Jon był facetem, który miał zamiar dbać o mnie do końca naszych ziemskich dni. Ucieleśniał kochającego przygody Jake'a z dobranocek mojego ojca. Poznaliśmy się na drugim roku studiów w Bostonie i tak zaczął się ów niezbyt bezpieczny spacer po linie naszych dwóch silnych ego. Przeciągnął się do siedmiu lat od uzyskania dyplomu.

Dla mnie dziesięć lat raczej nie było końcem naszych ziemskich dni. On, mimo świetnego wykształcenia, czuł, że jest inaczej.

Lata, które spędził studiując prawo na Harvardzie, wyuczyły go innego języka niż mój. Ale pozwalał mi malować. Twierdził, że podoba mu się, co maluję.