Aleksandra Małecka i Piotr Marecki pokusili się o nowe tłumaczenie dramatu "Ubu król" Alfreda Jarry'ego. Po co światu nowy przekład francuskiego dramatu z 1888 roku? Otóż cała sztuczka polega na tym, że translacji dokonano w całości za pomocą... Google Tłumacza. Ten zabieg pozwala na pełniejsze wydobycie absurdu z tekstu, którego akcja dzieje się w "Polsce, czyli nigdzie".
Książka Justyny Żelasko jest idealną propozycją dla rehabilitującej się dyletantki, zaliczającej repetę z kina polskiego. (...) Książka Justyny Żelasko zrobiła mi jesień.
Nieortodoksyjna i odświeżająca adaptacja prozy Brunona Schulza. Woynarowski wycina fragmenty z oryginałów, łączy je we własną opowieść i dodaje chłodną, minimalistyczną oprawę wizualną.
Sumiennie kreśląc stan badań poświęconych kinematograficznemu zjawisku zwanemu „szkołą polską”, autorka oferuje alternatywne spojrzenie na historię rodzimego fenomenu, szczególnie zaś na przełom piątej i szóstej dekady minionego stulecia, kiedy to nasza X muza wydała na świat filmy przynoszące powiew nowoczesności o prawdziwie europejskim posmaku.
Renata jest króciutką, ale jakże udaną powieścią graficzną, która w kilkudziesięciu obrazach i zdaniach uderza czytelnika swoim przekazem. Bolesław Chromry w błyskotliwy i jakże pomysłowy sposób odważył się opisać rzeczywistość jakiej wcale nie chcemy, a w której niestety wielu z nas utknęło.
Kompletna historia wszechświata ze szczególnym uwzględnieniem Polski to świetna pozycja, dla tych którzy lubią komentarz do rzeczywistości w oparach Mrożka i Monthy Pythona.
Gorzki humor, świetny język, zwięzłość i głos w kwestii, o której jeszcze nie mówiło się w Polsce na szeroką skalę. Tę książkę trzeba przeczytać.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że książki mówiące o uzależnieniu w polskiej literaturze są albo dobre, albo złe. Żadnego „pośrodku”. Z jednej strony uroczy, choć z obrzyganą marynarką Pilch i Mirosław-ale-się-spaćkałem-Nahacz, z drugiej – niesamowicie nudna Rosiek i poradnikowa Helena Rogal. Może dlatego z pewnym entuzjazmem czekałem na książkę Juliusza Strachoty, którą reklamowano jako coś nowego.
To, co nie bawi z pewnością, a co przebija się jednak bardzo wyraźnie przez tę kapitalną brawurową narrację, to dramatyczne oskarżenie przemysłu farmaceutycznego i jego funkcjonowania w patologicznej symbiozie ze środowiskiem lekarzy.
Justyna Żelazko dokonała czegoś, czego nikt inny swoimi analizami tak szeroko przecież dyskutowanych filmów nie dokonał. Mianowicie, nakłoniła piszącego te słowa do ponownej ich lektury. Nie wyobrażam sobie lepszego sposobu, aby zachęcić czytelników do zapoznania się z tą pozycją.