś kiedyś, że przetrwają tylko najsilniejsi, w pierwszym odruchu zignorował tę informację, ale potem doszedł do wniosku, że jest to jednak w miarę logiczne. Siłownia nazywała się Wola Mocy i mieściła się tuż za sklepem Biedronka. Po trzech tygodniach uczęszczania tam, Arkadiusz Pszczoła znalazł sobie nawet kolegę. Łączył ich niski wzrost, drobna postura i przekonanie, że razem przetrwają koniec świata.
– Hieronim – powiedział pewnego dnia Hieronim Osa, gdy tak się akurat złożyło, że w tym samym czasie opuścili budynek Woli Mocy.
Arkadiusz Pszczoła spojrzał niepewnie, dociekając w myślach, czego chce ten cherlawy mężczyzna o sarnim spojrzeniu, po czym tonem „z obcymi nie gadam”, odpowiedział:
– Zenon.
– Po co pan kłamie? – zapytał Hieronim Osa – Widziałem, jak okazywał pan na recepcji kartę członkowską. Mam dobry wzrok. Niektórzy twierdzą, że najlepszy w Bytomiu, a może i na całym Górnym Śląsku. Byłem w końcu ochroniarzem.
– Pan ochroniarzem?
– Tu, w tej Biedronce. Znam pana z widzenia. Wiem, jaką pan pije herbatę i że nigdy nie patrzy pan kasjerom w oczy. Wiem, w jakim odcieniu jest pana ulubiony dres i wiem, że na pana twarzy pojawia się smutek, gdy czyta pan daty ważności na opakowaniach produktów.
– Przeraża mnie upływ czasu – wyznał Arkadiusz Pszczoła i pomyślał, że jest tylko kilka kroków od domu, można by jakoś zbyć tego natarczywego faceta.
– Byłem ochroniarzem – taki tytuł będzie miała moja autobiografia. A jakie ma pan właściwie plany na resztę dnia?
– Różnie. Jak to w życiu. Wziąć prysznic. Zjeść obiad. Przeczytać gazetę. Spotkać się z narzeczoną.
– Po co pan kłamie? Jaka narzeczona? Pan zawsze kupuje wszystkiego po jednej sztuce, a na kobiety patrzy pan z litością i pogardą. Kasjerka jak anioł, a panu przeszkadza, że produkty skanuje zamiast książki czytać. Że paragon drukuje zamiast pisać wiersze.
Arkadiusz Pszczoła stwierdził, że tego za wiele.
– Chmurzy się. Na mnie już pora.
– Wie pan, ja też jestem artystą z osobowości, więc pana rozumiem. Miałem długo opory: czy Mozart pracowałby jako ochroniarz? Czy patrzyłby dzieciakom na ręce i widząc, że chowają batonik do kieszeni zamiast do koszyka, groził im zakładem poprawczym? Czy szykanowałby krnąbrne staruszki, co w rękawie kurtki przenoszą przyprawy i margarynę? Czy to się godzi w ogóle za tysiąc dwieście złotych ludziom sprawiedliwość wymierzać? Krzysztof Kamil Baczyński biegał z karabinem, a ja biegnę z działu mrożonek do działu chemii, podejrzewając podstęp ze strony rodziny z sześciorgiem dzieci, co właśnie wyszła z tego tu oto kościoła, chwaląc Pana i jego dary.
– I co pan zrobił? Jak pan sobie poradził z tym dylematem moralnym? – przejęty Arkadiusz Pszczoła spojrzał w sarnie oczy Hieronima Osy.
– O tym może porozmawiamy następnym razem. Wie pan, trochę mi się spieszy, za pół godziny prowadzę korepetycje z łaciny. To co, jutro na siłowni?
W ten sposób, chcąc nie chcąc, Arkadiusz Pszczoła zawarł znajomość z człowiekiem.
• • •
Gry losowe – spis odcinków
• • •
Joanna Dziwak – urodzona w 1986 roku w Puławach. Autorka książki ze smutnymi wierszami o dorastaniu „sturm&drang”. Mieszka w Krakowie i w Dęblinie.