Alternatywna wersja Polski
„Polacy jeżdżą po Bałkanach jak po swoich koloniach”
Sławomir Mrożek
„To w Polsce macie już papier toaletowy?”
Alija Ahmetović, Bośniak siedzący sobie na ławeczce w okolicach Tuzli
Bośnia wygląda jak alternatywna wersja Polski. Taka, w której Sobieski przerżnął pod Wiedniem i teraz zamiast kościołów po wsiach stoją meczety i minarety. No, ale reszta tak samo. Chałupy z pustaków, blachodachówka, każdy buduje, jak chce. Musi to wiadomo, że na Rusi. W Polsce i w Bośni – jak kto chce.
No, ale swojsko jest. Nawet te meczety są jakieś mało egzotyczne. Ot, z pustaków taki domek, a do tego bielona wieżyczka. Jak się wejdzie do środka, to żuroidem jakimś wali jak w starej polskiej chałupie. Kaloryfer taki z żeberkami, swojski. A chłopom, co tam się modlą, to skarpety jadą. W końcu Europa Wschodnia, co z tego, że południowa. Postkomunistyczny chłop to postkomunistyczny chłop. Jak ma noga jechać, to pojedzie i nie ma, że muzułmanin czy katolik.
No, ale ta Bośnia wygląda jak alternatywna wersja Polski i tyle. Takie miał wrażenia Maciek, który jechał ze swoją życiową partnerką Mariollą na wakacje do Albanii. Żeby nie do Czarnogóry jak wszyscy, czy – Bożesz broń nas, nieszczęśliwych – do jakiej Chorwacji, gdzie, kurwa, już chyba tylko baby z dziadem z Podlasia brakuje. Maciek teraz grzywą a’la James Dean potrząsa i się po Bośni rozgląda, prowadząc samochód co to wiele nie pali, a wygląda jednak cool, a Mariolla coraz to przysypia, ale jej trochę głupio, żeby Maciek nie pomyślał, że ona jaka nieogarnięta, Bałkanem niezainteresowana, że w dupie Bałkan ma, że ona jaka prostaczka, więc dulda kawsko za kawskiem na każdej stacji benzynowej po kolei, wali tigera za tigerem częściej niż Maciek i teraz nie śpi, choć by z chęcią komara, prawda, dziabła.
Pojechali sobie zatem najpierw z Krakowa na Tokaj, trochę nadrobili, ale Stasiuk pisał o Tokaju, a poza tym ładnie i wino tanie. Nakupili więc wina w plastykowych butelkach od chłopa i teraz kisiło im to wino w bagażniku, a oni pojechali dalej. Pojechali sobie na Vukovar, pooglądać postrzelane domy i z rozczarowaniem już mieli wyjeżdżać, bo wszystko sobie Chorwaciny, jak skonstatowali, odremontowali, ale na wylotówce jeszcze trochę tego ostrzelanego było, więc się Maciek zatrzymał i pyknęli tyle poruszających fotek do fejsbukowej galerii pod tytułem „Groza wojny, która była tak blisko”, że Mariolla aż się lekko popłakała, jak potem przeglądała.
No, a potem wjechali do Bośni. Przez Dystrykt Brćko przejechali bez większej kumacji, że są w Dystrykcie Brćko, i pojechali na dół, na Tuzlę. Przy stacji benzynowej Maciek wypłacił trochę kasy, pośmiali się z Mariolą, że w Bośni jeszcze mają marki i feningi, a w Niemczech już euro – i zagłębili się w ten kraj nieszczęsny, wojną znękany, a obiektyw aparatu sterczał Mariolli przez okno jak lufa czołgu. Bo Mariolla, dodajmy, pracuje jako fotografka w Krakowie, w jednej z bezpłatnych, acz zajebistych gazet, które wykładane są na barach klubów lepszych, a nie gorszych.
Na początku było w miarę normalnie, i Mariolla już się zastanawiała, czy nie pierdolnąć tego tigera co to miała pod siedzeniem zakitranego, ale na szczęście zaczęły się wsie muzułmańskie, a Mariolla wcześniej na oczy meczetu nie widziała, bo do Tunezji czy do Hurghady to jej głupie koleżanki-pipcie może jeżdżą, ale ona nie, bo ona wakacje spędzała fotografując ludzkie nieszczęście na zachodniej Ukrainie i w północnej Rumunii, gdzie Cyganie mają takie hawiry, że ja cię nie pierdolę.
No, ale meczet to pierwszy raz. I te cmentarzyki, co to wyglądają, jakby się co białego nastroszyło na zielonym polu.
No i wtedy właśnie Maciek powiedział to, co było napisane na początku: że Bośnia wygląda jak alternatywna wersja Polski. Taka, w której Sobieski przerżnął pod Wiedniem i teraz zamiast kościołów po wsiach stoją meczety i minarety.
– Ech – powiedziała Mariolla do Maćka – Biedny to kraj.
– Biedny – pokiwał głową Maciek.
– Ty, Maciek – powiedziała Mariolla – Weźże zjedź gdzieś tutaj w jakąś boczną uliczkę, w jakąś wioskę, co tak jedziesz tępo tą główną drogą, co my zobaczymy z tej ludzkiej bie… ciekawego jak tak będziemy jechali główną drogą federalną, ty, weźże zjedź.
Maciek pomyślał, że co jak co, ale faktycznie i pocisnął w bok. Wjechali do wioseczki, która nazywała się Jastrebar i w której domki były sielskie, i miłe, i małe, i płotki były przed nimi niewysokie, i nad tym wszystkim meczecik niewielki stał, nawet nie wybielony, a nad tym meczecikiem taki maleńki, niespecjalnie się rzucający w oczy minarecik.
– Jak tu biednie – westchnęła Mariolla, rozglądając się, czy jakie bydło po ulicy nie idzie, jakie kozy czy barany, bo by fotek napykała do albumu na fejsie pt. „Codzienne życie w Bośni: ludzie i…” i tu by wstawiła, zależnie od tego, czy krowy, kozy, owce, a w najgorszym razie to i kury.
Ale tylko gówno krowie na ulicy leżało. Już się Mariolla przymierzała, już fokusa ustawiała, ale w pewnym momencie pomyślała sobie, że jednak, kurwa, bez jaj i podniosła obiektyw na minaret.
Z meczetu wyszedł dziadunio. Na stopy w skarpetach wsunął stojące przed wejściem klapki, nosił jakieś porcięta ciemne, sweterzynę jakąś sprutą, a na siwej głowie – beret czarny. Uśmiechał się sympatycznie w tym swym nieogoleniu.
Maciek od razu poleciał nawiązywać kontakt z lokalsem.
– Dobyr dan, dobro doszli, ako sa żiwie – kombinował, jak koń pod górkę. – Krasna wioska, ładna dżamija (bo tak było napisane w przewodniku Bezdroży, broń Boże nie Pascala jakiego, że dżamija to meczet), ładny beret, krasny, eee… – brnął, aż dziadek, nie przestając się uśmiechać, klapnął sobie tyłkiem na ławeczce, co to pod meczetem stała, i spytał, czy z Polski aby nie przyjechali.
– Z Polski – przyznał Maciek, a Mariolla wlazła za murek, i zza tego murka pierdolnęła dziadkowi serię zbliżeń na twarz do albumu pt. „Bośniak. Studium”.
– Byłem kiedyś – zamlaskał dziadek po niemiecku. – Trzydzieści lat temu. Ale to było! – Powiedział.
– O – zdziwił się, również po niemiecku, bo znał, Maciek. – A co pan tam robił?
– A – powiedział dziadek – inżynierem byłem w fabryce pod Tuzlą. I pojechaliśmy na wczasy. To było dopiero! Za pensję moją miesięczną to mogliśmy tam u was wieś kupić!
– Hm – odpowiedział Maciek, bo coś mu się nie bardzo zrobiło. – No…
– A panny to nam się na kolana ładowały kilogramami – mówił dziadek bośniacki i wyjął z kieszeni papierosy i zakopcił jednego. – Jedna taka, co to zobaczyła, jakie mój kolega ma skarpetki, takie podkolanówki, to się z nim za te podkolanówki chciała pieprzyć… oj bieda, bieda w Polsce straszna. Bieda, panie, bieda…
– No – odpowiedział Maciek. – Ale to było ze trzydzieści lat temu, za PRL-u…
– Pamiętam jak dzisiaj – uśmiechnął się dziadek szeroko. – A papier toaletowy macie? Bo jak byłem, to nie było…
– Nie no – oburzył się Maciek. – I pieniędzy więcej chyba niż Bośniacy!
– Bieda, bieda – dziadek tak się rozmarzył, że nie słyszał Maćka. – A wy, biedaki, na handelek? Na handel? A coście przywieźli? Pokażcie, może co kupię…
– Panie! – Maciek w szoku był. – Jaki handel! My z Polski! U was wojna była! A my w Unii Europejskiej! No coś pan!
– To jak wy, nieboraki, do domu zajedziecie? – Zainteresował się dziadek. – Na benzynę macie? Konserwy jakie na drogę? Chodźcie do mnie, chodźcie, Hamida pewnie z obiadem czeka, to wam co damy…
– Spierdalaj, dziadku – powiedział Maciek po polsku i się odwrócił na pięcie. Poszedł do samochodu. Mariolla, która niemieckiego nie znała, a tylko angielski i podstawy czeskiego, bo się po lekturze Szczygła zaczęła uczyć, ale potem przestała, pyknęła jeszcze ze dwie fotki, pomachała dziadkowi z uśmiechem i pobiegła za Maćkiem.
– Ty – spytała – coś taki wkurwiony? Co on ci powiedział?
– A nic – odpowiedział Maciek, ruszając. – Chodźże, kurwa, pojedziemy, bo nigdy do tej Albanii nie dojedziemy.
• • •
Więcej o książce Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian Ziemowita Szczerka w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian w naszej księgarni internetowej
• • •
Czytaj także:
- Ziemowit Szczerek - Mokry sen zespołu Laibach, czyli karma dla hipstera na Metelkowej
- Ziemowit Szczerek - Wacht am Rhein, czyli Niemcy to wschód, a nie zachód
- Ziemowit Szczerek - Reportaż z oglądania w tv i śledzenia w necie wydarzeń z 11.11 w Wa-wie
- Ziemowit Szczerek - Rzondzi xionc
- Ziemowit Szczerek - Tajna historia Polski, czyli naród Polski, który ma kilkadziesiąt lat
- Ziemowit Szczerek - Polski Lwów
- Ziemowit Szczerek - Przeciwpolska
- Ziemowit Szczerek - Jezus Świebodzińczyk, syn Pantery, w poniemieckim stepie
- Ziemowit Szczerek - Polska nie żyje
- Ziemowit Szczerek - Najpolstsza 2 i pół: Precz z Polanami, niech żyją Wiślanie!!!
- Ziemowit Szczerek - Karel Gott mit uns, czyli jak wpaść w dziurę między dwoma Cieszynami i nie móc z niej wyleźć
- Ziemowit Szczerek - Najpolstsza 2, czyli Wielki Radom. Część druga zapisków z najbardziej polskiej części Polski
- Ziemowit Szczerek - Najpolstsza, część I
- Ziemowit Szczerek - Ukoncete prosim vystup a nastup, śmiejące się bestie
- Ziemowit Szczerek - Mówił mi raz stary góral, będzie Polska aż po Ural. Czyli mit Warszawy 193cośtam
- Ziemowit Szczerek - Wandalowie na gruzach Rzymu, czyli Ruinenwert
- Ziemowit Szczerek - Jura Transylwańsko-Częstochowska
- Ziemowit Szczerek - Hipster prawica i audiencja u Viktora Orbana
- Ziemowit Szczerek - Lechu Kaczyński, wstaw się za nami grzesznemi
- Ziemowit Szczerek - Rzeźpospolita Obojga Narodów
- Ziemowit Szczerek - Brutopia - Mińsk
- Ziemowit Szczerek - Dojechawszy do Babadag
- Ziemowit Szczerek - Molwania: pogranicze polsko-czesko-niemieckie, Frydlant-Bogatynia-Zittau
- Ziemowit Szczerek - Elbonia: płackarta ze Lwowa do Odessy
• • •
Zobacz także:
• • •
Ziemowit Szczerek – dziennikarz portalu Interia.pl, współpracuje z „Nową Europą Wschodnią”, autor opowiadań publikowanych m.in. w „Lampie”, „Studium”, „Opowiadaniach” i E-splocie oraz współautor wydanej w 2010 r. książki pt. „Paczka radomskich”. Pisze doktorat z politologii, zajmuje się wschodem Europy i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Jeździ po dziwnych miejscach i o tym pisze. Ostatnio najbardziej inspiruje go gonzo i literatura / dziennikarstwo podróżnicze.