Impresje rudnickie (9)
21.07.11
Przedpołudnie miałem miłe: wstałem późno po interesujących snach, zjadłem dwie paczki draży kokosowych "Korsarz" do serialu (przesłodziłem się tym trochę) i lektury Cyca Gada (Janicki mnie z dnia na dzień coraz bardziej urzeka, żałowałem dzisiaj, że nie zapytałem Julki o możliwość pożyczenia "Nadal aksamit"), (...)
ale później mnie ojciec wysłał do pomocy strażakom, to zapierdalałem przy tym drzewie z panami Andrzejem i Tadeuszem, pierwszą furę zwieźliśmy, ku mojej rozpaczy, pod nasz (mój i rodziny) dom, więc jutro mnie czeka rąbanie.
Wieczorem odcineczek "The Wire" i Cyc Gada.
22.07.11
Aż do jedenastej spałem, ale na usprawiedliwienie mam, że śniła mi się Rymika Myślicka, której nigdy w życiu na oczy nie widziałem, choć we śnie tworzyliśmy wyjątkowo zgraną parę, mimo że rozmowy między nami było niewiele. Ale głos Rymiki Myślickiej (którego nigdy nie słyszałem) mój sen załatwił bardzo wdzięcznie, taka kobieca wersja głosu Sendeckiego, z tym niewyraźnie miękkim "r".
Jak zapowiadałem - rąbanie drzewa, ale już po drugich taczkach pojawił się ojciec i podzieliliśmy obowiązki: on rąbał, a ja woziłem i układałem. Nie wyobrażacie sobie mojej radości, kiedym się dowiedział, że ojciec planuje podarować część drzewa panu Jasiowi, co to nam tę łazienkę w piwnicy montuje, to (bardzo lubię używać tego gwoździa "to") żeśmy dzisiaj zwieźli co nasze i już się tego lata mogę pożegnać z kompletowaniem opału na zimę.
Woziłem to drzewo i dumałem nad zagadnieniem, które wczoraj drobiazgowo roztrząsałem przy strażokach, a którego zapomniałem zrelacjonować w dzienniczku, dopiero mi wieczorna (wczorajsza) korespondencja z Julką G. przypomniała, ale już mi się nie chciało wklepywać. W skrócie: chodziło mi o zasadność pracy, pracy fizycznej; przyjąłem po dłuższej chwili protestancką perspektywę, że praca dobra, bo owoce zawsze. Ale czy odwodzący mnie wczoraj od wierszy Janickiego "na korzyść" strażoków ojciec sądzi, że ja odpoczywam konsumując kulturę? No owszem, sprawia mi to (konsumowanie) niekłamaną radość, ale czy można postawić znak równości pomiędzy czytaniem a leżeniem na kanapie? I teraz, postawiwszy to pytanie przeorientowałem wypracowane poglądy: owszem, można. Dla człowieka parającego się kulturą (usprawiedliwiam: z racji napoczętych studiów, nie napisanych wierszy) każda czynność, a zarazem bezczynność jest ważna. Nie no - co ja dupcę? Dla każdego każda ważna! No, ale wracając do ojca: czy on ma świadomość, że dla mnie czytanie, słuchanie i oglądanie jest tym samym, czym pływanie na treningu dla mojej siostry - pływaczki? Jakoś nie śmiem go pytać, ale chciałbym odciążyć trochę np. kupowanie mi książek z odważników "przyjemności". Kumacie ocb, prawda?
Pisałem se wczoraj z Julczlem (G.) i dotarło do mnie dopiero teraz, że Julczle pracuje w ekipie scenarzystów nad serialem internetowym, czego jej solennie gratulowałem, mając przeczucie, że już mi o tym kiedyś mówiła, kiedy byłem zadupcony. Obiecałem Julczlowi opanować drzemiącego we mnie terminatora na okazję ich przyjazdu (pod nieobecność moich rodziców), co nie do końca mi się udało w Księżycach, a co dociera do mnie po czasie. No i poleciła jeszcze Juleczka (G.) "Światłość w sierpniu", którą sobie zamierzyłem do czytania już "hohotemu", to teraz mam dodatkową pinezkę i przy okazji najbliższej wycieczki do biblioteki se wypożyczę. A teraz czas na czekoladę z zamrażalnika (uwielbiam zimną czekoladę! Moja była dziewczyna zawsze się strasznie temu dziwiła, bo lubiła ciepłą, taką sflaczałą od słońca) i "The Wire". Jeszcze tylko napomknę, że na Liternecie Ola Zbierska (i Jakub Szołowicz) chwali mój pamiętniczek sugerując druk, co mnie bardzo cieszy.
Wieczór przy "The Wire" i Counter Strike'u. Zmęczony jakoś jestem, wcześnie mi się spać chce. Łukasz dzwonił, jak byłem w wannie, biedak musi wykazać we wniosku o stypendium, na co je przeznaczy. Kiedy ja składałem, dawali od kopa, bez pytań. Rodzinka pojechała odwieźć brata na dworzec, bo to dzisiaj (brat) wybywa do Rewala. Pisałem se jeszcze z Arkiem Wierzbą, polecił mi "Kobietę z wydm" Kobo Abe. I jeszcze z Kubą Niklasińskim pogadałem, który jest właśnie na ścieżce zakonu.
23.07.11
Po szybkim śniadaniu pojechałem z ojcem do Myślenic, gdzieśmy kupili aparat cyfrowy na okazję ich wyjazdu, bo stary (aparat, nie ojciec) się zepsuł, takie gówienko (ten nowokupiony) za trzy stówki, a później zwiedziłem sobie nowootwarty empik, gdzie ojciec na moją prośbę kupił mi "Kobiety" Bukowskiego. A teraz pójdę wywalać śmieci z garażu do kontenerów szkoły (mieszkamy "pod szkołą", na ul. Szkolnej, do szkoły jest jakieś trzysta metrów), a później skoszę trawę. No, to do roboty.
Wyniosłem te syfy, prawie godzinę mi to zajęło, ale w nagrodę ojciec powiedział, że nie muszę kosić trawy, bo jeszcze mała (krótka?) jest. To w poniedziałek albo wtorek skoszę, w poniedziałek raczej, bo mnie jeszcze sąsiad, pan Kucharzak prosił, żebym mu w poniedziałek pomógł wyciągnąć dachówki na piętro, wiadrem i linką. Hehe - "wiadrem i linką", prawie jak "techniką i wychowaniem" (http://techwych.blogspot.com). Jakub Szołowicz broni mnie przed oskarżeniami o "bezrefleksyjność" na liternecie w nagrodę prosząc o notkę o korucie. Ja kilkanaście miesięcy temu napisałem obfity artykuł o tym zagadnieniu (pojęciu?) na domSzkocki, to wypuściłem teraz za nim (artykułem) psy gończe, bo domSzkocki znowu jest w jakiejś metamorficznej fazie; no ale cóż mi szkodzi tutaj skrobnąć, że słowo "korut" ukułem leżąc obok Łukasza, na materacyku, w naszym dawnym mieszkaniu przy ul. Kazimierza Wielkiego w Krakowie, gdzieśmy zajmowali uroczy, ascetyczny pokoik, no i pewnego dnia oddając się używkowaniu na materacykach, już w pozycji krańcowo horyzontalnej, wraz z kolejnymi buchami, chmurę zaczęło przebijać mantryczne "jest to korut", powtarzane na dwa głosy. I od tego momentu, z dnia na dzień, "korut" stał się określeniem na używkową przyjemność, najczęściej do palenia, ale z czasem też na niedookreślone pokłady fazy, radości. Możemy więc powiedzieć, że jakaś książka czy film jest korutem, etc. Słowo "korut" zrobiło karierę w Krakowie, zaczęli się pojawiać jego wyznawcy, nawet forum hyperreala zostało zarażone tym neologizmem. Obecnie można je spotkać na wielu murach w stolicy małopolski, a to za sprawą jakiegoś tajemniczego wojownika koruta.
Po obiedzie pojechałem jeszcze raz do Myślenic, z tatą i siostrą, bo sobie siostra wymieniała telefon w ramach przedłużania umowy; później czytałem Buka, chuj, że mam ponapoczynane dwie inne książki, nie będę sobie odkładał tej czystej przyjemności.
Zapomniałem odnotowywać meandry diety, ale może to i dobrze, bo opycham się ostatnio niemiłosiernie, słodycze sobie co rusz funduję, przede wszystkim draże kokosowe "Korsarz". Alkoholu ostatnimi dniami nie piłem, to się najprawdopodobniej zmieni, kiedy rodzice wyjadą, zwłaszcza, że Bukowski oddziałuje, hehe. O, no na przykład ostatnio machnąłem dwa litry MAX FORCE'a i do tego kilka kaw, to się trochę spidowo nastukałem, "takie fanaberie", że skorzystam z autocytatu. No i mamie papieroski regularnie kradnę, a i jak mnie strażocy częstowali, to nie odmawiałem.
Wieczorem pojechaliśmy do Ikei, oglądać łazienki. Namierzyłem tam Michała Rusinka z żoną, której biała sukienka totalnie prześwitywała ukazując niebieskie stringi; okazało się, że ojciec też zna Rusinka, miał z nim zajęcia na podyplomówce z retoryki. Kupili mi pseudofotelik, za stówkę, cieszę się bardzo, właśnie na nim siedząc, jest bardzo wygodny, w sam raz do czytania i oglądania. Zaraz se zrobię popcorn i zapuszczę "The Wire". Pisze się na tym foteliku chujowo, bo klawiatura za wysoko. Rymika Myślicka, której opowiedziałem wiadomościowo sen (w którym uprawiamy seks, a właściwie to "kochamy się", bo jest w tym mnóstwo nadprogramowej czułości), przesłała mi nagranie, jak czyta swoje wiersze, żebym skonfrontował senne wyobrażenie o jej głosie. No, nie jest to głos Marcina Sendeckiego, ale też przyjemny. Tylko czytanie trochę sztywne. A, i przypomniało mi się, że kiedy byłem w Księżycach, to Julka (Sz.) mówiła, że jej się podoba głos Sendeckiego (ja mówiłem, że podobają mi się wiersze i całokształt osoby, to bardzo pociągający mężczyzna), to może stąd to we śnie.
Umarła Amy Winehouse; nie byłem specjalnym fanem, choć przeżyłem kilka narkotykowych uniesień przy "Valerie". Podobno obok dragów i alkoholu chorowała na bulimię. Szkoda dziewczyny, bardzo szkoda. Zobaczymy, jak rozwinie się legenda. Ciekawe ilu frajerów czekało z napisaną biografią.
24.07.11
"Katharine zdawała sobie sprawę, że jest we mnie coś, co nie do końca odpowiada ogólnie przyjętym normom, zasadzie <<w zdrowym ciele zdrowy duch>>. Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju. Z drugiej strony, kiedy się upijam, krzyczę, wariuję, tracę panowanie nad sobą. Jeden rodzaj zachowania nie pasuje do drugiego. Mniejsza z tym."
Co zadecydowało o przepisaniu tego fragmentu "Kobiet"? "Mniejsza z tym." Siedzę sobie wygodnie rozdupcony na foteliku, czytam & oglądam, czasem jakąś nutę puszczę. Zjadłem paczkę draży i trzy lizaki. Obiad był bardzo smaczny. "Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć. / Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.", hehehehe. W środę wybieramy się z Łukaszem (i może też Wojtkiem) do Arka Wierzby. Tymczasem idę poleżeć i posłuchać dwójeczki.
Przez cały bity wieczór uprawiałem foteling - na zmianę czytałem i oglądałem. Czuję się dzisiaj średnio, zresztą wczoraj też, troszku oszukałem cytując Miłosza. Jakbym miał jakiś dług wobec świata, się czuję. O, teraz przeczytałem, że to dzisiaj cytowałem Miłosza.
Na witrynie KP dużo dający do myślenia felieton Piątka (http://www.krytykapolityczna.pl/Serwiskulturalny/PiatekAmyWinehouse-cpunskasmiercbezlegendy/menuid-1.html); a Kamil Zając przekleił na fejsbuczku swój tekst sprzed roku o piłkarskiej reprezentacji Urugwaju - w czasie zeszłorocznych mistrzostw siedziałem w Kobierzynie i byłem święcie przekonany, że całe te rozgrywki są ściśle sprzężone z moim stanem psychofizycznym, że wyniki układają się we wzór opowiadający o moich prywatnych zmaganiach z życiem. Żałuję tylko, że nie miałem dostępu do kolektury, bo w obstawianiu wyników deklasowałem ośmiornicę.
25.07.11
Siedziałem wczoraj (dzisiaj) do późna, to i późno (dzisiaj) wstałem. Deszcz pada, raczej nie będzie koszenia trawy. Śniło mi się, że palę korut; bardzo przyjemne. Coś miałem zapisać, ale zapomniałem na tę chwilę.
Wczoraj w nocy se pomyślałem, że skoro mam pożyczyć Arkowi Wierzbie "Kobiety", to dobrze by było je podpisać ("podpisać kobiety"), to za jednym zamachem zautografowałem też parę ostatnio kupionych książek, czego się po chwili zacząłem wstydzić. Nigdy nie uznawałem dokumentowania swojej własności, a zwłaszcza w przypadku książek - rozdawałem je na prawo i lewo nigdy nie martwiąc się o to, czy wrócą. Dzisiaj trochę tego żałuję (naprawdę?).
Odebrałem książeczki zamówione na poezjem, bardzo ucieszony jestem. Teraz roztrząsam dylemat: czy za zachomikowane jedenaście złotych kupić sobie browary pod nieobecność rodziców (święcenie samochodów), czy zostawić je do puli na środę. Mam straszną ochotę na piwo, marzy mi się ono w fotelu; rodzice jadą o 22:00 na lotnisko (do Warszawy), siostra dzisiaj z koleżanką do Oświęcimia, samochodem, zostanę sam. Nie, no kupię se ze trzy bronki.
No i poszedłem i kupiłem, i akurat ojciec wracał skuterem wcześniej ze święcenia i mnie przyuważył, i teraz źli nieziemsko, że zamiast powiedzieć, to "kłamię". Ech. I, że mam nie zapraszać nikogo pod ich (rodziców) nieobecność, co mam nadzieję uda mi się naprostować przed ich (rodziców) wyjazdem.
Rodzice pojechali, ja wypiłem te trzy bronki i jeszcze dwie lufy koniaku, korci mnie wino, w barku obok szlachetnych butelek jest też litrowa kadarka, chyba se ją jebnę, a później odkupię. Po północy "Nostalgia" Tarkowskiego na TVP Kultura, ale czy zaszczycę wizję swoją obecnością? Na usta ciśnie mi się majestatyczne "LOL". Ściągałem "White Heat", ale mi się komputer zawiesił w połowie i chuj ze ściągania.
26.07.11
Wstałem raniuteńko, by zjeść jajecznicę, wypić kawę i położyć się na całe przedpołudnie do łóżka, i słuchać dwójki. Na obiad pojechaliśmy z siostrą do babci, po obiedzie siostra poszła do pracy, ja chwilę pogawędziłem z babcią i udałem się piechotą do domu, to jakieś pięć kilometrów jest, w połowie ścisnęło mi nieziemsko bebechy, to wszedłem w jakąś łąkę, a tam, kurwa, wąż! To wróciłem na szlak i ledwo do domu zdążyłem. I teraz oto piszę te słowa. A wczoraj napisałem wierszyk po pijaku, w edytorze Liternetu.
Nie odzywają się Zeszyty Poetyckie w sprawie "Cennika", choć tak obiecująco się zapowiadała współpraca z teamem Dawida Junga. Nie odzywa się Biuro Literackie w związku z "Autarkią", stanęło na mailu, że są "bardzo zainteresowani", żadnych wieści co do "Vida Local", a ja se pomalutku składam kolejną poetycką książeczkę, co się będzie "bród" nazywała.
Wieczorem jadłem; Boże, jak ja jadłem!
27.07.11
Po przebudzeniu kawa i kąpiel, za momencik pojedziemy do babci, gdzie zjem obiad i posiedzę z babcią, by później wbić w busik i do Krakowa. To będzie testowy wypad, po którym dostanę odpowiedź co do wewnętrznego terminatora; z całych sił będę starał się go kontrolować.
• • •
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (20)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (18 i 19)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (17)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (16)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (15)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (13 i 14)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (12)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (11)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (10)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (9)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (8)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (7)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (6)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (5)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (4)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (3)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (2)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (1)
• • •
Tomasz Pułka - (urodzony w 1988 r.) autor czterech tomów wierszy: "Rewers" (2006), "Paralaksa w weekend" (2007), "Mixtape" (2009) i "Zespół Szkół" (2010). Laureat Dżonki (2007) i stypendysta m. Krakowa.
• • •
Książki Tomasza Pułki w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art:
- Zespół Szkół (2010)
- Kryzys. Biuletyn poetycki (2009)